Pszczyna chodziła po mojej głowie już od jakiegoś czasu, aż w końcu w pewien sierpniowy weekend - udało się "myśl przekuć w czyn".
Tym bardziej, że tak naprawdę położona jest niezbyt daleko od mojego miejsca zamieszkania i zupełnie nie rozumiem jak mogłam dopuścić do takiego zaniedbania żeby do tej pory nie odwiedzić tej pięknej, śląskiej rezydencji, która już z zewnątrz prezentuje się niezwykle okazale, a wewnątrz wręcz oślepia bogactwem i przepychem.
Nie będę Wam szczegółowo opisywać jej burzliwej, długiej i niezwykle ciekawej historii, ponieważ wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie w internecie, a znając mój zapał pisarski - gdybym w pełni rozkręciła skrzydła - przeczytanie tego posta zajęłoby dłuższą chwilkę:))
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym tu i ówdzie nie wtrąciła paru słów, dotyczących zwiedzanego przez nas Zamku.
Już na samym początku szczerze zachęcam Was do odwiedzenia tego urzekającego kompleksu pałacowo-ogrodowego, gdzie oprócz niesamowitych wnętrz, znajduje się piękny i gigantyczny park o powierzchni 156 ha.
Zamek w Pszczynie to dawna rezydencja magnacka powstała w XI lub XII wieku, wzniesiona przez książąt piastowskich jako strażnica przy szlaku handlowym łączącym Morawy z Rusią Kijowską, a także pełniąca funkcję myśliwską.
Od tego czasu wielokrotnie przebudowywana. W Średniowieczu Zamek był własnością książąt opolsko-raciborskich, książąt opawskich i cieszyńskich.
W latach 1548-1765 należał do śląskiego rodu Promnitzów, a w 1765-1847 książąt Anhalt-Kothen Pless. Od 1847 r. przechodzi w ręce książąt Hochberg von Pless z Książa, którzy dokonali jego przebudowy, na skutek której uzyskał on swój obecny kształt architektoniczny w stylu neobarokowym.
Wraz z zabytkowym parkiem krajobrazowym w stylu angielskim o powierzchni 156 ha tworzy zespół pałacowo-parkowy. W przeciwieństwie do innych zamków i pałaców na Śląsku i nie tylko, zniszczonych na skutek działań II wojny światowej i bezpośrednio po niej - w tym zamku zachowało się oryginalne wyposażenie i meble, które sprawiają, że jest on jednym z najcenniejszych zabytków architektury rezydencjalnej w Polsce.
Pierwsze wzmianki o murowanym zamku w Pszczynie pochodzą z I połowy XV wieku, kiedy to Jan II Żelazny-książe raciborski przyznał swojej małżonce Helenie w dożywotnie użytkowanie obszar, w skład którego wchodziły: Pszczyna, Mikołów, Bieruń Stary i Mysłowice.
Helena w miejsce istniejącego zameczku myśliwskiego wzniosła gotycką, murowaną budowlę. Do dnia dzisiejszego pod częścią zamku zachowały się gotyckie piwnice, a wmurowana w grube mury baszta, przez późniejszych właścicieli używana była jako sekretna klatka schodowa.
Okres największego rozkwitu rezydencji, a także nadanie jej obecnego kształtu, zawdzięcza się księciu Hansowi Heinrichowi XI /1833-1907/, który w 50 rocznicę urodzin otrzymał od cesarza Niemiec tytuł diuka. W tym czasie Pszczyna odwiedzana była przez królów pruskich, cesarzy niemieckich oraz królewskich gości z całej Europy, a sam Hans Heinrich XI pełnił na dworze berlińskim godność cesarskiego Wielkiego Łowczego.
Było wręcz koniecznością, żeby rezydencja stała się godna pozycji księcia. Dokonano więc przebudowy zamku, a pracami kierował francuski architekt Hippolyte Alexandre Destailleur. Elewacjom nadano kształt architektury francuskiej z XVII wieku, zwiększono powierzchnię dachów. Na szczycie umieszczono 8-metrowy maszt z flagą herbową właściciela.
