"Czym jest nazwa?
To co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało"
Szekspir "Romeo i Julia"
Do Werony przybywamy dosyć późnym popołudniem. W zasadzie miasto to ma stanowić dla nas tylko bazę noclegową po długiej, całonocnej męczącej podróży oraz porannym joggingu w okolicach Bawarii i odwiedzinach w bajkowym zamku Neuschwanstein /tutaj/.
Pewnie każdy rozsądny i dosyć konkretnie zmęczony człowiek poszedłby najzwyczajniej w świecie spać - tym bardziej, że plany na kolejny dzień są również dosyć ambitne, ale ...
Czyż będąc w pełni świadomym przebywania w tak romantycznym mieście jak Werona, gdzie Romeo i Julia przysięgali sobie dozgonną miłość - ot tak po prostu spać już wypada?
Rozum mówi swoje, a serce za żadne skarby świata nie chce przyznać mu racji. I oczywiście wygrywa:)
Rozum mówi swoje, a serce za żadne skarby świata nie chce przyznać mu racji. I oczywiście wygrywa:)
Zostawiamy więc samochód pod drzwiami naszego hoteliku i nawet nie wchodząc do środka ruszamy w miasto - licząc na nutkę romantyzmu, szczyptę samotności i spędzenie miłego wieczoru w towarzystwie swoim oraz szekspirowskiej Julii:)
Kiedy przekraczam bramę Starego Miasta zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że samotność w tym miejscu raczej mi już nie grozi, a kierując się w stronę Casa di Julietta wiem już na pewno, że i z romantyzmem może być krucho. Im dalej w miasto, tym większe tłumy.
Gdy docieramy do Piazza Bra pierwsza rzecz, która najbardziej rzuca się w oczy i mimowolnie zwraca moją uwagę jest gigantyczny amfiteatr, zwany Areną. Nigdy nie widziałam rzymskiego Koloseum, więc nie za bardzo mam porównanie, ale ta budowla jest naprawdę monumentalna, majestatyczna i przykuwa wzrok. Jak na dwa tysiące lat istnienia, zachowała się ona w całkiem przyzwoitym stanie. Można nawet odnieść złudne wrażenie, że postawiono ją w tym miejscu całkiem niedawno. Najpiękniej prezentuje się w świetle ulicznych latarni.
Arena - to jeden z największych amfiteatrów, jakie ostały się do dzisiejszych czasów. Jest trzecim co do wielkości - zaraz po Koloseum i amfiteatrze Campanii budynkiem tego typu we Włoszech.
Wybudowany został w I w.n.e i mieścił wówczas ok. 30 tysięcy osób. Odbywały się w nim głównie walki gladiatorów. W późniejszym okresie przeprowadzano w nim publiczne egzekucje, natomiast w dobie renesansu wykorzystywano go jako miejsce organizowania turniei rycerskich.
W czasie trzęsienia ziemi w roku 1117 część zewnętrzna areny zawaliła się i pozostały tylko 4 ogromne łuki. Wewnętrzna część budowli nie została uszkodzona i do tej pory odbywają się w nim różne koncerty oraz festiwale operowe. W tym momencie arena może pomieścić około 15 tysięcy widzów.
Kiedy wchodzę na podwórze Casa di Giulietta i zbliżam się do pomnika Julii odlanego z brązu, wzdycham ze współczuciem. Obawiam się, że prawa pierś tej biednej dziewczyny musi być już ze dwa rozmiary mniejsza od lewej:)
Obmacują ją wszyscy namiętnie - dzieci, młodzież, kobiety i mężczyźni, a pstryknięcie fotki samej tylko bohaterce graniczy po prostu z cudem.
Nawet przez jedną sekundę Julia nie pozostaje samotna.
Nawet przez jedną sekundę Julia nie pozostaje samotna.
Przypuszczam, że od czasu do czasu wolałaby posiedzieć na balkonie:) |
Wyznaniom miłosnym oraz ich dowodom rzeczowym nie ma końca:) |
Udało się!!! - mój mąż odgania konkurencję i przytula Julię:) Ja nawet nie próbowałam |
Na Piazza Erbe mogłabym siedzieć do rana - podziwiać nadgryzione zębem czasu - zupełnie odrapane, ale jakże piękne kamienice, stare pałace, wsłuchiwać się w plusk wody w fontannie, a przede wszystkim obserwować ludzi gawędzących w pobliskich kafejkach lub najzwyczajniej w świecie siedzących gdzie tylko się da.
Ja również przycupnęłam sobie na chwilkę, żeby poczuć niezwykłą magię tego pięknego miejsca, no i oczywiście romantyczną aurę unoszącą się w powietrzu. A jednak romantyzm jest:)
Ja również przycupnęłam sobie na chwilkę, żeby poczuć niezwykłą magię tego pięknego miejsca, no i oczywiście romantyczną aurę unoszącą się w powietrzu. A jednak romantyzm jest:)
Prawda, że podświetlony amfiteatr wygląda pięknie? |
Bardzo żałuję, że w Weronie mogliśmy spędzić tylko ten jeden króciutki wieczór. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni, wracamy do hotelu i marzymy tylko o jednym - ułożeniu się na wygodnym łóżku. Przypuszczam, że ze snem nie będzie większego problemu:)
Raniutko wcinamy typowo włoskie śniadanie, popijając pyszną kawusią:) |
Dołączamy karteczkę z podziękowaniami dla naszego sympatycznego gospodarza i ruszamy do Portofino:) |
Wam moi Drodzy czytelnicy
dziękuję za wszystkie pozostawione
komentarze, zapraszając na kolejny post
życząc udanego, wiosennego tygodnia:)
Werona, 26.02.2017 r.
Tłumy to świadectwo jak ludzie są romantyczni :))))) Piękna wycieczka :D
OdpowiedzUsuńTak też to sobie tłumaczyłam. Romantyzmu nigdy nie za wiele:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Werona wieczorem wygląda niezwykle pięknie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zdecydowaliście się jednak na ten romantyczny spacer:)
Marta.
Bardzo dobrze, że poszliśmy na miasto.
UsuńSzkoda tylko, że nie mogliśmy zostać chociaż jeden dzień dłużej.
Pozdrawiam:)
Ach ta Werona. Pewnie każdy z nas chciałby ją odwiedzić:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że można to uczynić chociaż wirtualnie.
Dziękuję za spacerek i pozdrawiam:)
M.K.
Bardzo się cieszę, że wycieczka Ci się podobała:)
UsuńDziękuję za spacer po Weronie,nie wiem, czy kiedykolwiek tam zawitam, ale Włochy kocham w całości.
OdpowiedzUsuńWiosennie pozdrawiam.:))
Włochy to rzeczywiście śliczne państwo.
UsuńW zasadzie od samego początku do samego końca ten kraj potrafi czarować.
Jest tylko jeden minus - dosyć drogo.
Również ślę wiosenne pozdrowienia:)
Miasto mi znane, a jakże inne. Zwiedzanie wieczorną porą ma niezaprzeczalny urok. Wszystko nabiera nowych barw i tajemniczości. bardzo fajna relacja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda. Inaczej odbieramy rzeczywistość w ciągu dnia, a zupełnie inaczej w nocy:)
UsuńJa z kolei żałuję, że nie mogłam spacerować po Weronie w ciągu dnia.
Kiedy odjeżdżaliśmy wcześnie rano - Werona wyglądała ślicznie w promieniach wschodzącego słońca.
Pozdrawiam serdecznie:)
Julia wypoczywałaby na tarasie za plecami posągu. Balkon dobudowano później, dla turystów :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. Jeśli się nie mylę balkon dobudowano bodajże w latach 30-tych XX w.
UsuńJa tak tylko w przenośni napisałam, że Julia ma już chyba dosyć tego dotykania:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Byłam w tym mieście kilka lat temu. Miło było z Tobą pospacerować
OdpowiedzUsuńi powspominać. Serdecznie pozdrawiam :)
Cieszę się bardzo, że sprawiłam Ci przyjemność tym wieczornym spacerkiem:)
UsuńRównież pozdrawiam:)
Dwa razy bylam w Weronoe i wspominam to miejsce bardzo, bardzo milo...wiec z przyjemnoscia popatrzylam na Twoje spacerowanie. Mile miasto, plac Erbe byl pelen kramow, pilam grappe siedzac przy stoliku ogrodkowym...eh..dzieki za ten post! pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJa bardzo żałuję, że tak króciutko byliśmy w Weronie.
UsuńPatrząc na atrakcje tego miasta, przydałby się chociaż jeszcze jeden dzień.
Fajnie, że odświeżyłam Twoje włoskie wspomnienia:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Marysiu jak zwykle z ogromną przyjemnością odbyłem z Tobą kolejną podróż.
OdpowiedzUsuńTwoja nocna wyprawa po Weronie bardzo mi się podobała.
Pozdrawiam:)
Krzysztof.
Bardzo mi miło Krzysztofie:)
UsuńGdyby nie Shakespeare, to nikt by o Weronie dzisiaj nie wiedział. A już na pewno nie byłoby tam takich tłumów.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, że Szekspir zrobił swoje:)
UsuńDużo jest na świecie takich miejsc, które zasłynęły dzięki książce lub filmowi.
Ja np. uwielbiam film. "Pod słońcem Toskanii", a będąc w Cortonie postanowiłam odwiedzić autorkę książki w jej toskańskiej willi:)
A swoją drogą Werona naprawdę zasługuje na uwagę. Początkowo myślałam, że główną atrakcją miasta jest rzeczywiście dom Julii, ale jak się okazuje jest tutaj o wiele więcej do zobaczenia.
Pozdrawiam serdecznie:)
Dzięki za piękną Weronę. Czytałam jakiś naukowy artykuł, który dowodził, że Szekspir był ... Włochem. Bardzo przekonywujący i wiarygodny artykuł, ale to było parę lat temu i zdaje się że w magazynie RIVISTA, który został zamieniony na LENTE, muszę koniecznie go odszukać, A JAK SIĘ UDA to wyślę :)
UsuńO to ciekawe spostrzeżenia. Chętnie poczytam na temat Szekspira.
UsuńZastanawiałam się nad prenumeratą "Lente", ale przyznam szczerze, że cena troszkę mnie odstrasza.
Pozdrawiam serdecznie:)
Z przyjemnością odbywam z Tobą podróż,jako ,że jestem romantyczna.W Weronie nie byłam,ale kto wie?
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo co się może w życiu wydarzyć, a Weronę naprawdę Ci polecam.
UsuńSzczególnie Stare Miasto.
Witaj w klubie romantyczek:)
Na taki spacer zawsze jest przyjemnie się wybrać.Nie byłem, niestety, w tym cudownym mieście.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję i również serdecznie pozdrawiam:)
UsuńWitaj Mario! Jak zwykle wspaniała relacja i przepiękne, nocne zdjęcia. I chociaż w Weronie byłam dwa razy, to chętnie wrócę do tego miasta.
OdpowiedzUsuńMario, kolejny raz sprawiłaś, że odżyły moje wspomnienia. Werona, jedno z moich ulubionych miast. Jedno z miast najpiękniejszych, najświetniejszych i nie bez racji najsłynniejszych. Bogata w cenne zabytki i atrakcje. Nie sądziłam, że o tej porze roku jest aż tak dużo turystów. Powiem Ci, że jestem mocno zaskoczona. Ma to związek z tragiczną historią miłości Romea i Julii.
