O mnie

"Bo zaprawdę powiadam wam: 
Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy,
powiecie tej górze:  Przesuń się stąd tam! - a przesunie się.
I nic niemożliwego nie będzie dla was"
Ew. Mat. 17,20


Ostatnimi czasy miałam wielką przyjemność i zaszczyt poznać niezwykłego człowieka, który przez ostatnie 15 lat swojego życia służył i nadal służy jako misjonarz w jednym z najbiedniejszych krajów świata.
Gdybym spotkała go przypadkiem na ulicy - pomyślałabym - biedny, chudziutki i niepozorny emeryt, bojący się pewnie własnego cienia. Jakże pozory potrafią wprowadzić człowieka w błąd.
Kiedy stanął za pulpitem i zaczął swoją opowieść, wszyscy słuchacze otwierali oczy ze zdziwienia i wytężali słuch z wrażenia. Nie dlatego, że posiadał jakieś wybitne zdolności oratorskie, czy przemawiał szczególnie ekspresyjnie, ale historie które przedstawiał brzmiały wprost niewiarygodne i gdybym nie usłyszała ich na własne uszy od człowieka będącego ich naocznym świadkiem - pewnie uznałabym je za zbyt przerysowane i wyolbrzymione.  
Przedstawiam Wam dzisiaj pochodzącego z Czech - pastora Milana MOSKALĘ będącego jednocześnie lekarzem stomatologiem,  który od kilkunastu lat stara się pomagać ludziom mieszkającym na ulicach Bangladeszu.
Ze względu na ograniczoną ilość środków finansowych i ogromny wymiar potrzeb, pastor  szukał sposobu najefektywniejszego dożywiania najmłodszych. Tamtejsze dzieci bardzo często chorowały, a  ich uzębienie świadczyło o totalnym braku witamin. Zastanawiał się jak temu zaradzić. Podjął próby  wypieku pełnoziarnistego chleba, gotowania potrawek warzywnych z ryżem, ale tym co przyniosło najszybsze efekty zdrowotne  w sensie fizycznym, jak i intelektualnym okazały się banany! Jeden banan dziennie dla jednego dziecka ratował mu życie i pozwalał się rozwijać! Prawda, że niesamowite? Po jakimś czasie okazało się, że ten jeden banan miał zbawienny wpływ na  zdrowie dzieci. Brzmi irracjonalnie. A jednak. 
Dla tych, którzy mieliby ochotę na bliższe zapoznanie się z misją Milana Moskali podaję link:

Pastor opowiadał, że kiedy dzieci na ulicy dostawały banany, ich radość była porównywalna do tej jaką odczuwają nasze dzieci na widok najnowszej generacji telefonu komórkowego:):)
Milan Moskala to człowiek wielkiego serca. Z jego inicjatywy w Bangladeszu powstały uliczne szkoły. Tak, tak uliczne. Ponieważ nie ma tam zbyt wielu budynków przeznaczonych na edukację, a dzieci jest bardzo dużo - pastor zorganizował kilku tamtejszych nauczycieli, którzy chętnie przekazywali wiedzę mniejszym oraz większym dzieciakom, siedzącym wprost na ulicy. 
Milan Moskala zorganizował również w Bangladeszu "klinikę stomatologiczną" świadczącą usługi dla najbiedniejszych mieszkańców miasta.
Widziałam, że mój syn oglądając wyświetlane slajdy był "troszkę" zszokowany. I wiecie co? Doszłam do wniosku, że niejednemu z nas przydałaby się od czasu do czasu taka szkoła życia. Jestem przekonana, że przebywając w takich warunkach chociażby przez jeden miesiąc - z ogromną pokorą podchodzilibyśmy do otaczającej nas rzeczywistości, a narzekanie i biadolenie schowalibyśmy bardzo głęboko - na samym dnie kieszeni.
Potrafilibyśmy również okazywać większą wdzięczność naszemu Stwórcy za wszystkie dobre rzeczy, które spotkały nas w życiu.
 

