"Założyć ogród to uwierzyć w jutro"
Audrey Hepburn
Chyba nie ma nic gorszego na świecie /oczywiście mam tu na myśli rzeczy bardziej przyziemne/ od remontu mieszkania w czasie tropikalnych upałów. Wiem co mówię, bo od jakiegoś czasu przerabiam to na własnej skórze i dlatego moja obecność na blogu jest bardzo ograniczona:)
Na szczęście - gdzieś tam za zakrętem widać już efekty naszych "budowlanych wyczynów", więc powolutku wszystko wraca do normy.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi fakt, że ostatnio nie odpowiadałam na wszystkie Wasze komentarze. Obiecuję poprawę:)
W ramach rekompensaty chciałabym Was dzisiaj zabrać na romantyczny i pachnący spacer po gigantycznym ogrodzie, gdzie motywem przewodnim jest królowa kwiatów - róża oraz jej bezkolczasta siostra - piwonia.
Jeśli chodzi o mnie uwielbiam je obie:)
Arboretum w Wojsławicach odwiedziliśmy w czerwcu - miesiącu, w którym oba gatunki tych cudownych krzewów osiągają apogeum swoich możliwości.
Miałam również cichą nadzieję, że o tej porze roku będą jeszcze kwitły rododendrony, ale tegoroczna wiosna zawitała do nas w tak ekspresowym tempie, że niestety nie było mi dane podziwiać spektaklu złożonego z feerii barw oraz setek rosnących tutaj odmian.
Wojsławice są dzielnicą miasta Niemcza, położonego w województwie dolnośląskim i według legendy nazwa wsi pochodzi od imienia rycerza Wojsława będącego opiekunem księcia Bolesława Krzywoustego.
Tak się fajnie złożyło, że akurat w tym dniu na terenie arboretum odbywało się "Święto Piwonii" organizowane tutaj po raz trzeci - więc oczywiście palmę pierwszeństwa przejęły piwonie, a piękne modelki pochodzące z krajów azjatyckich stanowiły do nich bardzo wdzięczny dodatek:)
Szczególne walory przyrodnicze tego terenu oraz bogaty rodzimy drzewostan stwarzały dogodne warunki do założenia ogrodu o charakterze romantycznym. Najprawdopodobniej taki właśnie ogród dworski, przekształcony z naturalnego lasu, był dziełem założycieli nowej rezydencji - rodu von Aulock będących właścicielami majątku do 1848 r. Ich największą zasługą była adaptacja naturalnego krajobrazu wraz z jego drzewostanem do zakładanego przez siebie parku dworskiego oraz uprawa drzew obcego pochodzenia, między innymi: kasztanowca zwyczajnego sosny wejmutki dębu czerwonego , czy tulipanowca amerykańskiego.
Arboretum w Wojsławicach odwiedziliśmy w czerwcu - miesiącu, w którym oba gatunki tych cudownych krzewów osiągają apogeum swoich możliwości.
Miałam również cichą nadzieję, że o tej porze roku będą jeszcze kwitły rododendrony, ale tegoroczna wiosna zawitała do nas w tak ekspresowym tempie, że niestety nie było mi dane podziwiać spektaklu złożonego z feerii barw oraz setek rosnących tutaj odmian.
Wojsławice są dzielnicą miasta Niemcza, położonego w województwie dolnośląskim i według legendy nazwa wsi pochodzi od imienia rycerza Wojsława będącego opiekunem księcia Bolesława Krzywoustego.
Tak się fajnie złożyło, że akurat w tym dniu na terenie arboretum odbywało się "Święto Piwonii" organizowane tutaj po raz trzeci - więc oczywiście palmę pierwszeństwa przejęły piwonie, a piękne modelki pochodzące z krajów azjatyckich stanowiły do nich bardzo wdzięczny dodatek:)
Na terenie arboretum można zaopatrzyć się w różne gatunki rośli. Wybór jest ogromny. |
Szczególne walory przyrodnicze tego terenu oraz bogaty rodzimy drzewostan stwarzały dogodne warunki do założenia ogrodu o charakterze romantycznym. Najprawdopodobniej taki właśnie ogród dworski, przekształcony z naturalnego lasu, był dziełem założycieli nowej rezydencji - rodu von Aulock będących właścicielami majątku do 1848 r. Ich największą zasługą była adaptacja naturalnego krajobrazu wraz z jego drzewostanem do zakładanego przez siebie parku dworskiego oraz uprawa drzew obcego pochodzenia, między innymi: kasztanowca zwyczajnego sosny wejmutki dębu czerwonego , czy tulipanowca amerykańskiego.
Park w Wojsławicach stanowił w tym względzie wyjątek i
wyprzedził nawet magnackie rezydencje w Książu, Sułowie, Mysłakowicach czy
Miliczu znane z tego, iż powstawały przy nich pierwsze na Śląsku
ogrody romantyczne.
Istotny dla dalszej historii parku był
rok 1880, kiedy właścicielem 150-hektarowego majątku w Wojsławicach został Fritz
von Oheimb (1850–1928). Jemu to zawdzięcza park swój obecny charakter.
Ten śląski ziemianin, wybitny znawca roślin, z wielkim wyczuciem oraz
świetną znajomością miejscowych warunków glebowych i mikroklimatu
przystąpił do przebudowy parku. Była to konieczność, gdyż zarówno stara
rezydencja, folwark, jak i zdziczały do tego czasu park znajdowały się w
bardzo złym stanie.
Właściciel majątku - Fritz von Oheimb rozpoczął
prace od powiększenia terenu ogrodu, wytyczenia krętych alejek i osi
widokowych łączących park z otaczającym go krajobrazem. Założył
4-stopniową sieć stawów. Około 1900 r. wybudował istniejący do dzisiaj
domek ogrodnika i urządził obok niego alpinarium. W 1910 r. założył w
parku instalację wodną ułatwiającą uprawę roślin.
Uzdolniony
artystycznie gospodarz potraktował teren parku jak żywy obraz.
Jego ramy tworzyły olbrzymie buki, kasztanowce, lipy, cisy, sosny,
świerki oraz sędziwe dęby – pozostałości dawnego założenia ogrodowego.
Na tle ciemnej zieleni drzew iglastych, jaśniejsze w tonacji drzewa
liściaste miały pogłębiać perspektywę. Pionowe kolumny srebrzystych
świerków kłujących zamykały całość
kompozycji. Wnętrze swojego obrazu wypełnił grupami drzew, krzewów i
roślin zielonych, atrakcyjnymi kolorystycznie o każdej porze roku. Fritz
wbrew tradycji rodzinnej nie podjął się kariery wojskowej,
jak jego trzej bracia.
Muszę przyznać, że faktycznie ogród ten zaprojektowany jest w niezwykły sposób. Łuki, ścieżki, zakola, zakręty, wzniesienia i pagórki sprawiają wrażenie trójwymiarowości. Stajesz na jednym szczycie i możesz podziwiać całą paletę barw rozciągającą się na sąsiednim wzgórzu. Wspaniałe doznania wizualne.
Obiecałam sobie, że w przyszłym roku nie odpuszczę i przyjadę tutaj na cały dzień.
Muszę przyznać, że faktycznie ogród ten zaprojektowany jest w niezwykły sposób. Łuki, ścieżki, zakola, zakręty, wzniesienia i pagórki sprawiają wrażenie trójwymiarowości. Stajesz na jednym szczycie i możesz podziwiać całą paletę barw rozciągającą się na sąsiednim wzgórzu. Wspaniałe doznania wizualne.
Obiecałam sobie, że w przyszłym roku nie odpuszczę i przyjadę tutaj na cały dzień.
Kto żyw, może bez ograniczeń korzystać w tym ogrodzie ze wszystkich dobrodziejstw natury:) |
Fritz von Oheimb był młodzieńcem chorowitym z powodu dokuczającej mu astmy. Często przebywał na leczeniu w Alpach Szwajcarskich. Legenda rodzinna głosi, że jedna z jego wędrówek alpejskich skończyłaby się tragicznie, gdyby nie gęste zarośla tzw. róży alpejskiej (różanecznik alpejski), które zatrzymały młodzieńca spadającego z pionowej niemal ściany. Być może zdarzenie to przyczyniło się do późniejszej miłości ogrodniczej jaką darzył rośliny z rodzaju Rhododendron, czyli różaneczniki.
Marzenia o swoim parku zaczął realizować w 1881 r., od momentu, gdy zamieszkał w Wojsławicach wraz ze swoją poślubioną tamże żoną – młodszą o 10 lat Berthą Vorländer. Nigdy nie przejawiał większych zainteresowań gospodarstwem rolnym, a pracę gospodarza traktował jako konieczność życiową. Pasją Fritza był ogród i właśnie jemu poświęcił całe swoje życie. Nie rozstał się z nim także po swojej śmierci w 1928 r. - tutaj został pochowany.
Bertha i Fritz von Oheimb po ślubie - rok 1880 |
Ten wielki pasjonat drzew i ogrodnictwa zgromadził bardzo bogate kolekcje roślinne.
W 1920 r. uprawiał już ponad 4000 krzewów różaneczników w około 300 odmianach.
O
sukcesie w uprawie tych trudnych roślin zadecydowały żyzne i kwaśne
gleby, korzystny makro- i mikroklimat, ale przede wszystkim jego
intuicja oraz wiedza ogrodnicza.
W uznaniu zasług, jakie wniósł do aklimatyzacji, uprawy i popularyzacji tych roślin na Śląsku, jedna z późno kwitnących odmian różanecznika fioletowego została w 1906 r. nazwana, przez hodowcę T. J. Rudolfa Seidla, jego imieniem – "Von Oheimb Woislowitz".
W uznaniu zasług, jakie wniósł do aklimatyzacji, uprawy i popularyzacji tych roślin na Śląsku, jedna z późno kwitnących odmian różanecznika fioletowego została w 1906 r. nazwana, przez hodowcę T. J. Rudolfa Seidla, jego imieniem – "Von Oheimb Woislowitz".
Fritz von Oheimb podejmował próby uprawy
wielu mało znanych gatunków i odmian – pierwszy na Śląsku uprawiał w
gruncie bez osłon na zimę klony palmowe, a jego
kolekcja w 1924 r. obejmowała około 50 okazów i była dumą właściciela.
Kilka z nich rośnie w Arboretum do dzisiaj. Miał duszę kolekcjonera i z
olbrzymim zaangażowaniem gromadził nie tylko drzewa, krzewy, ale również
byliny.
W 1921 r. posiadał ponad 500 odmian piwonii. Cieszył się, gdy udało mu się zdobyć nową
roślinę, np. odmianę grzybienia, o
której tak pisał w swoim pamiętniku: „prawie nikt jej w całych Niemczech
nie posiada”. Zapłacił za nią wówczas aż 100 marek, w czasach, gdy
wstęp na zabawę z orkiestrą w Niemczy kosztował 0,3 marki – dla niezbyt
majętnych Oheimbów była to kwota znaczna.
Niewielki park w Wojsławicach zyskał w czasach von Oheimba należną mu sławę i uznanie. W latach 20. XX w. stał się placówką doświadczalną Niemieckiego Towarzystwa Dendrologicznego, a także był licznie odwiedzany przez osoby ze sfer ziemiańskich z całego Śląska oraz z Czech. Wojsławicki park był wówczas w Niemczech tak sławny, jak wspaniały ogród wielce poważanej w Anglii Miss Gertrude Jekyll /mam nadzieję kiedyś tam dotrzeć/.
