O mnie

 „ Różnica między ludźmi, którzy realizują swoje marzenia, a całą resztą świata nie polega na zasobności portfela. 
Chodzi o to, że jedni całe życie czytają o dalekich lądach i śnią o przygodach, a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki, wstają z fotela i ruszają  na spotkanie swoich marzeń.”
Wojciech Cejrowski

Ubolewam nad tym, że ostatnimi czasy bardzo rzadko bywam na blogu, ale nie myślicie sobie, że wena mnie opuściła, a tematy się wyczerpały. Nic z tych rzeczy. Mimo, iż moja ręka wciąż niedomaga, a pisanie postów jest sporym wyzwaniem - to jednak bakcyl podróżowania ciągle ma włączoną funkcję "turn on":)

Chyba nie będziecie mieli nic przeciwko temu, jeśli w szóstą rocznicę założenia bloga zabiorę Was do Toskanii i opowiem o miejscach, które odwiedziliśmy podczas tegorocznego, czerwcowego urlopu. Pokażę Wam między innymi gospodarstwo agroturystyczne wraz z jego urokliwą okolicą, gdzie kręcono sceny do Gladiatora, odwiedzimy willę Bramasole, w której zupełnie przypadkowo zamieszkała Frances Mayers, autorka książki "Pod słońcem Toskanii", zajrzymy do słynnej kapliczki stojącej gdzieś w środku pola, itp...:)

Swoją drogą, różnorodność produkcji filmowych z Toskanią w tle jest naprawdę spora. Od komedii i filmów romantycznych, po thrillery i horrory. Od starożytności po czasy współczesne. Od lekkich i nieco banalnych obrazów, po kinowe superprodukcje. Podaję tylko kilka moich propozycji filmowych, ale jest ich o wiele, wiele więcej: "Pokój z widokiem", "Angielski pacjent", "Zapiski z Toskanii", "Życie jest piękne", "Gladiator", "Pod słońcem Toskanii", "Herbatka z Mussolinim", "Włoskie wakacje", "Ukryte pragnienia", itd....

Pierwszy raz odwiedziłam Toskanię trzy lata temu, na przełomie lutego i marca. Pogoda była wtedy całkiem przyzwoita i chociaż od czasu do czasu padało, to temperatura oscylowała w granicach 18 stopni - ale...... "gdyby tak wrócić tutaj w maju lub czerwcu byłoby wprost idealnie" - podpowiadało moje ego. 
No i stało się.  Wróciłam - w czerwcu. Miesiącu idealnym - kiedy jest słonecznie, zielono, bardzo ciepło i zupełnie bezdeszczowo. Jednym słowem Toskania o jakiej zawsze marzyłam:):)  
A teraz przechodzę do konkretów. Nasz plan podróży obejmuje 11-dniowy pobyt, w trakcie którego udało nam się jak zwykle sporo zobaczyć. Tym razem zabraliśmy ze sobą rowery i to był strzał w dziesiątkę. Jak powiada mój mąż "Rower w podróży oznacza wolność" i bezapelacyjnie muszę przyznać mu rację:):) Od wyjazdu z Polski zrobiliśmy około pięć tysięcy kilometrów /oczywiście nie na rowerze!!!/, chociaż należy dodać, że samochód również oznacza wolność.

Zatrzymujemy się gdzie chcemy i kiedy chcemy. Do tego dochodzi totalna niezależność od nikogo oraz niczego. Sami wybieramy opcje zwiedzania oraz czas przeznaczony na leniuchowanie - chociaż... w naszym przypadku leniuchowanie to raczej rzadkość. Jednak tym razem, oprócz napiętego jak to zazwyczaj bywa grafiku zajęć, dużo czasu poświęciliśmy na celebrowanie i smakowanie Toskanii. Oczywiście jadąc w jedno, wydawałoby się konkretne miejsce, zawsze po drodze musi być jeszcze to coś:):) Ruszamy więc przed siebie, a trasa naszej eskapady przedstawia się następująco: 