Zanim przejdę do dalszej części opowieści muszę wtrącić kila słów o Bangladeszu. 
Czy wiecie, że powierzchnia tego państwa wynosi 144 tys. km kw., czyli mniej niż połowa Polski - a zamieszkuje go prawie 170 mln ludzi!!!
Bród, smród i ubóstwo, a w przypadku Bangladeszu dodać należy jeszcze ogromne przeludnienie. Niestety, ale takimi właśnie słowami można określić to niechlubne miejsce na naszej Ziemi. 
Kiedy pastor Moskala opowiadał o codziennym życiu jego mieszkańców i pokazywał zdjęcia tych ludzi, uwierzcie mi - nikt z nas - absolutnie nikt nie ma prawa narzekać na to, że w Polsce panuje niedostatek, a ludziom żyje się źle.
My nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić biedy, głodu oraz ekstremalnych warunków mieszkaniowych z jakimi muszą borykać  się na co dzień ci ludzie. 




A teraz opowiem Wam jedną z wielu niezwykłych historii przedstawionych przez Milana Moskalę.  Uwierzcie mi - było ich naprawdę sporo.

Wiadomo, że  mimo różnic kulturowych, wyglądu skóry, czy statusu majątkowego - tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami i mamy podobne potrzeby, a dzieci jak to dzieci - w każdym zakątku świata są spontaniczne, ciekawskie  i chcą się bawić.
Niestety nie zawsze taka zabawa ma szczęśliwe zakończenie. W pewnej bangalskiej wiosce grupka chłopców w wieku 3-9 lat wybrała się nad staw, żeby łowić ryby. Jeden z nich /najmłodszy/ wpadł do wody. 
Dziecko pochodziło z rodziny chrześcijańskiej, a wiadomo, że dominującą religią w Bangladeszu jest Islam. Około 80% społeczeństwa to muzułmanie. Ludzie z tej wsi wyznawali również religię plemienną,  więc  kontakt z duchami przodków oraz wszelkiego rodzaju bóstwami był na porządku dziennym. 
Chrześcijanie żyjący w tego typu środowisku naprawdę nie mają łatwego życia i już za samą przynależność do tej denominacji religijnej  bardzo często są prześladowani.

Chłopiec utonął i w wodzie spędził pięć godzin!!!

Pozostałe dzieci, zamiast natychmiast powiadomić rodziców o całym zajściu - przestraszyli się i pouciekali do swoich domów.
Dopiero po kilku godzinach kiedy rodzice chłopca zaniepokojeni jego nieobecnością zaczęli go szukać - tamci wskazali na nieszczęsny staw. Niestety było już za późno.

Mieszkańcy wioski również zjawili się na miejscu zdarzenia i według nich -  jedynym i logicznym argumentem tłumaczącym ten tragiczny incydent był fakt, że rodzice dziecka przyjmując wiarę chrześcijańską, sprzeniewierzyli się duchom przodków, które w ten właśnie sposób ich pokarały.
Możecie sobie wyobrazić jak okrutny los gotował się małej grupce chrześcijan wraz z kilkoma służącymi tam misjonarzami. Nie do pozazdroszczenia.
Zwłoki dziecka wyłowione po kilku godzinach ze stawu leżały na ziemi i wyglądały bardzo nieciekawie. Jego ciałko było już lekko opuchnięte i sine.
Kilku misjonarzy, rodzice dziecka oraz parę innych osób upadło na kolana i rozpoczęło żarliwą modlitwę. Oczywiście nie jestem w stanie dokładnie zacytować wszystkich słów  skierowanych do Boga, ale po upływie kilkunastu minut żarliwej modlitwy dziecko zakaszlało, usiadło na ziemi i powiedziało: "jestem głodny". 
Kiedy zgromadzeni ludzie zobaczyli ten cud - przerazili się, a rodzice chłopca jeszcze bardziej wielbili Boga. I wiecie co się stało?
Mieszkańcy wsi, którzy byli naocznymi świadkami tego niezwykłego wydarzenia postanowili porzucić swoje dotychczasowe "religijne" praktyki i przyjęli chrzest w wierze chrześcijańskiej. Stwierdzili, że duchy ich przodków do których zanoszą gorliwe modlitwy nigdy nie dokonały takiego cudu, a Bóg chrześcijański nawet zmarłym przywraca życie.