Niewielki park w Wojsławicach zyskał w czasach von Oheimba należną mu sławę i uznanie. W latach 20. XX w. stał się placówką doświadczalną Niemieckiego Towarzystwa Dendrologicznego, a także był licznie odwiedzany przez osoby ze sfer ziemiańskich z całego Śląska oraz z Czech. Wojsławicki park był wówczas w Niemczech tak sławny, jak wspaniały ogród wielce poważanej w Anglii Miss Gertrude Jekyll /mam nadzieję kiedyś tam dotrzeć/.
Wszystkich zainteresowanych parkiem Fritz von Oheimb traktował jak
swoich gości i osobiście ich oprowadzał. Sprawiało mu to przyjemność i
absorbowało do tego stopnia, że na posiłki wzywany był przez specjalny
megafon.
W 1928 r., po śmierci Fritza, najstarszy syn Arno – z wykształcenia geolog, kontynuował rozpoczęte przez ojca prace. Zakończył karierę zarządcy czterech górnośląskich kopalń księcia Henckela von Donnersmarcka oraz dyrektora Szkoły Górniczej w Pyskowicach i związał się na stałe z majątkiem ojca. Postanowienia Konferencji Poczdamskiej o nowym podziale Europy zmieniły losy rodziny Oheimbów – 23 sierpnia 1946 r. musiała ona opuścić Wojsławice.
Druga wojna światowa szczęśliwie ominęła park, jednak w późniejszych
latach wielokrotnie zmieniał on właścicieli. Zaginęła także duża część roślin, ale dzięki miłośnikom
Wojsławic – różnym instytucjom i osobom prywatnym, kolekcje roślinne
nadal były uzupełniane.
W 1977 r. Komisja Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce nadała
parkowi w Wojsławicach rangę Arboretum, a w 1983 r. cały obiekt (blisko
5 hektarów) wpisano do Rejestru Zabytków Kultury.
Od 1988 r. Arboretum w
Wojsławicach jest filią Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego –
obie instytucje połączyły się po prawie stu latach od pierwszych
kontaktów Fritza von Oheimba z Ogrodem we Wrocławiu, któremu w 1890 r.
przekazał kilka swoich pierwszych różaneczników.
Powierzchnię Arboretum systematycznie powiększano − w 2005 r. wynosiła już 62 hektary!
Nadal rekonstruuje się stawy i cieki wodne, zakłada systemy
nawadniające, wytycza nowe alejki, a przede wszystkim sadzi wiele
roślin, dzięki czemu ich liczba zwiększyła się w ostatnich latach
wielokrotnie. Wszystkie okazy roślin posiadają szczegółową dokumentację,
etykiety informacyjne, a unikaty specjalne tablice opisowe. Arboretum
nadal służy nauce oraz tysiącom gości, których przyciąga tu bujna
przyroda i największe w Polsce kolekcje odmian Różaneczników Rasy Łużyckiej, bukszpanów i największa w Europie kolekcja liliowców.
Prawda, że ogród w Wojsławicach jest niesamowity? Niestety zdjęcia nie oddają w pełni jego ogromu oraz piękna. Po prostu trzeba go zobaczyć osobiście. Naprawdę polecam to miejsce każdemu kto kocha rośliny i lubi od czasu do czasu poleżeć pod lipą lub innym, dowolnie wybranym krzaczku - czyli w zasadzie nam wszystkim:)
Prawda, że ogród w Wojsławicach jest niesamowity? Niestety zdjęcia nie oddają w pełni jego ogromu oraz piękna. Po prostu trzeba go zobaczyć osobiście. Naprawdę polecam to miejsce każdemu kto kocha rośliny i lubi od czasu do czasu poleżeć pod lipą lub innym, dowolnie wybranym krzaczku - czyli w zasadzie nam wszystkim:)
Kiedy wrócę z urlopu - tak, tak ja jeszcze nie odpoczywałam:(:( - zabiorę Was do pięknego Zamku Książ, gdzie pośród bujnie kwitnących krzewów różanych spacerować będziemy śladami księżniczki Daisy - Stokrotki.