GARDA - FLORENCJA - SINALUNGA - PITIGLIANO - CORTONA - PIENZA - 

SIENA - VOLTERRA - MONTEFOLLONICO - RZYM - PADWA - AKWILEJA


Dzień 1 - GARDA I OKOLICA

Zazwyczaj w trasę wyruszamy na noc. Po pierwsze nie ma korków, a po drugie kolejny dzień można już poświęcić na zapoznanie się z topografią danej okolicy. Naszą włoską przygodę rozpoczynamy od miejscowości Riva del Garda. Nad tym bajkowo położonym jeziorem spędzamy około trzech godzin i to w zupełności wystarczy, żeby  przekonać się do tego miejsca w stu procentach i być może w przyszłości powtórzyć temat:)  A jaki jest najlepszy sposób na zapoznanie się z terenem? Oczywiście rower. Wskakujemy na nasze dwukołowce i ruszamy przed siebie, podziwiając rozpościerające się wokół pocztówkowe widoki. 
Wokół jeziora jest sporo miejscowości z zabytkową zabudową oraz dobrze zagospodarowanymi plażami żwirowymi z łagodnym zejściem do wody. Północna część  jest  bardziej górzysta i wietrzna dlatego systematycznie okupują ją windsurferzy.
W miasteczkach położonych nad Gardą nie brakuje dobrze zaopatrzonych wypożyczalni rowerów, a ścieżki są doskonale oznaczone i idealnie przygotowane do eksploracji okolicy. Spędzamy tutaj jedną noc, a rano ruszamy dalej....:)



Dzień 2 - SINALUNGA
To właśnie w tym miasteczku docelowo cumujemy i stąd codziennie wyruszamy na podbój Toskanii. Mieszkamy na szczycie wzgórza w uroczym kamiennym domku. Jak dla mnie absolutnie w grę nie wchodził jakiś nowoczesny hotel ze sterylnym wnętrzem. To zupełnie zaburzyłoby  moją idealną wizję wypoczynku, a przynajmniej jeśli chodzi o ten region Włoch. 
Nie dość, że "nasz toskański domek" jest cudownie położony  /gaje oliwne, winnice, aleje cyprysowe/, doskonale wyposażony, to jeszcze przysłowiową wisienkę na torcie stanowią przemili i bardzo życzliwi gospodarze, którzy na każdym kroku starają się umilić nasz pobyt.  Poranna kawka w ich cytrusowym ogrodzie smakuje wybornie.
Nie bez przyczyny obiekt ten ma bardzo wysokie notowania na booking com. Gdybym ponownie odwiedzała Toskanię, wróciłabym tutaj z ogromną przyjemnością.  Poza tym Sinalunga położona jest w samym "epicentrum" Toskanii, więc większość atrakcji w postaci sielskich widoków, uroczych kamiennych miasteczek, czy zielonych dolin  mamy na wyciągnięcie ręki.


Dzień 3 - PITIGLIANO

Znajduje się na południowym skraju Toskanii w prowincji Grosseto. Stare miasto usytuowane jest na tufowej skale wysokiej na 313 m n.p.m., a właściwie skalnym cyplu otoczonym zadrzewionymi dolinami wyciętymi w skałach przez rzeki Lente, Meleta i Prochio. Bardzo chciałam zobaczyć to miejsce, tym bardziej, że wizualnie kojarzy mi się z piękną, ale jednocześnie tragiczną historią Matery /tutaj/

Na Via San Michele nad stromym urwiskiem jest deptak z którego roztacza się  cudna panorama starego miasta górującego nad okolicą. Widok ciasno zbitych domów na urwisku skalnym robi ogromne wrażenie. Budynki wykonane z tego samego materiału co urwisko, niemal stapiają się ze skałą. Rzuca się w oczy akwedukt Medicich (niegdyś dostarczający wodę do miasta), a za nim wielka bryła pałacu Orsinich. 