Zauważyłam, ze utraciłaś Listę odwiedzanych blogów. Z chwilą pojawienia się komentarza, nanoszę adres danego bloga. Nie grzebię się w starych postach aby dawny adres odzyskać. Nie ma na to czasu.
Serdecznie pozdrawiam:)
Łucjo kiedy zobaczyłam, że wszystkie moje ulubione blogi zniknęły wkurzyłam się na maksa. Ale idąc za Twoją radą powolutku odświeżam mój boczny pasek.
UsuńJa też byłam zaskoczona taką ilością ludzi w Weronie o tej porze roku, chociaż kiedy wyjeżdżaliśmy do Toskanii 25 lutego - na bookingu 80% apartamentów i hoteli było już zarezerwowanych. Dobrze, że my zaklepaliśmy miejsca noclegowe dużo wcześniej.
Jak widać na podróż do Toskanii każda pora jest dobra:)
Niestety pogoda nas nie rozpieszczała - jeden dzień słońce, a drugi ulewa.
I tak w kratkę.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Cudowny był spacer w Weronie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja również miło wspominam tamten wieczór:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Wspaniałe zdjęcia! - z wielką przyjemnością obejrzałam wszystkie i zatęskniłam za tym pięknym miastem - pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i również przesyłam serdeczne pozdrowienia:)
UsuńPiękna podróż, śliczne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńWybacz mi Kochana Marysiu moje milczenie, ale ostatnio byłam przytłoczona mnogością obowiązków i zupełnie nie miałam czasu na buszowania po blogach.
OdpowiedzUsuńOch, Werona?! - jakże to romantyczne miasto za sprawą Julii i Romea. Któż z nas nie pragnie pięknej miłości...
Nocne zwiedzanie zabytkowych miast jest pełne uroku i tajemniczości. Zabytki są pięknie podświetlone, a turyści ( taki ich urok) są wszędzie i dodają na pewno miastu kolorytu i wesołości. Gdyby Weronę pozbawić turystów byłoby z pewnością tam smutno.
Chyba będę musiała udać się do miasta zakochanych aby pstryknąć zdjęcie posągowej Julii, której dotknięcie( piersi i ramienia) zapewnia miłość tę przyszłą i utwierdza tę istniejącą. Kiedyś napisałam post o tym co należy i gdzie dotknąć, aby szczęście nas nie ominęło. :))
W Weronie nigdy nie byłam, ale odwiedziłam pewne miasto w Gruzji, które podobnie jak Werona jest miastem zakochanych. Można tam o dowolnej poprze dnia wziąć ślub, i znajduje się tam balkon wzorowany na tym z Werony. Jest to Sighnaghi.
A gdy jestem już przy pięknej i tragicznie-romantycznej miłości, to także w Polsce jest takie miejsce, gdzie można usłyszeć legendę o pięknej miłości, aż po grób. Jest to kaplica Oświęcimów w kościele franciszkanów w Krośnie, gdzie znajdują się sarkofagi Anny i Stanisława. Wg. legendy była to śmierć aż po grób. Nie będę tutaj opowiadała całej legendy, bo jest to smutna historia. Napis na trumnie Anny tak brzmi - " Na znak wiekuistej miłości, którą i sama śmierć nie przerwała". Zdarza się, że młode pary proszą Annę i Stanisława o piękną miłość, która trwałaby aż po grób.
Dorotko bardzo się cieszę, że dałaś znać. Już się martwiłam, że wyjechałaś gdzieś na stałe i porzuciłaś swój blog:)
UsuńTy nie byłaś w Weronie a ja z kolei w Gruzji. Mój mąż coraz częściej przebąkuje o podróży do Gruzji - zobaczymy.
Pewnie masz rację, że turyści dodają kolorytu, ale czasem ich nadmiar może również zaszkodzić:)
Pozdrawiam Cię serdecznie:)