Dziękuję za Wasze odwiedziny oraz pozostawione komentarze,
życzę samych radosnych chwil,
życzę samych radosnych chwil,
a tym którzy dopiero planują urlop
życzę wspaniałych wojaży
i niezapomnianych wakacyjnych wrażeń:):):)
Wojsławice - 10 czerwiec 2018
Informacje dot. arboretum pochodzą ze strony Uniwersytetu Wrocławskiego
Autorzy: Hanna Grzeszczak-Nowak (H G.-N)
Tomasz Dymny (T.D)
Karol Skraba
Tomasz Dymny (T.D)
Karol Skraba
Marysiu pokazałaś przepiękne miejsce. Nigdy nie byłem w Wojsławicach i widzę, że mam czego żałować.
OdpowiedzUsuńOgród jest rzeczywiście przepiękny no i ogromny. Można w nim spędzić cały dzień.
Życzę Ci udanego wypoczynku i wracaj szybko do nas:)
Pozdrawiam:)
K.
Nie dziwię się, że chcesz odwiedzić to miejsce jeszcze raz:)
OdpowiedzUsuńJa mogłabym siedzieć na zielonej trawce, pośród kwitnących róż w nieskończoność:)
Buziaki:)
Marta.
Bardzo lubię piwonie, ale nie miałam pojęcia, że istnieje tyle ich gatunków.
OdpowiedzUsuńNajbliżej mnie znajduje się arboretum w Bolestraszycach. Co roku w maju (bo o tej porze jest najpiękniej) twardo się tam wybieram i co roku... nie jadę, bo akurat w pracy to najgorętszy okres i zostaję przykuta do niej kajdankami. Widziałam już miliardy zdjęć i... nie byłam tam ani razu :(
Mieszkam niedaleko Wojslawic , piekne miejsce . Ja tym miescem jestem zauroczona . A o remoncie wiem coś o tym miałam w czerwcu .Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękną opowieść i równie piękne zdjęcia. Ach piwonie... Szkoda, że kwitną tylko raz w roku. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJasne,że wracaj tam... warto...
OdpowiedzUsuńKochana!
OdpowiedzUsuńTen post, to raj dla oczu, a radość dla serca i duszy- dziękuję pięknie:)
Milutko pozdrawiam:)
Urokliwe miejsce. Z chęcią je odwiedzę, gdy w końcu zawitam w ten rejon Polski :)
OdpowiedzUsuńMożliwość odwiedzenia tego miejsca z pewnością zapewnia niezapomniane przeżycia estetycznie :).
OdpowiedzUsuńTo jest coś bardzo pięknego, że wiele lat temu znalazł się w Wojsławicach człowiek, który pokochał rośliny - a jego dzieło jest kontynuowane do dziś.
Remont w upał, kiedy nawet farba tężeje i nie można malować, wszystko odwleka się w czasie... A w człowieku tężeje z gorąca krew.
OdpowiedzUsuńTakie ogrody to są bardzo wdzięczne miejsca pod ciekawe sesje zdjęciowe.
Wybacz, że dziś tak króciutko, ale nie jestem jeszcze w domu. Wypoczynek wakacyjny już za mną, ale dom rodzinny, który teraz odwiedzamy, ma pierwszeństwo :)
Ten ogród jest zachwycający - naprawdę warto tam pojechać:) A co do remontu, współczuję, sama nie lubię i jestem szczęśliwa jak już się kończy:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Ależ om ciekawy! A domek owadzi z pniaka jest po prostu mistrzostwem świata. Pięknie... naprawdę pięknie tam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Imponujące miejsce:-)))Zachwyca ilość i różnorodność roślin, muszę się tam wybrać:-))
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego ukończenia remontu i czekam na relację z wprowadzonych zmian:-)))
Pozdrawiam serdecznie:-)))
Rany boskie ile mnie ominęło! Miałam w planach, nawet sobie zapisywałam, żeby w te wakacje pojechać do arboretum w Wojsławicach, ale niestety nie wyszło, bo wypadł mi paromięsięczny wyjazd za granicę. Rozpaczam właśnie :c I jeszcze Święto Piwonii i możliwość obejrzenia Azjatek w kimonach... Toż to trzeba mieć pecha :/ No nic, zostało mi tylko wybrać się za rok.