Tuf wulkaniczny to rodzaj lekkiej, zwięzłej i zazwyczaj porowatej skały osadowej należącej do skał piroklastycznych, czyli składających się z piasku i popiołu wulkanicznego scementowanego spoiwem krzemionkowym lub ilastym. To niesamowite, że na czymś takim ludzie zbudowali swoje miasto oraz domy!!! 

Dzień 4 - CORTONA
 
Kiedy parę lat temu po raz pierwszy odwiedziłam Cortonę strasznie chciałam dotrzeć do posiadłości Frances Mayers, autorki zekranizowanej książki "Pod słońcem Toskanii" /film oglądałam co najmniej trzy razy/. Niestety wtedy się nie udało. Tym razem nie dałam za wygraną. Po raz kolejny okazało się, że rower to rzecz niezastąpiona. Po około 20 minutach jazdy, z miejskiego parkingu docieramy na miejsce. Można powiedzieć, że filmowy scenariusz, w którym główna bohaterka remontuje starą willę  przekłada się na aktualną rzeczywistość. Teraz również trwa remont willi Bramasole.
Według mnie Cortona jest jednym z ładniejszych toskańskich miasteczek i uchodzi za najstarsze w Italii. Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów dotyczących Cortony oraz jej zabytków - zajrzyjcie do mojego poprzedniego posta /tutaj/.



Dzień 5 - FLORENCJA
Na jej temat pisałam już wcześniej dosyć obszerne posty, więc jeśli macie ochotę na więcej, podsyłam linki: 
Tym razem wstępujemy tylko na Piazzale Michelangelo, skąd rozpościera się jeden z piękniejszych /według mnie najpiękniejszy/ widok na Florencję. Będąc w tym miejscu, warto również spacerkiem udać się do kościoła San Miniato al Monte położonego na wzgórzu Monte, żeby z jeszcze wyższej perspektywy spojrzeć na miasto.
 


Dzień 6 - PIENZA I OKOLICE

To bez dwóch zdań esencja Toskanii. Sielskie krajobrazy, rozproszone światło, aleje cyprysowe prowadzące do kamiennych domostw, pofałdowane pola pszenicy sprawiają, że wszyscy chcą tutaj przyjeżdżać. Jest to jeden z powodów dla którego również ja chciałam zobaczyć Toskanię wiosną. 
Jeśli kiedyś oglądaliście typowy kalendarz z toskańskimi pejzażami, to znaczy, że widzieliście dolinę Val d'Orcię, o której bardziej szczegółowo pisałam /tutaj/
Do obiektów absolutnie obowiązkowych, które  należy odhaczyć będąc w okolicy należą: 
* Capella di Vitaleta położona na wzniesieniu w środku pola. Niestety obecnie trwają prace renowacyjne, a teren jest ogrodzony czarną siatką, więc perspektywa zrobienia fajnych zdjęć zupełnie odpada,
* kamienna farma do której prowadzi długa cyprysowa aleja, 
* gospodarstwo agroturystyczne Terrapile, w okolicach którego nagrywana była scena z powracającym do domu Gladiatorem. 
Muszę Wam powiedzieć, że teoria dotycząca niezwykłego światła padającego w Toskanii nie jest ani trochę przerysowana.
 
 
Jeśli chodzi o Pienzę nazywana jest renesansowym miastem idealnym, które przed rokiem 1459 nie istniało. Dopiero Enea Silvio Piccolomini, późniejszy Papież Pius II /nota bene ojciec dwojga nieślubnych dzieci/ postanowił ze swojej rodzinnej wioski uczynić architektoniczne dzieło życia. Niestety zmarł w kilka lat po rozpoczęciu prac, a Pienza nigdy nie rozrosła się do planowanych wymiarów. Może to i dobrze, bo dzięki temu miasteczko jest bardzo klimatyczne i spokojne. W pierwszą niedzielę września na Piazza Pio II odbywają się zawody w toczeniu sera.
Rzeczywiście, kiedy wyjrzy się z Pienzy na południe można się zachłysnąć widokiem:)


 
Dzień 7 - SIENA
Według legendy  Sienę założyli synowie Remusa i Romulusa - Senio i Aschio, którzy uciekając przed Romulusem schronili się w górach i wznieśli zamek Senio. Herbem miasta stało się godło ich rodu - wilczyca karmiąca, a  symbol ten spotykamy praktycznie na każdym kroku.
Siena była etruskim osiedlem i małym miasteczkiem w okresie antycznym. Dogodne położenie przy szlakach  handlowych i miejscowy przemysł włókienniczy stały się podstawą przyszłego bogactwa mieszczan oraz arystokracji.
W XII i XIII wieku zaliczała się do najbogatszych miast Europy. Do dnia dzisiejszego istnieje tu najstarszy europejski bank Monte Paschi di Siena, a bankierzy ze Sieny udzielali pożyczek prawie w całej ówczesnej Europie.
Jeśli chcecie bliżej poznać atrakcje Sieny zapraszam /tutaj/

 
Dzień 8 - VOLTERRA
Stare miasto otoczone murami najlepiej zwiedzać pieszo, lub tak jak my rowerem, ponieważ wewnątrz obowiązuje ograniczony ruch samochodowy.
W Volterze już od połowy XVI wieku  wytwarzano wyroby z alabastru, a obecnie w wielu sklepach można zobaczyć mnóstwo różnych alabastrowych cudeniek. Funkcjonują tutaj także warsztaty, gdzie można podpatrzeć pracę przy obróbce minerału. Alabastrowe miasto z zapierającymi dech w piersiach widokami dokładniej opisałam /tutaj/.
 

Dzień 9 - MONTEFOLLONICO
Senne, ciche i bardzo klimatyczne miasteczko, którego początki sięgają XIII wieku. 
W zasadzie poza dwoma maleńkimi romańskimi kościołami nie ma tutaj żadnych spektakularnych zabytków czy atrakcji. Po prostu samo w sobie jest urocze. Miło jest pospacerować pustymi uliczkami, po których /za wyjątkiem kotów/ praktycznie nikt się nie kręci. Ogólnie rzecz biorąc ten pobyt w Toskanii obfitował w spontaniczną włóczęgę i przebiegał bez zbędnej spiny i jakiegoś szczegółowego planowania. Trzeba było wykorzystać na maksa piękną pogodę, bajkowe okoliczności przyrody, no i oczywiście możliwości jakie daje rower. Jak mawiała Ania z Zielonego Wzgórza:
"Czy to nie wspaniałe, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? 
To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem...
świat jest taki ciekawy...
Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli"
 
 
Dzień 10 - RZYM
Sinalungę od Rzymu dzieli zaledwie dwie godziny, byłoby więc grzechem odpuścić sobie wizytę w Wiecznym Mieście. A skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu ruszamy więc i my. Nie sposób opisywać jego zabytków, bo to jest temat na co najmniej kilka odrębnych postów, a poza tym jedna wizyta w Rzymie może być tylko wstępnym rekonesansem z nieskrywaną nadzieją na więcej:):)
Mogę jedynie powiedzieć co zrobiło na mnie największe wrażenie, a co ewentualnie rozczarowało, ale czy tutaj może cokolwiek rozczarować? Lepszym określeniem byłoby zaskoczenie. A więc jestem bardzo zaskoczona wielkością, albo raczej niezbyt dużymi gabarytami Placu Świętego Piotra. Szczerze mówiąc myślałam, że jego powierzchnia jest o wiele większa -  przynajmniej tak to wygląda w telewizji.  Z kolei ogrom oraz piękno Schodów Hiszpańskich i Fontanny di Trevi zachwyciły mnie na maksa. I można by tak wymieniać w nieskończoność - Panteon, Forum Romanum, Koloseum...