Być może gdyby tę historię opowiadał mi ktoś "trzeci" uznałabym ją za nieprawdziwą, ale Milan Moskala osobiście rozmawiał z tym chłopcem i pokazywał jego zdjęcia. Ta historia miała miejsce kilka lat temu, więc teraz dziecko jest już starsze, a zapytane o to kim chciałby zostać gdy dorośnie, bez słowa zastanowienia odparł: "Chcę służyć Bogu".
Bardzo żałuję, że nie zabrałam na spotkanie  aparatu fotograficznego i nie mogę pokazać Wam  zdjęć wskrzeszonego chłopca, ale sami musicie przyznać, że historia jest niezwykła.
Słusznie powiedziano, że "wiara może góry przenosić". 

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii dotyczących tego wydarzenia - cudu. 
Czy można logicznie i naukowo wytłumaczyć fakt 5-godzinnego przebywania pod wodą, bez tlenu? I czy po tak długim czasie ludzkiemu organizmowi można przywrócić czynności życiowe? Zarówno nauka jak i logika odpowiadają, że nie.
Jezus wskrzesił Łazarza trzy dni po śmierci, a ja jestem przekonana, że Bóg wskrzesił tego chłopca pięć godzin po zatonięciu.

W ewangelii Marka 16,17-18 Jezus mówi takie słowa: 
"Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą, węże brać będą do rak, i jeśli co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie".

Jezus powiedział również, że aby doświadczyć prawdziwej mocy Bożej wystarczy mieć wiarę jak ziarno gorczycy - czy jest to tylko tyle, czy aż tyle?



Moi Drodzy bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze 
pod moim "rocznicowym postem:)

Życzę Wam - aby wiara, nadzieja i miłość 
nigdy Was nie opuszczały:) 


Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu

36 komentarzy:

  1. Hmm, historia jest rzeczywiście niezwykła, ale co zrobić żeby te góry przenosić:)
    Czasami będąc nawet naocznym świadkiem takiego cudu trudno jest uwierzyć.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara to wielki dar i rzeczywiście czasem trzeba na ten dar długo czekać:)