OdpowiedzUsuńCo do postu, naprawdę ślicznie przygotowany. Widać, że z głębi serca i zdjęcia i cytaty i tekst. Aż miło czyta się takie rzeczy. Naprawdę fajny!
nieznane-miejsca.blogspot.com
Bukiecik cudny!
OdpowiedzUsuńUwielbiam piwonie i muszę gdzieś dorwać te ciemne, bo mam tylko jasnoróżowe.
Piwonie uwielbiam, kocham ich delikatny zapach...Kiedyś już prawie dałam się namówić na zakup perfum o zapachu piwonii...Gdy powąchałam, to nawet nie widziałam z czym tą woń porównać... To był bardzo dziwny zapach, ale na pewno nie był to zapach piwonii...
OdpowiedzUsuńAaaaa, ta Pani w czerwonej tunice i kapeluszu naprawdę interesująco powabna :)
Serdeczności przesyłam :) i czekam...
Dziękuję za spacer po pięknym i pachnącym ogrodzie. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW Wojsławicach nie byłam, jednak wielokrotnie oglądałam stąd zdjęcia, miejsce jak z bajki, trudno oderwać wzrok. Oglądałam zdjęcia, ale nigdy nie czytałam historii tego miejsca, jest bardzo, bardzo ciekawa i dziękuję Ci, że ją nam przybliżyłaś <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Jestem pod wrażeniem i to nie małym. Cudo i mozna spędzić tam cały dzień a przypuszczam, że i tak wszystkiego bym nie zdążyła przejść. To się nazywa dzielenie ze światem pasją!
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ogród. Pięknie go pokazałaś i opisałaś jego historię. Miałem go kiedyś w planie zobaczyć, ale inne atrakcje spowodowały, że odpuściłem.
OdpowiedzUsuńKiedyś jednak zawitam.
Pozdrawiam.
Swietny klimat i tyle roslinnosci! :)
OdpowiedzUsuńU nas też mały remont - jeden pokój, a spraw co nie miara ;)
OdpowiedzUsuńAle czytając ten wpis i oglądając zdjęcia poczułam zapach piwonii, lawendy, róż...
Piękne miejsce! Idealne na całodniowy relaks (chociaż już dawno zapomniałam, co oznacza to słowo ;) )
Ogród faktycznie wygląda imponująco, a Twoje zdjęcia zachęcają do osobistej wizyty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Droga Mario!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za słowa otuchy. W tym trudnym czasie były dla mnie bardzo ważne chociaż dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie Wasze komentarze.
Uwielbiam Ogród w Wojsławicach, kiedy kwitną liliowce wygląda zjawiskowo. Mam sporo zaległych zdjęć.
Może kiedyś uda mi się je pokazać. Jak zawsze wspaniała relacja i przepiękne zdjęcia.
Całuje i serdecznie pozdrawiam:)
Masz rację, Wojsławice to wyjątkowe miejsce. Byłam tam w zeszłym roku, ale tam każdy miesiąc wygląda inaczej, więc Twoje zdjęcia pokazały mi zupełnie inne oblicze ogrodu. Byłam tam, a nie znałam historii tego parku i jego założycieli. Dzięki Tobie tyle się dowiedziałam, dziękuję.
OdpowiedzUsuńUwielbiamtakie miejsca..Byłam ostatnio w Dobrzycy....Mogę w takich miejscach spędzać całe dni
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce na relaks.
OdpowiedzUsuńMy ostatnio upajaliśmy się widokami w ogrodach Państwa Kapias.:)