Dzień 11 - PADWA, AKWILEJA

Jak ten czas szybko leci. Dopiero co zaczynaliśmy naszą przygodę z Toskanią, a już trzeba wracać. W drodze powrotnej wstępujemy do Padwy, Akwilei oraz pewnej urokliwej miejscowości o nazwie Maria Wurth, o której  szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie słyszałam i nawet klikając nazwę w przeglądarce internetowej niewiele można się o niej dowiedzieć. Miasteczko jest bardzo klimatyczne i zupełnie przypomina austriackie Hallstat /tutaj/, którym nota bene jestem totalnie zauroczona.

Jeśli chodzi o Padwę najbardziej w pamięci utkwiły mi charakterystyczne podcienie. Chyba w żadnym innym mieście nie spotkałam ich w takiej ilości.

Padwa kojarzy się głównie z postacią św. Antoniego.  O ile Katedra poświęcona temu świętemu z zewnątrz nie robi jakiegoś spektakularnego wrażenia, to jej wnętrze może zachwycić. Szczególnie freski autorstwa Giusto de Menabuoi’ego powalają na kolana.

Padwa jest również ważnym ośrodkiem akademickim, w związku z czym nie powinien  dziwić widok tabunów młodzieży spacerujących po ulicach, siedzących w kafejkach, czy miejskich murkach.
Uniwersytet w Padwie jest drugim najstarszym uniwersytetem we Włoszech i piątym najstarszym istniejącym uniwersytetem świata. Uczelnia założona została w 1222 roku przez profesorów i studentów najstarszego włoskiego uniwersytetu z Bolonii.

 

Jako zagorzała zwolenniczka i orędowniczka zieleni, zawsze przed wyjazdem orientuję się czy w danym mieście lub jego okolicy nie ma przypadkiem jakiegoś fajnego ogrodu botanicznego.  I co się okazuje? Otóż w Padwie znajduje się najstarszy Ogród Botaniczny w Europie, który w 1997 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Został założony w 1545 roku dla studentów jednego z najstarszych na świecie - Uniwersytetu w Padwie. Dzięki temu studenci medycyny mogli poszerzać swoją wiedzę w zakresie ziołolecznictwa: poznawać właściwości roślin i sporządzać z nich potrzebne lekarstwa. Bardzo chciałabym Wam napisać jak tutaj jest cudownie, pięknie i kolorowo. Niestety nie jest.  Być może dlatego, że ogród z założenia miał pełnić funkcję bardziej praktyczną niż ozdobną. W każdym bądź razie na moje oko  jest on trochę zaniedbany, a ceny biletów zbyt wywindowane. 

 

Akwileja nazywana bywa drugim Rzymem za sprawą licznych rzymskich ruin i zabytków wykopanych na zdecydowanie niewielkiej powierzchni. Najcenniejszą perełką jest  usytuowana w zachodniej części miasta okazała Bazylika Matki Bożej Wniebowziętej (Basilica di Santa Maria Assunta). Pierwotna świątynia została wzniesiona już w pierwszej połowie VI wieku n.e. przez biskupa Teodora. Swego czasu była to jedna z pierwszych chrześcijańskich świątyń wybudowanych po zniesieniu prześladowań chrześcijan. Budowla ta jednak nie przetrwała najazdów barbarzyńców i została zniszczona. 

Kolejny kościół odbudowano dopiero po odzyskaniu przez miasto świetności w pierwszej połowie XI wieku.  Jednak tym co stanowi najcenniejszy element bazyliki jest odkryta na początku XX wieku wczesnośredniowieczna mozaika o powierzchni 760 m². Stanowi ona najstarszy z elementów kościoła i wykonana jest z tysięcy płytek ceramicznych (mniejszych niż paznokieć u kciuka). Mimo, że ma ponad 1600 lat to jest bardzo dobrze zachowana i wypełnia nawę różnorodnością barw, wzorów i obrazów.

Zwiedzając Akwileję warto także odwiedzić Muzeum Wczesnego Chrześcijaństwa pod gołym niebem z rzymską kolumnadą i mozaikami posadzkowymi. W mieście znajdują się także pozostałości dawnego rzymskiego portu rzecznego do których, od bazyliki, prowadzi obsadzona cyprysami Via Sacra. 

W 1998 roku zabytkowa strefa archeologiczna Akwilei wraz z Bazyliką Patriarchów zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Niestety nie mogliśmy wejść do środka bazyliki, ponieważ  odprawiane było niedzielne nabożeństwo i chwilowo obowiązywał zakaz fotografowania oraz zwiedzania.

 

Moi Drodzy:)
Na dzisiaj to chyba tyle - albo aż tyle:):)
 Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze
i zapraszam na kolejne posty:)
 

Toskania - czerwiec 2021

28 komentarzy:

  1. Wspaniały przegląd najważniejszych toskańskich atrakcji.
    Cieszę się, że po tak długiej przerwie znowu mogę czytać Twoje posty i oglądać przepiękne zdjęcia.
    Brakowało mi Ciebie na blogu.
    Pozdrawiam.
    Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  2. SUPER WPIS!!!!!!!
    Marta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrobiłaś sporo kilometrów i sporo pięknych zdjęć, które oddają atmosferę nie tylko Toskanii. Byłam kilka lat temu z wycieczką i byłam zachwycona tym krajem. Muszę się zdać na zorganizowane wycieczki, bo moj M. nie lubi prowadzić, a dla mnie to bezpieczny sposób podróżowania.
    Ślę pozdrowienia.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie przypuszczałam, że "naciachamy" aż tyle kilometrów, ale Toskania kusi na każdym kroku.
      I tu by się chciało być i tamto też zobaczyć:):)
      Mój mąż wręcz przeciwnie. Mógłby w ogóle nie wychodzić zza kierownicy:)
      Pozdrawiam serdecznie:):)

      Usuń
  4. Przepiękne miejsca odwiedziliście:)))wspaniała fotorelacja:)))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak. Można się w tej Toskanii zakochać na zabój:)
      Ślę moc serdeczności:)

      Usuń
  5. Chciałam wymienić co mi się najbardziej podobało, ale tego jest za dużo, powiem więc, że podróż godna pozazdroszczenia. Cała. 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ten sam problem. Kiedy ktoś mnie zapyta co mi się najbardziej w Toskanii podobało - odpowiadam, że wszystko:)
      Pozdrawiam:):):)

      Usuń
  6. Wcale mnie nie dziwi, że wracasz do Toskanii, bo ma ona jakiś magnez. Piękny "katalog "zdjęć zachęcam żeby tam się kiedyś znaleźć o odpowiedniej porze. Z rowerem u mnie byłoby gorzej :)
    Serdecznie pozdrawiam, ciesząc się, że znów jesteś na blogu. Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie jest wyczynową rowerzystką:)
      W tym roku poszłam na łatwiznę i zakupiłam rower elektryczny. Jednym słowem to był strzał w dziesiątkę:)
      Dziękuje bardzo za miłe słowa i przesyłam moc serdeczności:)