Zmianie uległo również wnętrze zamku i to właśnie od niego zaczynamy jego zwiedzanie.
Już na samym wejściu, po przekroczeniu progu drzwi - jestem oczarowana.
Westybul i schody paradne to naprawdę godne uwagi i zachwytu miejsce. Stałam i gapiłam się bez końca. Nie ma się co dziwić - w końcu projektując tę część klatki schodowej, wzorowano się na Wersalu. Całkowicie zmieniono wystrój wewnętrzny. Ściany pomalowano na żywe kolory, pokryto barwnymi tapetami oraz neorokokowymi sztukateriami.
Pomieszczenie to zawsze ukazywało się jako pierwsze gościom odwiedzającym zamek, stąd pragnienie olśnienia przepychem i bogatym wystrojem.
Nie wiem co Wy o tym myślicie, ale według mnie - cel został w pełni osiągnięty.
Aktualnie większą część parteru zajmuje zrekonstruowany apartament cesarski.
Cesarz Niemiec Wilhelm II w latach 1885-1911 kilkakrotnie przyjeżdżał do Pszczyny na polowania na żubry i jelenie. Później przebywał tutaj również w czasie I wojny światowej, kiedy w zamku znajdowała się główna kwatera armii niemieckiej dla frontu wschodniego.
Właściciel zamku Hans Heinrich XV pełnił wtedy funkcję oficera ordynansowego cesarza. Wilhelma II odwiedzała też czasami jego małżonka Augusta Wiktoria, dla której wydzielono osobną sypialnię i łazienkę, której pomysłodawczynią była księżniczka Daisy - żona Hansa Heinricha XV.
Sypialnia cesarzowej Augusty Wiktorii wyposażona XVIII-wiecznymi meblami holenderskimi |
Salon dębowy /cesarski/ - w czasie I wojny światowej pełnił funkcję pokoju narad. Podejmowano w nim decyzje militarne i polityczne, a duży stół oświetlony elektrycznym żyrandolem umożliwiał rozkładanie dużych map, przy których cesarz Wilhelm wraz ze swoimi sztabowcami podejmowali decyzje dotyczące przebiegu wojny.
Gabinet cesarza pełnił funkcję prywatną. Tutaj Wilhelm II prowadził korespondencję i odpoczywał. Centralne miejsce zajmuje neobarokowy stół z przyborami do pisania.
Sypialnia cesarza z eklektycznym łożem |
Pierwsze piętro należało do zmieniających się z pokolenia na pokolenie - gospodarzy zamku, a idąc zachodnim skrzydłem galerii - dochodzimy do prywatnych apartamentów księżnej Daisy - żony Hansa Heinricha XV, który przejął dobra pszczyńskie po śmierci ojca w 1907 r.
W 1891 r. ożenił się z Angielką Marią Teresą Oliwią Cornwallis-West, nazywaną Daisy "Stokrotką" - uważaną za jedną z piękniejszych kobiet swojej epoki. Utrzymywała ona bliskie stosunki z królami Anglii Edwardem VII i Jerzym V, cesarzem Niemiec Wilhelmem II i innymi monarchami i mężami stanu. Gdyby księżna pszczyńska Daisy żyła w obecnych czasach, z całą pewnością uchodziłaby za sławną celebrytkę, pojawiającą się na pierwszych stronach światowych gazet.
Już jako nastolatka wyrastała na ponadprzeciętną piękność. Uwielbiała modę i dobrą zabawę, a przy tym była bardzo wrażliwa na krzywdę innych ludzi. Można powiedzieć, że jest ona XIX-wiecznym odpowiednikiem księżnej Diany, a poznając bliżej jej biografię - w niektórych aspektach swojego życia, przypomina mi również austriacką cesarzową Sissi /pisałam o niej w czerwcowym poście 2015 r./
Daisy nie miała oporów, aby używać bogactwa męża w celu pomocy potrzebującym. Podążała śladami swojego teścia Hansa Heinricha XI, znanego ze stworzenia nowoczesnych socjalnych warunków dla swoich robotników, które później naśladowały władze Niemiec. Tak naprawdę Daisy miała o wiele lepszy kontakt z teściem niż z mężem. Urządzała koncerty charytatywne, na których sama chętnie śpiewała /ku ogólnemu oburzeniu niemieckich arystokratów/. Podczas jednego z koncertów w Berlinie zebrała 5200 marek.
Salon i buduar księżnej Daisy |
Sypialnia, buduar i łazienka księżnej Daisy nie są udostępnione zwiedzającym, ze względu na cenny wystrój. Są jedynymi pomieszczeniami w zamku zachowanymi w stanie nienaruszonym od II połowy XVIII wieku. Dominuje w nich styl rokokowy, meble w stylu Ludwika XV i XVI.
Zdjęcia można robić przez otwarte drzwi - z korytarza.
Po śmierci teścia Daisy przejęła opiekę nad sierocińcem dla dzieci robotników, przychodnią dla pracujących matek i szkołą dla ubogich dziewcząt w Wałbrzychu. Za jej sprawą powstał ośrodek ze szkołą dla 162 niepełnosprawnych dzieci.
Na jej polecenie specjaliści sprowadzeni z Anglii zlikwidowali w Wałbrzychu problem zanieczyszczenia przepływającej przez miasto rzeki Pełcznicy, będącej źródłem wielu epidemii. W rezultacie powstała kanalizacja i oczyszczalnia ścieków, a przy okazji prac związanych z oczyszczaniem rzeki - księżna odkryła, że przyczyną dużej śmiertelności wśród dzieci jest brak odpowiedniego-pasteryzowanego mleka dla niemowląt. Wprowadziła francuski system pasteryzacji mleka.
Dużo uwagi poświęcała losowi koronczarek żyjących w nędzy, podczas gdy pośrednicy na ich wyrobach zarabiali krocie. Przejęła szkołę koronczarską w Jeleniej Górze, należącą do baronowej von Dobeneck, gdzie otworzyła sklep z koronkami, a następnie powstały filie w Berlinie, Monachium, Hanowerze, Hamburgu. Wprowadziła modę na śląskie koronki - kupowała je nawet cesarzowa.
Za te wszystkie nowatorskie przedsięwzięcia krytykowała ją niemiecka arystokracja, ale ona nie zważała na to, ponieważ poddani ją uwielbiali.
Daisy wykorzystywała swoje wpływy i robiła wszystko, żeby nie dopuścić do wybuchu I wojny światowej. Aranżowała spotkania mediacyjne pomiędzy angielskimi dyplomatami, a cesarzem Wilhelmem II. Organizowała bale podczas których pełniła rolę nieformalnej ambasadorki.
Zdj. wikip. |
Po wybuchu wojny Daisy jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża pomagała rannym żołnierzom w Szpitalu w Berlinie. Odwiedzała jeńców w obozach pracy, organizowała szpitale wojskowe /Szczawnica Zdrój, Wałbrzych/.
Prasa, która początkowo rozwodziła się nad jej urodą, kreacjami i baśniowym ślubem z księciem Hansem Heinrichem XV - teraz zaczęła śledzić jej każdy ruch - posuwając się do tworzenia najbardziej fikcyjnych opowieści o jej szpiegowskiej działalności.
Lata powojenne nie są dla Daisy zbyt łaskawe - traci oboje rodziców, a w roku 1922 rozwodzi się z 62-letnim mężem, który chciał poślubić młodą austriacką arystokratkę i próbował uzyskać w Rzymie unieważnienie małżeństwa, żądając aby Daisy potwierdziła, że jej ojciec zmusił go do ślubu.
Zdjęcie Daisy z dziećmi znajduje się na konsoli w Salonie Wielkim |
Kiedy Hitler doszedł do władzy Daisy nie była już obywatelką Niemiec i długo musiała czekać na swoje alimenty, wydzielane przez ministerstwo finansów z majątku von Pless. W 1935 r. jej sytuacja była katastrofalna i były mąż zaproponował jej powrót do zamku w Książu, na co chętnie się zgodziła. Coraz bardziej podupadała na zdrowiu.
Zmarła 29 czerwca 1942 r. - dzień po swoich urodzinach. W swoim testamencie napisała, że jej przyjaciele powinni być w wesołym nastroju, bo to będą jej urodziny, a dzieci mają się bawić i zrywać kwiatki w parku.
W pogrzebie 3 lipca - mimo zakazu władz uczestniczyły setki osób pamiętających Daisy oraz jej dobre serce.
W pogrzebie 3 lipca - mimo zakazu władz uczestniczyły setki osób pamiętających Daisy oraz jej dobre serce.
Nie ulega wątpliwości, że "Stokrotka" była osobą niezwykłą, a jej bogata i barwna biografia naprawdę zasługuje na poświęcenie jej dużo więcej czasu i uwagi.
Teraz kierujemy się w stronę Sypialni księcia Hansa Heinricha XV, która w przeciwieństwie do innych sal zamku ma surowe, ascetyczne wyposażenie i jest pozbawiona nadmiernych ozdób.
Gabinet Księcia, zwany też komnatą Promnitzów /dawnych właścicieli zamku/ ozdobiony jest porożami i trofeami myśliwskimi - zwierząt upolowanych w lasach pszczyńskich oraz na afrykańskim safari /cios słonia, czaszka bawoła, rogi nosorożców/.
Biblioteka zamkowa robi na mnie niesamowite wrażenie. Pokryta orzechową boazerią i bogatą sztukaterią /zaprojektowane przez Destailleura/ wygląda niewiarygodnie pięknie. Księgozbiory były ważnym wyposażeniem zamku dla rodziny Promnitzów i Anhaltów.
Hochbergowie mieli swoją bibliotekę w Książu, a książki w Pszczynie traktowali raczej dekoracyjnie.
W rogu na konsoli, między regałem a kominkiem znajduje się Biblia Weimarska Marcina Lutra z 1708 r. oraz Historia Polski Jana Długosza z 1712 r.
Z biblioteki udajemy się do pięknego Salonu Wielkiego, jednego z najbardziej reprezentacyjnych pomieszczeń zamku, o bogatej dekoracji stropu.
W płycinach orzechowej boazerii umieszczono wielkoformatowe obrazy przedstawiające sceny pasterskie, myśliwskie i rodzajowe, namalowane około 1728 r. w holenderskiej pracowni Dirka Dalensa III.
Ogromne wrażenie robi 48-świecowy kryształowy żyrandol.
Salon zielony - prawda, że uroczy?
Wraz z żółtą sypialnią i różową łazienką tworzył apartament dla gości odwiedzających pszczyński zamek.
Sypialnia żółta |
Kiedy księżniczka Daisy zamieszkała na pszczyńskim zamku była zniesmaczona brakiem łazienek. Szybciutko postanowiła problemowi zaradzić i w ten sposób stała się ich pomysłodawczynią i prekursorką.
Szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko tak urokliwej łazience w moim domu.
Galeria lustrzana /zachwycająca/ swoją nazwę zawdzięcza wielkim lustrom, między którymi znajdują się malowane na płótnie panneau, przedstawiające zamek w Książu oraz Promnicach. Wzdłuż ścian ustawiono konsole z chińską i japońską porcelaną, pochodzącą z XVIII-XIX wieku.
Z galerii lustrzanej wchodzimy do Sali Lustrzanej, zajmującej wysokość dwóch kondygnacji.
Okna mają wysokość 7,5 metra!
Jej nazwa pochodzi od dwóch wielkich luster /każde o powierzchni 14 metrów kw./, umieszczonych na ścianie wschodniej i zachodniej, wyprodukowanych w Paryżu.
Dawniej wnętrze to pełniło funkcję jadalni. Do dzisiaj stoi tutaj marmurowy bufet z popiersiami różnych postaci.
Wnętrze sali zdobi plafon z iluzjonistycznie namalowanym niebem i pięknym fryzem kwiatowym nad gzymsem. Wnętrze oświetlają ogromne kryształowe żyrandole.
W latach 1704-1707 zamek często gościł Georga Philippa Telemenna - kapelmistrza na dworze Promnitzów w Żarach i jednocześnie wybitnego kompozytora barokowego. Te tradycje muzyczne kontynuowane są do dzisiaj w formie koncertów pod nazwą "Wieczory u Telemanna" i odbywają się w tej właśnie sali.
W takim wnętrzu słuchanie muzyki klasycznej musi być niesamowite w odbiorze.
Okna mają wysokość 7,5 metra!
Jej nazwa pochodzi od dwóch wielkich luster /każde o powierzchni 14 metrów kw./, umieszczonych na ścianie wschodniej i zachodniej, wyprodukowanych w Paryżu.
Dawniej wnętrze to pełniło funkcję jadalni. Do dzisiaj stoi tutaj marmurowy bufet z popiersiami różnych postaci.
Wnętrze sali zdobi plafon z iluzjonistycznie namalowanym niebem i pięknym fryzem kwiatowym nad gzymsem. Wnętrze oświetlają ogromne kryształowe żyrandole.
W latach 1704-1707 zamek często gościł Georga Philippa Telemenna - kapelmistrza na dworze Promnitzów w Żarach i jednocześnie wybitnego kompozytora barokowego. Te tradycje muzyczne kontynuowane są do dzisiaj w formie koncertów pod nazwą "Wieczory u Telemanna" i odbywają się w tej właśnie sali.
W takim wnętrzu słuchanie muzyki klasycznej musi być niesamowite w odbiorze.
II piętro zamku pszczyńskiego powstało dopiero w XVIII wieku za czasów Anhaltów, kiedy zamek podwyższono o jedną kondygnację. Poza gośćmi mieszkali tutaj m.in. synowie Hansa Heinricha XV i Daisy. Większa część ekspozycji związana jest z tradycjami łowieckimi Anhaltów i Hochbergów.
W Galerii myśliwskiej znajdują się szafy z bronią palną i trofeami myśliwskimi.
Największe wrażenie na zwiedzających robi ogromny żubr o imieniu "Kader", stojący na skórze z niedźwiedzia.
Sale wystaw czasowych obejmują cztery pomieszczenia, w których prezentowane są wystawy związane głównie z dziejami zamku oraz jego właścicielami.
W podziemiach Zamku znajduje się również Zbrojownia do której niestety nie udało nam się dotrzeć, a którą mamy zamiar odwiedzić kolejnym razem będąc w Pszczynie.
A teraz maszerujemy w kierunku ogromnego parku pałacowego, gdzie oprócz drzew i różnorakich roślin - na każdym kroku spotykamy młode pary podczas sesji fotograficznych.
Wychodząc z zamku przez Bramę Wybrańców, wzniesioną w 1687 r. na miejscu dawnej strażnicy - dochodzimy do uroczego pszczyńskiego ryneczku, na którym spędzamy dosłownie kilka chwil, łapiąc ostatnie promienie sierpniowego słoneczka.
W rynku przysiadłam sobie na ławeczce, żeby chociaż przez moment pobyć w zacnym towarzystwie księżniczki Daisy, z którą można by rzecz - rozumiałam się bez słów:)
Wiem, wiem - post miał być krótki, a ja jak zwykle nie mogłam się powstrzymać od pisania i dodawania zdjęć.
Mam jednak nadzieję, że tych którzy w Pszczynie nigdy dotąd nie byli - udało mi się przekonać i zachęcić do odwiedzenia tej uroczej, małej miejscowości, nazywanej perłą Górnego Śląska.
Jeśli chodzi o mnie i moją rodzinkę wybieramy się tutaj ponownie na wycieczkę rowerową po parku zamkowym, który naprawdę jest ogromny i kryje w sobie wiele zaułków i atrakcyjnych miejsc. W końcu 150 ha potrafi zrobić na człowieku wrażenie.
Dziękuję za wizytę oraz pozostawione komentarze
i życzę Wam wszystkim, a także sobie /ja dopiero wybieram się na urlop/
i życzę Wam wszystkim, a także sobie /ja dopiero wybieram się na urlop/
samych słonecznych i radosnych chwil:)
Oprac. na podstawie artykułu K. Pachelskiej z "Dziennika Zachodniego"
Jak ja uwielbiam takie miejsca, pałac zapiera dech w piersiach, taki nasz polski Wersal :))
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę udanego urlopu, dużo słońca :)
Pozdrawiam Karolina
Powiem Ci szczerze, że ja również byłam pod niemałym wrażeniem naszego polskiego Wersalu:)
UsuńDzięki za życzenia i również serdecznie pozdrawiam:)
Wspaniały, monumentalny i doskonale wkomponowany w wielki park. Podziwiam i napatrzyć się nie mogę ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW Pszczynie miałam dokładnie tę samą przypadłość co Ty.
UsuńGapiłam się bez opamiętania:)
Pozdrawiam pięknie:)
I pomyśleć, że takie cuda mamy pod nosem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę piękną wycieczkę:)
Bardzo proszę:)
UsuńCudna ta nasza Polska cała i za to ją kochamy:)
Ileż to razy zwiedzałem ten pałac. Najlepsze wspomnienia, również z tego parku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ogromnie się cieszę Asmodeuszu, że mogłam w Tobie wyzwolić miłe wspomnienia i życzę Ci serdecznie, żeby teraźniejszość była równie sympatyczna i nie mniej atrakcyjna:)
UsuńJa jestem w Pszczynie, zamku i parku zakochana.
OdpowiedzUsuńMario, koniecznie napisz przewodnik po jednym z najpiękniejszych zamków i parków.
Jak zwykle świetny post.
Życzę słonecznego urlopu, udanego i pełnego wrażeń urlopu.
Serdecznie pozdrawiam.
Łucjo - jak zwykle rozpieszczasz mnie Twoimi miłymi słowami.
UsuńNie dziwię się, że zakochałaś się w tym miejscu. Ja również podzielam Twój zachwyt nad tym cudownym zakątkiem naszej Ojczyzny:)
Dziękuję pięknie za życzenia i również cieplutko pozdrawiam:)
Jest to bardzo cudowny zamek i to niedaleko mnie fotoreportaż wspaniały serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak to czasem bywa Wandziu, że szukamy daleko czegoś - co tak naprawdę jest bardzo blisko nas.
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam Cię serdecznie:)
Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twój post, tym bardziej, że w tym roku odwiedziłam Pszczynę i naprawdę się zakochałam w tym miejscu. Daisy fascynuje mnie od dawna, ostatnie informacje mówią o tym, że prawdopodobnie chorowała na stwardnienie rozsiane. Dziękuję za ten obszerny post, dzięki któremu znowu mogłam podziwiać to miejsce.Serdeczności dołączam.:))
OdpowiedzUsuńPamiętam Twoją wizytę w Pszczynie i myślę, że Twój post w znacznej mierze przyczynił się do tego, że w końcu odwiedziłam to piękne miasteczko:)
UsuńPozdrawiam z upalnych Jerzmanowic:)
Bardzo się cieszę.:)
UsuńPszczyna jest wspaniała, gratuluję tak wspaniałego posta i pięknych zdjęć! Urzekł mnie widok wiewiórki na drzewie i Twoje zdjęcie z Daisy. Ja z kolei wybieram się we wrzesniu wraz z moją córką Martą do Wrocławia, w planach mamy też Książ, więc mam nadzieję wyprodukować posta niejako "po rodzinie". serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że w naszym pierwotnym założeniu był Wrocław. I nawet do niego dotarliśmy w sierpniowy długi weekend. Na mieście były takie korki, że nie mogliśmy w ogóle w mieście zaparkować, nie mówiąc o jakimkolwiek zwiedzaniu. Zrezygnowaliśmy wtedy z Wrocławia, na rzecz Pszczyny. Wrocław oczywiście jest w planach, ale dopiero w październiku. A do Książa koniecznie się wybierzcie. Naprawdę warto.
UsuńRównież pozdrawiam serdecznie:)
Witam serdecznie:))) Przepiękne zdjęcia i tyle wiadomości o Daisy... Zamek w Pszczynie zwiedzałam już dość dawno, z przyjemnością pobyłam tam jeszcze raz... A i o Księżnej Daisy dużo czytałam. Piękny post:) Pozdrawiam gorąco ze Szkocji:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i cieszę się, że post się podobał. Daisy to niezwykła postać i również mam zamiar bliżej zapoznać się z jej osobą.
UsuńPrzesyłam moc serdeczności z upalnej Polski i zapraszam na kolejne posty:)
Piękne miejsce na zewnątrz i wewnątrz:)))świetnie pokazane i solidnie opisane:)))bardzo miło się z Tobą zwiedza:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńZamek pszczyński rzeczywiście potrafi zrobić na człowieku piorunujące wrażenie:)
UsuńBardzo się cieszę, że lubisz ze mną spacerować:)
Przesyłam serdeczności ze słonecznych Jerzmanowic:)
Zbieram się do Pszczyny juz dłuższy czas...do księżnej Daisy:) Byłam na zamku w Książu, ale wydaje mi sie ,że ten w Pszczynie jest efektowniejszy, na pewno przed wyjazdem jeszcze raz tutaj zajrzę bo wspaniale wszystko opisałaś...pozdrawiam Bea:)
OdpowiedzUsuńJa w Książu co prawda nie byłam, ale Pszczyna zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
UsuńNaprawdę warto tam jechać. Dzięki za miłe słowa i zawsze zapraszam do siebie:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, chciałam poprawić błąd, który się zakradł, więc jest taki efekt, że usunęłam cały komentarz. No to teraz krótko. Wersal zwiedzałam tylko w ogrodach, Salony w części były odrestaurowywane. Nie pozostaje mi nic innego, jak zwiedzić nasz polski Wersal, czyli Pszczynę. Tym razem jednak urlop "załatwiłam" sobie, a raczej mężowi, w Szczawnicy. On na Trzy Korony, ja na trzy ciacha z 1 kawusią. Pozdrawiam Mario, dziękując za wirtualna wycieczkę. :-)
OdpowiedzUsuńPiękna fotorelacja z Twojej wyprawy, jak zawsze u Ciebie Mario !! Wspaniały post z dużą dawką ciekawych informacji i fantastycznych zdjęć !! Naprawdę, cudne miejsce do zwiedzania !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bardzo lubię odwiedzać zamek i park w Pszczynie, nie mam tam bardzo daleko, więc jestem tam częstym gościem. Zwłaszcza park zamkowy mnie przyciąga i chętnie tam spaceruję o różnych porach roku, zawsze jest tam tak pięknie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zamek pszczyński jest urzekający, a jeszcze z historią Księżnej Daisy w tle, coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Już z 10 dobrych lat wybieram się do Pszczyny!!! Kiedyś w końcu mi się uda :). Pięknie tam jak widzę :)!!!
OdpowiedzUsuńKiedy czytam Twojego bloga to zdaje sobie sprawe, jaka zacmiona bylam, kiedy mieszkalam w Polsce. Pochodze z Czestochowy i nigdy nie bylam w Pszczynie. Pozostaje i tylko zalowac :(.
OdpowiedzUsuńMam w planach to niesamowite miejsce. Cudowny pałac i wnętrza. Tamtejszy skansen też mnie bardzo interesuje. Kocham miejsca związane z historią. Brawo za wyczerpujący post. Muszę odwiedzić Pszczynę.
OdpowiedzUsuń