      Usuń
  2. Mario,
    przez wiele lat wierzyłam w boga. Czytałam Biblię, oddawałam się wszelkim nakazanym i "nadprogramowym" praktykom, byłam we wspólnotach, pielgrzymowałam, modliłam się i żyłam wiarą.
    Nie naprzykrzałam się bogu prośbami. Aż doszłam do ściany, pod którą ani w prawo, ani w lewo, ani do przodu, ani do tyłu. W tym jednym wypadku długo, bardzo długo (przez lata) prosiłam o cud, bo sama, o własnych siłach wyjść z sytuacji, w której się znalazłam, nie umiałam i nie umiem po dzień dzisiejszy. Jest to po prostu niemożliwe.
    Aż pewnego dnia mój wzrok padł po raz kolejny na słowa z Ewangelii św. Jana: "12 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca 4. 13 A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. 14 O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię."
    I jeszcze na słowa z Ewangelii św. Mateusza: "7 Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. 8 Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. 9 Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień?"
    I wiesz, co się wtedy stało? Dotarło do mnie z przeraźliwą jasnością, że te słowa są nieprawdą. Kłamstwem. Wymysłem starożytnych autorów. W przeciwnym bowiem razie nie zostałabym pozostawiona samej sobie, bez pomocy, o którą błagałam.
    A jeśli Biblia jest kłamstwem, to boga nie ma. Nie ma nic, żadnych podstaw, żeby w niego wierzyć. Nie ma także cudów. Istnieją tylko zjawiska jeszcze niewytłumaczone - ale nie nadprzyrodzone. Niegdyś nie wiedziano, czym są wyładowania atmosferyczne albo skąd się bierze deszcz, więc starożytni Grecy wymyślili, że to rozgniewany Zeus ciska piorunami, a starożytni Izraelici - "sklepienie w środku wód" i "wody ponad sklepieniem" (Księga Rodzaju, 1. 6-9).
    Opowieść "naocznego świadka" o wydarzeniach, która nie zostały w sposób naukowy udokumentowane ani zbadane, pozostaje dla mnie wciąż tylko opowieścią z drugiej, a nawet z trzeciej ręki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje ostatnie zdanie jest dobitnym dowodem na to, że rzeczywiście brak Ci wiary. Milan Moskala jest bezpośrednim świadkiem cudów które dokonują się na jego oczach i sam również uzdrawia ludzi. Nie pisałam o tym, ale możesz obejrzeć jego wykłady na you tube.
      Odnoszę wrażenie, że gdybyś nawet na własne oczy zobaczyła taki cud i tak byś w niego nie uwierzyła.
      Z Jezusem chodziło mnóstwo ludzi, którzy byli świadkami Jego cudów, a tylko część z nich w nie wierzyła.
      Tak samo jest i teraz. Jeżeli Biblia jest dla Ciebie kłamstwem i wymysłem ludzi to NIGDY nie uwierzysz w KOGOŚ kto nie istnieje.
      Piszesz, że prosiłaś Boga i Cię nie wysłuchał. A gdyby Cię wysłuchał, czy wtedy na pewno uwierzyłabyś w Niego i nie miała żadnych wątpliwości, że On istnieje? Szczerze mówiąc mam co do tego wątpliwości.
      Jezus powiedział, że o cokolwiek prosić będziecie spełnię to. Pamiętaj również, że w modlitwie Pańskiej są takie słowa; "bądź wola Twoja", a więc modląc się powinniśmy w całości zaufać Bogu i polecić Mu nasze problemy i bez względu na Jego "werdykt" trwać przy Nim. Na tym właśnie polega wiara.
      Zwróć uwagę na to, że dzieci nie zawsze okazują posłuszeństwo i zgadzają się z decyzją rodziców, ale z czasem dochodzą do wniosku, że było to najlepsze z możliwych rozwiązań.
      Jestem pewna, że jeśli człowiek z oddaniem i wiarą poleca Bogu swoje problemy - On nigdy nie zostawia takiej prośby bez odpowiedzi. Czasem trzeba tylko na tę odpowiedź poczekać. Tobie najwidoczniej brakło cierpliwości:)
      Nie mnie Ciebie przekonywać, ale ja jestem przekonana, że bez Boga żyje się znacznie gorzej i trudniej.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Mario, to takie proste... Wierzyłam przez ponad 40 lat życia. Gdy przestałam sobie dawać radę, z wiarą i ufnością błagałam o pomoc, własnie na podstawie obietnicy zawartej w Biblii. Gdybym tę pomoc otrzymała, zgodnie ze słowami Biblii, nie utraciłabym wiary. Ale jak wierzyć w słowa, które okazały się kłamstwem? No powiedz, jak? Mnie nie potrzeba wielkich dowodów na istnienie boga, niepotwierdzonych opowieści nieznanych ludzi. Wystarczyłaby reakcja boga w moim życiu we właściwej chwili. Milcząca pustka i obojętność w zamian obnażyły nagi fakt: Biblia kłamie, więc boga nie ma.
      Uwierz mi, życie z moim problemem w żaden sposób nie może mi wyjść na dobre. Zakładając, że bóg by istniał i czegoś mi odmawiał (zastosowałaś analogie do rodziców i dziecka) dla mojego dobra, to w tej sytuacji też się to nie sprawdza, ponieważ działa ona na mnie destrukcyjnie, pozbawiła wiary i nadziei, a na co dzień pogarsza mój stan psychiczny i zdrowie fizyczne. To nie jest żadne dobro.
      Napisałaś na koniec, że "bez Boga żyje się znacznie gorzej i trudniej". Myślę, że to pewien błąd w rozumowaniu. Wszyscy żyjemy bez boga, bo nikt go ani nie widział, ani nie słyszał, ani w żaden inny sposób się z nim nie kontaktuje. Tylko jedni żyją z wyobrażeniem, że ktoś taki jest, a inni bez. Ale każdemu żyje się tak samo, bo nikomu żaden bóg nie pomaga. Tylko że ci pierwsi zapewniają sobie w ten sposób pewien komfort psychiczny związany z lękiem przed śmiercią, a ci drudzy - godzą się z tym, że wszystko, co żyje, umiera. Wbrew pozorom nie jest to takie straszne. Śmierć bywa czasem bardziej miłosierna od ludzi i świata... bywa wybawieniem od cierpienia.
      Jeżeli w moim życiu nie zdarzy się cud, to śmierć

      Usuń
    3. P. S.
      Byłabym zapomniała.
      Napisałaś, Mario, "Nie mnie Ciebie przekonywać". A ja bardzo chętnie dałabym się przekonać. Potrzebowałam i potrzebuję czegoś takiego jak bóg. Problem polega na tym, że do jego istnienia mógłby (po tym wszystkim) przekonać tylko on sam.

      Usuń
  3. Mario, napisałaś tekst naprawdę skłaniający do refleksji. My, mieszkańcy Europy, bardzo często nie jesteśmy nawet w stanie wyobrazić sobie, z jakimi trudami borykają się w codziennym życiu biedniejsi ludzie z naszego globu. Nieocenione są więc osoby, które poświęcają całe życie na pomoc tym biednym. Prawdziwi bohaterowie.

    A cuda... Czasem się zdarzają. Czy ten konkretny przypadek można wyjaśnić naukowo - nie wiem. Może trzeba po prostu uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. My, Europejczycy żyjemy w naprawdę godziwych warunkach /oczywiście są też wyjątki/, więc dla nas nawet najmniejsza niedogodność urasta do rangi wielkiego problemu. Nawet chwilowy brak prądu, czy wody powoduje totalny chaos i panikę. Nie wspominam nawet o braku jedzenia.

      Cuda się zdarzają, tylko my ich czasem nie dostrzegamy:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Ja głęboko wierzę w to, że Bóg nadal dokonuje takich cudów, tylko my ludzie nie chcemy w nie uwierzyć.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem prosto. Wierzę w Pana Boga i wierzę Panu Bogu. Jeśli chce,sprawia,ze cuda się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe... wiesz, z cudami się nie polemizuje. W nie się wierzy albo i...nie ;)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że czasem w życiu dzieją się takie rzeczy o których nawet naukowcom się nie śniło:)
      Jezus również czynił cuda i tylko nieliczni w nie wierzyli.
      Dzisiaj jest podobnie.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  7. Można się zadumać w tekscie. Są rzeczy które są nie do wytłumaczenia i tylko My sami sobie możemy odpowiedzieć czy to fakt czy nie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Tacy ludzie to fenomen sam w sobie. Ze mną pracowała kiedyś siostra zakonna, której nie bardzo odpowiadały "układy"kościelne, więc wyjechała na misję do Afryki i tam spełnia sie w 200%.
    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Banany to ciekawe owoce, mają i węglowodany i proteiny, przy tym naturalnie – witaminy. I minerały także. Wszystko co trzeba w słodkiej pigułce.

    I teraz mi powiedz – czy człowiek naprawdę musi przeżyć to wszystko, żeby miał więcej pokory? Naprawdę musi dotknąć nieszczęścia, żeby się nawrócił? Naprawdę musi liznąć strasznych kwestii, żeby przestał narzekać na byle pogodę, a naprawdę cieszył się życiem i własnym zdrowiem? Dlaczego człowiek urodzony w Polsce nie może podziękować Bogu, że ma dach nad głową, rodzinę itd.? Bo nie jest świadom, że mogłoby go spotkać coś gorszego? Naprawdę dlatego?

    Bangladesz posiada też kurort turystyczny. Jak wpiszesz sobie w googla, wyświetlą Ci się piękne, dosłownie bajeczne zdjęcia. A turyści, którzy zdecydują się wyjść z hotelu w jakieś niepolecane w folderze miejsce, są p[o prostu w szoku. Bieda ich dotyka, boją się.
    Przeczytałam na różnych blogach podróżniczych podobne doznania. My zwykle nie mamy pojęcia ile jest niedostatku na świecie. Zwykle kojarzymy go z dziką Afryką ewentualnie terenami dotkniętymi wojną. Daleko szukać nie trzeba, przy naszych granicach też jest sporo takich "kwiatków". To się dzieje, to jest na całym świecie.

    Jak czytałam tę historię o ożywieniu dziecko, miałam ciarki. Bóg z martwych porywa do życia, tak było od zarania dziejów. A Jezus obiecał, że większe cuda będziemy czynić niż on czynił. Pamiętasz na pewno, że przywrócił do żywych jedną dziewczynkę, która już długo była martwa. Myślę, że większych czynów ponad to nie ma. To rzeczywiście cud.
    I żaden naukowiec czy medyk nie sprosta wyjaśnieniu tego. Ten czyn jest od od Boga. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Twój post Mario.
    Milan Moskala swoją misję wypełnia,nie da się ukryć,ratując w ten sposób nie jedno ludzkie życie.
    Wiem, że nie da się uratować wszystkich,ale kto ratuje chociaż jedno życie...
    Cuda istniały,istnieją i istnieć będą,inna kwestia to ta , czy ludzie w nie wierzą ,ja wierzę.
    Moc modlitwy jest wielka i nie mówię tu tylko o klepaniu pacierzy ,bo to tylko nawyk powielany przez większość.Zatracić się w modlitwie,w szczerej rozmowie z Bogiem to właściwa droga,tak myślę.
    Twój wpis skłania do przemyśleń i do refleksji,dziękuję Mario :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepiękny tekst.
    Wierzę w Boga od dziecka. Może nie latam już co niedzielę do kościoła. Ale wierzę, że jest że kocha i może dokonać niemożliwego, może dokonać cudu.
    Nie wszyskto co widzimy uznajemy za cud, a szkoda bo nawet to że mogę chodzić jeść i wstać z łóżka to cud - nie każdy ma taką możliwość.
    serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wierzę i sama na swojej drodze życia spotkałam cuda , które "odczułam na swojej duszy i ciele, a także wśród moich najbliższych. Cuda zdarzają się niezależnie od czasów, w jakich żyjemy. Piękny tekst na rocznicę, Mario :-)
    Życzę Ci nadal błogosławieństwa Bożego we wszystkich sprawach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak po ludzku Ci zazdroszczę. Z wielką wiarą modliłam się o zdrowie Córki. Byłam przy Niej do końca. Kiedy widzisz, jak z każdym dniem odchodzi Twoje ukochane dziecko, pojawia się w głowie mnóstwo pytań... Błagasz, prosisz na kolanach o "cud"... Jesteś przemęczona pracą i opieką bad Córką, z bagażem różnych problemów także własnych zdrowotnych, ale trwasz i wierzysz, że wreszcie Bóg Cię wysłucha...
      Ale nie wysłuchał... Czyli cuda są tylko dla wybranych... W czym Moja Ania gorsza, w czym ja jestem gorsza i moja rodzina?

      Usuń
    2. Barbarosso - gdy ludzi spotyka coś dobrego, często błędnie nazywają to cudem. Cud z definicji jest wydarzeniem o charakterze nadprzyrodzonym i praktycznie niemożliwym do "stania się". Powodem pomyłki jest zatem nazewnictwo. Ani Ty, ani Twoja rodzina nie jesteście w niczym gorsze od innych. Ludzie po równo nie otrzymują cudów, bo nie ma nikogo, kto potrafiłby, mógłby i chciałby je czynić. Są tylko mniej lub bardziej szczęśliwe albo nieszczęśliwe zbiegi okoliczności.

      Usuń
    3. Czy 5-godzinne przebywanie człowieka pod wodą nie jest cudem - tym bardziej, że po wydobyciu go na powierzchnię stwierdza się zgon? No chyba lepszego dowodu na cud jak wskrzeszenie z martwych nie może być.
      Na pewno nie nazwałabym tego zbiegiem okoliczności:)

      Usuń
    4. Mario, tak jak napisałam powyżej, na świecie istnieje wiele zjawisk jeszcze niewytłumaczonych. To nie oznacza, że ich istota jest nadprzyrodzona. Nie będę już powtarzać tego, co napisałam o starożytnych ludach, bo sama możesz wrócić na górę strony. Ponadto co my mamy w tej historii? Słowo przeciwko słowu czy rzetelne dochodzenie i dokumentację medyczną? Co ponad egzaltowaną opowieść mężczyzny? Co wiemy o faktycznym stanie chłopca w ciągu tych pięciu godzin albo chociażby o tym, w jaki sposób przebywał w wodzie i czy rzeczywiście utonął?
      Mnie nie potrzeba spektakularnych czynów w Bangladeszu. Dla nas tutaj o wiele bardziej wiarygodny byłby bóg, który uratowałby Córkę Barbarossy (dla Niej) albo pomógł mi w tym, czego sama nie przeskoczę (dla mnie).

      Usuń
  13. Kochana!
    Wszak :" Wiara czyni cuda, góry przenosi"!
    Nie chcę wiele pisać, bo wszystko tutaj jest zawarte.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Droga Mario, przeczytałam tekst kilka razy...
    Jestem pełna podziwu i szacunku dla osób, które pomagają innym w potrzebie. Szczególnie ludziom biednym...
    A cuda... Są sytuacje, które moim zdaniem, nie da się wytłumaczyć rozumem. I nawet nie próbuję...
    Z drugiej strony modliłam się o cud, by Ania wyzdrowiała... Cudu nie było...
    Wiem, to nie koncert życzeń, ale moja wiara się zachwiała, bo jak to jest, jedni doświadczają cudów, a inni nie... Jakie jest kryterium?
    Długo mogłabym pisać o moim bólu, o wielkiej tęsknocie za Córką, o nieprzespanych nocach, o lękach etc...
    Nie zaprzeczam w istnienie Boga i cudów, ale moja wiara jest teraz inna...
    W komentarzu wyżej słowa "Wiara czyni cuda i góry przenosi" brzmią obecnie dla mnie jak zwykły slogan, bo mnie ta góra przygniotła, a wierzyłam i ufałam bardzo, że los się odmieni...
    I nawet pisanie na temat jest dla mnie zbyt bolesne.

    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadumałam się troszkę nad tym wpisem, bo od śmierci mojej mamy, która miała 53 lata minęło już 11 lat i od tamtego czasu moja wiara jest nijaka. Również prosiłam "boga" aby walkę z nowotworem wygrała, a walczyła 7 lat. Być może moja wiara zawsze była słaba i żadnego cudu nie mogłam sie spodziewać. Ale... w zeszłym tygodniu zmarł mój były mąż, ojciec trójki moich dzieci. Jego matka jest osobą mocno wierzącą, nie znam drugiej tak mocno wierzącej w istnienie "boga" osoby. I co? Patrzyła jak jej syn przez ostatnie 15 lat rujnuje sobie życie. Wierzę w to,że modliła się za niego każdego dnia kika razy. Gdzie jest ten bóg, który zabrał jej syna a moim dzieciom ojca(jaki by nie był, to był ich ojciec) ? Dlaczego nie dokonał cudu, skoro najbliższa rodzona matka oddałaby wszystko, aby ten cud się stał i jej syn powrócił do normalnego życia?

      Usuń
  15. Nominowałam Cię, bo uważam, że warto polecać Twój blog, więc niech się dzieje.
    Zapraszam po szczegóły: http://ekstraktzycia.blogspot.com/2018/07/mystery-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przy okazji podepnę się pod ten komentarz, bo ja nominowałam Was obie :)

      Usuń
  16. Dla wierzących opisany przypadek będzie należał do tych z kategorii cudu boskiego, niewierzący znajdą argumenty by udowodnić, że zadziałał tutaj splot korzystnych zjawisk. W przyrodzie znamy zjawiska wielomiesięcznej hibernacji organizmu, gdy funkcje życiowe są spowolnione do minimum.
    Co do przenoszenia gór to np. można siłą woli przesuwać przedmioty np wazony z kwiatami, czy szklanki na stole. To są udokumentowane przypadki. Może można tak i przesunąć większe obiekty.
    Myślę, że największym cudem jest sam fakt życia. Czy powstało ono za sprawa Boga, czy jako szczególny splot powiązań chemicznych atomów? Nie wiemy, znów można wrócić do początku komentarza. Każdy będzie miał swoje zdanie.
    Ale tekst jak zawsze ciekawy, pozdrawiam pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cały post jest dla mnie genialny, kocham takie tematy. Dziękuję, bo ja bardzo chętnie się zapoznam jeszcze bardziej z tym Panem, z życiem tych ludzi. Panu biję brawo ze wszystkich stron. Takich ludzi podziwiam najbardziej, dobrych i uczynnych bez skupiania się na sobie.

    Historia z chłopcem powalająca, ale ja wierzę. Normalnie wierzę. Ja np. totalnie wierzę w Boga jako mojego przyjaciela. Rozmawiam z nim jak z najlepszym przyjacielem. Widziałam kolegę, machał do mnie, już nie żył. Pisałam Ci chyba o tym. Ubrany był tak, jakby jeździł na motorze, odmachałam mu, bo naprawdę go lubiłam. Dwa razy go widziałam i on tak usilnie mi machał z uśmiechem, tak machał, że aż się dziwiłam. Parę dni później dowiedziałam się o jego pogrzebie. Byłam jedyną osobą z klasy, która nie przyszła. Nie miałam o tym pojęcia. Nie mogłam uwierzyć, myślałam, że to plotki, bo przecież parę dni temu mi machał. Był jakiś inny, no ale stał po drugiej stronie ulicy, przy targu. Poszłam na grób, byłam zszokowana. Więcej, ja nie umiałam znaleźć grobu i poprosiłam go, by mi pomógł. Zawiał wiatr, taki inny, wskazujący drogę... tam był grób. Tak właśnie było. Odwiedzam Tomka, wciąż zszokowana, wciąż smutna, że zmarł tak szybko, właśnie na motorze.

    Tu opowiem Ci teraz o moim Dinusiu. Byłam na wycieczce, pierwszy raz z platformy couchsurfing. Śpisz za darmo u kogoś. Byłam z Sylwią, przenocowała nas przesympatyczna dziewczyna, piękna duszyczka. Idąc już do mieszkania, poczułam coś dziwnego, coś kazało mi być uważną. Odwróciłam się w tył, byłyśmy z Sylwią śledzone. Facet zaczął grzebać w rozporku. Byłyśmy same... Dałam znak Sylwii, stanęłyśmy, udając, że machamy do okna, w którym jest ta dziewczyna, u której nocowałyśmy. Oni też stanęli. Dzięki Bogu zjawiły się dwie osoby. Powiedziałam do Sylwii byśmy właśnie w tym momencie szybkim krokiem, poszły do klatki, oni przyspieszyli. Udało się nam uciec. Jednak w nocy, ok. 1... nastąpił wybuch. Auto dziewczyny zostało podpalone. Całe mieszkanie zaczadzone. Bałyśmy się wyjść z mieszkania, bałyśmy się tych facetów. Jednak biegałam w pidżamie z wiadrem, zanim przyjechała policja. Mieszkanie było całe siwe, ale jakoś udało się zapobiec tragedii. Nie mogłam po tym zasnąć, byłam przerażona. Nad ranem, obok łóżka zobaczyłam patrzącego na mnie Dina. Wpatrywałam się w niego, patrzał na mnie. Był boski. Wrzasnęłam z szokiem do Sylwii, że obok, na stoliku jest Dino. Zniknął. Wracając do domu, we łzach, a także z wdzięcznością, usłyszałam od hermana... Aga ja czułem, że Dino był tam z Tobą, cały czas to czułem. Odpowiedziałam, że był, on tam był.

    Zupełnie nie obchodzi mnie czy ktoś uwierzy, bo ja tu piszę prawdę.

    Wiara nie jest jednolita. Jedni wierzą bardziej, inni mniej. Jedni mają nieco bardziej otwarte oczy na to, co nie do końca pojęte przez ludzi i zwyczajnie to widzą. Dlatego wierzę w historię z chłopcem.

    Dziękuję Mario za post, którego nie zapomnę. <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Niesamowite !!! Wierzę w to, że cuda się zdarzają, a ten cud miał większy wymiar, bo zachęcił innych ludzi, by uwierzyli i przyjęli chrzest. Piękna opowieść ! Po twarzy tego misjonarza widać, że odbywa On prawdziwą misję na naszym ziemskim globie. Jego twarz jest pogodna i nie ma na niej pychy czy dumy. Widać, że to człowiek skromny, który niesie pomoc potrzebującym. Powinniśmy uczyć się dobroci od takich nauczycieli, a nie narzekać na trudy codziennego życia. Pozdrawiam serdecznie :)) Cieszę się, że tu trafiłam :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Mario, nominowałam Cię do wyróżnienia Mystery Blogger Award. Zasłużone! Szczegóły na moim blogu! Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  20. Piękna historia Marysiu. Staram się cieszyć z rzeczy małych od dłuższego czasu i jest naprawdę łatwiej... zarówno o uśmiech jak i przezwyciężanie codziennych przeciwności. A wiara naprawdę potrafi czynić cuda. Buziaki, Kochan ślę do Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Może i ten Pan wygląda niepozornie ale ma dobroć wypisaną na twarzy. A my, zdrowi, szczęśliwi i mający dach nad głową oraz środki na jego utrzymanie ludzie powinniśmy częściej uświadamiać sobie jacy jesteśmy uprzywilejowani.

    OdpowiedzUsuń