      Usuń
  7. Przepiękne to wszystko.
    Zachęciłaś do planowania wyjazdu. Tylko mi już życia chyba nie starczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Tyle piękna dookoła, że nawet trzy życia to za mało:)
      Cieszę się, że mój post jest inspirujący:)
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Wspaniała podróż w moje wymarzone zakątki ukochanych Włoch!
    Dziękuję Mario za przepiękną fotorelację i syntetyczne opisy. Toskania kusi szalenie, dlatego kiedyś wybiorę się tam osobiście. Świetnym pomysłem było zwiedzanie na rowerach. Jak szybko i łatwo można dotrzeć w tak wiele fascynujących miejsc! Tyle miasteczek, ich kamienna, budząca nieustannych zachwyt zabudowa, zieleń, kwiaty, szczególne naświetlenie, ukształtowanie terenu i przestrzeń, która jest wybitnym tłem dla całego toskańskiego piękna... To prawdziwa uczta dla duszy :-))
    Ślę moc najcieplejszych pozdrowień!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie musisz odwiedzić Toskanię. Będziesz zachwycona, a Twoja artystyczna dusza na pewno będzie wniebowzięta:)
      Jeśli mogę Ci doradzić, to najlepszym okresem podróżowania po Toskanii jest chyba wiosna kwiecień-czerwiec, bo w sezonie letnim wszystko jest spalone przez słońce, więc na zielone kłosy traw nie za bardzo masz co liczyć:)
      Chociaż powiadają, że jesień w Toskanii też jest piękna...
      Serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Wiedziałem, że to Toskania, jeszcze zanim nacisnąłem przycisk tłumaczenia. Coś o widoku...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nareszcie :)) Bardzo lubię Twoje opowieści z podróży i trochę mi ich brakowało. Widoki przepiękne, można oglądać i oglądać bez znudzenia, i wyobrażać sobie, że się tam jest. Rzeczywiście, samochód i rower dają wiele swobody i można dotrzeć do różnych miejsc, z których przy innej formie podróżowania trzeba by zrezygnować.
    Wypatrzyłam też japońską roślinę :) W każdym razie taką ma nazwę.
    Ach, zapomniałabym. Gratulacje z okazji rocznicy bloga! Życzę Ci kolejnych wspaniałych podróży, żebyś miała o czym pisać dla nas na blogu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzenia:)
      Oj, te nasze rowery zdecydowanie ułatwiły sprawę i przyspieszyły podróżowanie - chociaż toskańskie miasteczka to spore wyzwanie. Cały czas jest pod górę:)
      Co do roślin kwitnących tam w czerwcu, to można było dostać oczopląsu:):)
      Bugenwille, agawy, oleandry, itd. .... W moim ogrodzie rosną jako maluszki, a tam rośliny giganty.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  11. Piękna, długa i bardzo malownicza wyprawa. Prawdziwa uczta dla oczu. Byliśmy kiedyś w Toskanii, ale tylko przez pięć dni a tam tyle jeszcze ciekawych i uroczych miejsc. Włochy chodzą nam od pewnego czasu po głowie ale to już pieśń przyszłości. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Toskanię wiosną. Wtedy jest jeszcze bardzo zielono i świeżo. Lato niestety wszystko wypala.
      Koniecznie zabierzcie rowery:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  12. Nie znam Toskanii i zapewne nie będę już miała okazji na taką wyprawę dlatego z ogromną przyjemnością powędrowałam Waszymi śladami:) Piękna i bardzo ciekawa fotorelacja - dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, nigdy nie mów nigdy:)
      Bardzo dziękuję za miłe słowa i przesyłam moc serdeczności:)

      Usuń
  13. Mario!
    Przesyłam moc podziękowań i również życzę Ci dużo zdrowia. Pamiętam o Twoich problemach.
    W Toskanii jestem zakochana od dłuższego czasu. Tam każdy zakątek jest warty zatrzymania i obfotografowania.Twój post czytałam kilka razy.Dzięki, odświeżyły się moje wspomnienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Łucjo:)
      Wiem, że Toskania jest Ci bliska, ale znając Twój podróżniczy zapał zapewne nie tylko Toskania:)
      Pozdrawiam cieplutko:)

      Usuń
  14. Gdy zobaczyłam Twoje pierwsze zdjęcie, do razu pomyślałam o "Gladiatorze". Wiele razy też oglądałam "Pod słońcem Toskanii. Jest jeszcze taki romantyczny film drogi "Listy do Julii", w którym też można zobaczyć krajobrazy z Twoich zdjęć. Czyli samo piękno!!! Naczytałam się więc o Toskanii, bo zajrzałam do wszystkich odsyłaczy. Ja tam jeszcze wrócę, bo podczas ostatniego wyjazdu zaledwie jej liznęłam.
    Pozdrawiam romantycznie rozmarzona:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci powrotu do Toskanii, bo warto:)
      Oczywiście, że "Listy do Julii" też mam obejrzane:)
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń