O mnie


Jeśli wiedzielibyśmy, że życie ma skończyć się jutro,
czy nadal marnowalibyśmy dzisiejszy dzień na kłótnie?
Czy tracilibyśmy drogocenne godziny
na budowanie ściany lodowatej ciszy
lub na wyrzucanie z siebie potoku przykrych słów
- broni niewidzialnej,
ale która rani jak rozrzucone na drodze
kamienie i potrzaskane butelki?

Jeśli wiedzielibyśmy, że życie ma skończyć się jutro, 
czy wciąż trwalibyśmy w błędnym przekonaniu
aż tak zdeterminowani, aby nie przyznać się do tego,
że nie mamy racji?
Zamiast nie dbać o to, kto pierwszy zaczął - 
wiedząc, że żadne z nas nie ma całkowitej racji
i zakończyć tego rodzaju wojnę jako pokonani?

Jeśli wiedzielibyśmy, że życie ma skończyć się jutro,
z pewnością docenilibyśmy dzisiejszy dzień.
Wypełnilibyśmy nasz czas miłością i radością,
które tworzyłyby wartościowe wspomnienia,
rozjaśniające nasze serca, zamiast złością i goryczą,
które potrafią niszczyć i to całkowicie.

Jeśli wiedzielibyśmy, że życie ma skończyć się jutro ...

Ale kto może powiedzieć, że tak nie będzie?
Jedyną chwilą, której możemy być pewni, jest dzisiaj.
Dziś więc sięgnę po Twoją dłoń.
Dziś powiem: - dziękuję za każdą myśl
do mnie skierowaną, za każdą radość podarowaną.


Jeśli wiedzielibyśmy, że życie ma skończyć się jutro ...

19 komentarzy:

  1. My chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, że ten nasz świat naprawdę kiedyś przestanie istnieć, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że to już chyba tuż, tuż.
    Pozdrawiam:)
    Marek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny post Marysiu. Gdyby każdy z nas postępował tak jak piszesz, jak proste i o wiele łatwiejsze byłoby życie. Tak niewiele trzeba. Trochę więcej pokory, miłości do drugiego człowieka, a to co dajemy innym wraca do nas. Czyż nie warto? Pozdrawiam:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze by było, żeby wszyscy ludzie tak myśleli i robili, to świat byłby piękny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Większość z nas żyje bez refleksji nad codziennością. Bez refleksji i bez świadomości tego co będzie jutro. A przecież jutro nawet w drewnianym kościele może nam spaść cegła na głowę...I możemy nie mieć okazji pojednania się z bliskimi, albo zwyczajnego przygotowania się na odejście. A czy chcielibyśmy odejść w gniewie, bez pojednania z bliskimi, z którymi poróżniła nas rzecz, tak naprawdę nieważna?

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny post, warto czasami przystanąć i pomyśleć. Zaciętość i złość niczego dobrego nie niosą, tyle wokół jest zła, nie tylko u nas w kraju, ale na świecie, że jestem przerażona. Najgorsze zaś jest to, że potrafi zatruć życie ludziom bliskim, na których najbardziej powinno nam zależeć.
    Pozdrawiam wiosennie.:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękny temat. Uściski przesyłam

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo podobają mi się te słowa, dają do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Żyjemy tak jakbyśmy nigdy nie mieli umrzeć, a umieramy tak - jakbyśmy nigdy nie żyli".
    O ile sobie dobrze przypominam - te mądre słowa również usłyszałam od Ciebie.
    Każdego dnia staram się żyć najlepiej jak potrafię. Dziękuję:)
    Marta.

    OdpowiedzUsuń
  9. Warto cieszyć się chwilą... I nawet drobnymi rzeczami:))

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja, Marysiu, napiszę trochę pod prąd.
    Przeczytałam komentarze pod tym postem, i z pewnością osoby , które je zamieściły nie doświadczyły spotkania z czyhająca śmiercią, która wydzwania kosą. I oby ten stan niemiłego spotkania trwał jak najdłużej.
    Zapewniam Ciebie Marysiu, gdyby śmierć zjawiła się nagle i powiedziała, że masz tylko 24 godziny ziemskiego życia, nie ogarnęłaby Ciebie euforia i radość, a wręcz odwrotnie.
    Ja doświadczyłam bliskiego spotkania z panią, która zabiera w zaświaty, miałam teoretycznie kilka godzin życia, ale jakimś cudem śmierć zrezygnowała z machnięcia kosą. Dobrze pamiętam tamte chwile, które z radością nie miały nic wspólnego, tyle spraw niezakończonych, tyle rozmów nieodbytych, tyle opowieści wskazówek nieprzekazanych synowi... a tak mało czasu. To były godziny płaczu i smutku, a nie radości.
    Aby być szczęśliwym potrzebna jest empatia, zrozumienie drugiego człowieka, radość życia nieskrępowana tykającym zegarem życia i przede wszystkim marzenia i nadzieja. Te dwie ostanie rzeczy są umiejscowione w czasoprzestrzeni, oczywiście mogą odnosić się do tylko dnia jutrzejszego, ale większość z nich potrzebuje więcej czasu.
    Kiedyś prowadziłam wywiady z osobami bezdomnymi, które swoje życie zacieśniły do marzeń jedno lub kilkudniowych, bo na więcej nie mieli odwagi i sił. To jest niezwykle smutne życie, gdy życie sięga tylko do dnia jutrzejszego. Wtedy nie ma się chęci ani sił na zmienianie świata, czy też na szalone pomysły... po co to robić , jeśli jutro już mnie nie będzie wśród żywych. Jednodniowe życie nie zachęca do szaleństw, nawet na przemyślenia nie ma czasu.
    Życzę sobie, nie znania daty własnej śmierci, bo w takim układzie mam czas aby dokończyć niedokończone bez oddechu, na moim policzku, kostuchy.
    Z pozoru radosny Twój Marysiu post tak na prawdę jest przygnębiający.
    Ale to jest tylko moje zdanie podyktowane doświadczeniem osobistym i zawodowym.
    Polecam książkę "Błękitny zamek" Lucy Montgomery, tam główna bohaterka miała więcej niż jeden dzień darowanego życia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Odnosząc się do komentarza poprzedniczki. Nie byłam w takiej sytuacji jak Twoja, Doroto, więc mogę się mylić, ale napiszę to, co myślę.

    Kilka godzin to rzeczywiście bardzo mało. Te kilka godzin to jest właśnie ten czas strachu, kiedy okazuje się, że tak mało pozostało. W przypadku np. miesiąca, również byłoby kilka takich godzin, może nawet dni smutku i rozpaczy. Ale potem pojawia się jakiś przebłysk, aby te ostatnie chwile jak najlepiej wykorzystać.

    Mieć marzenia, to piękna rzecz. Planować ich realizację, super sprawa. Spełniać je, to jest to, czego wszyscy pragniemy. Myśl o przyszłości jest nam potrzebna. Daje nam siły na więcej. Myśl, że jeszcze trochę i znowu gdzieś wyjadę, powoduje, że chce się dalej iść do przodu. Nie chodzi więc o całkowite zapomnienie o przyszłości. Bardziej chodzi o to, by nie odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę, ale realizować plany krok po kroku. Sprawy niezałatwione uregulować. Przepraszać. Dziękować.

    Nie wiemy, kiedy ten dzień nadejdzie. Jutro, a może za kilka lat. Ważne jest, że jak już staniemy oko w oko ze śmiercią, żebyśmy niczego nie żałowali. Żebyśmy po prostu byli zadowoleni z naszego życia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Z czasow volontariatu w szpitalu i w hospicjum zauwazylam, ze im blizszy zwiazek osoby maja z Bogiem tym wiekszy pokoj i ufnosc, ze wszystko bedzie dobrze kiedy odejda. Jedna osoba nawet przyznala, ze zaluje tylko ze nie poswiecila wiecej czasu na poznanie Boga. Utwierdzilo mnie to w przekonaniu, ze najwazniejsze dla Chrzescijan to znac Boga i Jezusa Chrystusa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pięknie dziękuję za wszystkie komentarze oraz kreatywne opinie pozostawione pod moim postem. Bardzo sobie cenię każde Wasze słowo oraz każdą zawartą myśl.
    Przesyłam dla Was moc serdeczności i życzę wszystkiego co najlepsze:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, wiem, nie znamy dnia ani godziny i dlatego staram się żyć z Bogiem. Któż z nas żywych myśli o śmierci, a przecież czy jesteśmy osobami wierzącymi w Boga czy niewierzącymi, to śmierć jest pewnikiem dla każdego z nas. Cieszę się życiem ale i staram się żyć zgodnie z Dekalogiem.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Brawurowo myślimy że życie jest wieczne i chwil wiele trwonimy na kłótnie, sprzeczki i spory, pozwalamy życiu przeciekać przez palce, ciągle na coś czekając - na weekend, urlop, kolejny miesiąc. A tak naprawdę liczy się tylko tu i teraz bo jutro jeszcze dniem nie jest...

    OdpowiedzUsuń
  16. To bardzo wzruszające co napisałaś i zawsze daje do myślenia, a potem nie wiadomo czemu zachowujemy się irracjonalnie. Nie wiem dlaczego tak jest.To co piszesz to sama prawda, a my wiedząc to i tak postępujemy inaczej. To dobry czas na przemyślenia...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Teoretycznie wszyscy to wiemy, a praktycznie prawie nikt o tym nie pamięta. Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń