O mnie


Kiedy weszłam na dziedziniec zamku w Krasiczynie byłam oczarowana. Odniosłam wrażenie jakbym przeniosła się do słonecznej Hiszpanii - tyle, że w scenerii zimowej. Być może spowodowała to jasna  elewacja z pięknymi dekoracjami, które fachowo nazywają się "sgraffiti", a do których wykonania zatrudnieni byli specjaliści i rzeźbiarze.

Technika sgraffitowa polegała na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku lub kolorowych glin i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze one nie zaschły (nie utwardziły się).
Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstaje dwu- lub wielobarwny wzór.

W Krasiczynie zdobienia tą techniką zajmują powierzchnię około 7000 m2!, co stawia krasiczyński zamek na pierwszym miejscu w Europie, pod względem ilości tego typu dekoracji.
Największe wrażenie robi poczet królów polskich w arkadach na ścianie wschodniej. Poza tym na ścianach przedstawione są sceny myśliwskie oraz popiersia cesarzy.


Wewnątrz zamku znajduje się dużo oprawionych obrazów wykonanych tą techniką. Poniżej makieta przedstawiająca zamek  w XVI wieku.


Czasami zdarza się, że budowle tego typu przytłaczają swoimi rozmiarami i surowością. Tutaj odnoszę wrażenie, że jest lekko, jasno i przytulnie. Mury nie straszą swoim ogromem czy też ciemnym, odrapanym betonem. 









Mam wrażenie, że za chwilę na dziedzińcu pojawią się Maurowie w turbanach na głowach i księżniczki z woalkami na twarzy.
Nic takiego się jednak nie przytrafiło - byliśmy tylko my zwiedzający, zapatrzeni i zauroczeni ściennymi ozdobami.
Nic nie poradzę na swoją bujną wyobraźnię, tym bardziej, że mury tego zamku były świadkami niejednej tragedii, radości i zwykłego życia niezwykłych ludzi mieszkających w tym miejscu. 
Można śmiało stwierdzić, że byli to celebryci na miarę swoich czasów. Ale o tym później, ponieważ teraz kilka, no może kilkanaście zdań o Zamku, który podobnie jak  większość budowli tego typu przechodził z rąk do rąk - z lepszym lub gorszym skutkiem.
W Baszcie Szlacheckiej na jednym ze środkowych filarów pod sklepieniem do dziś można zobaczyć herby rodzin związanych z właścicielami Krasiczyna.

Pierwszy zamek, a właściwie drewniano-ziemny gród powstał już w XIV wieku i rozbudowany w wieku XVI przez rodzinę Krasickich 
- od ich nazwiska pochodzi nazwa Krasiczyn.


Około 1580 r. Stanisław Krasicki rozpoczął długotrwały proces przekształcania budowli drewnianej w murowaną. Rozpoczęto od postawienia nowych murów zewnętrznych ze strzelnicami. Następnie w każdy róg czworokątnego założenia wbudowano baszty, a wzdłuż murów skrzydło mieszkalne. Całe założenie otoczono fosą i wałem.


Marcin Krasicki
Po śmierci Stanisława - jego syn Marcin Krasicki rozpoczął kolejną przebudowę i udoskonalanie zamku. Pracami kierował włoski architekt Galeazzo Apani. 
Przebudowano baszty którym nadano odpowiednie nazwy.
Największa jest baszta Królewska, następnie SzlacheckaBoska Papieska. Wszystkie cztery baszty odpowidają wartościom, jakie uznawał Marcin Krasicki, czyli: monarchia, szlachectwo, Bóg i Kościół.

Baszta Królewska
Za czasów Marcina Krasickiego - kasztelana lwowskiego i wojewody podolskiego zbudowano jedną z najwspanialszych rezydencji ówczesnej Rzeczypospolitej. Niejednokrotnie gościli tu królowie, których podobizny wykonane techniką sgrafittową można oglądać w komnatach zamku.


Zygmunt III Waza
August II Mocny

Jan Kazimierz
Władysław IV














W 1862 r. wygasła krasiczyńska linia rodu i zamek wymknął się Krasickim z rąk, przechodząc kolejno do rodziny Potockich, Szembeków i Wielopolskich.

Od 1835 r. Krasiczyn należał do Sapiechów i to właśnie im zawdzięczamy, że budowla stoi do dzisiaj.

W 1939 r. na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow do Krasiczyna weszli Rosjanie i przejęli zamek na koszary, co wiązało się z kompletną dewastacją mebli, obrazów, fragmentów rzeźb marmurowych oraz sprofanowaniem zwłok w kaplicy. 


Leonowi Sapiesze udało się ocalić cenną bibliotekę, która obecnie znajduje się na Zamku w Pieskowej Skale.

Jednym z najcenniejszych elementów architektonicznych Zamku jest mieszcząca się w Baszcie Boskiej kaplica, przyrównywana do kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu.  W jej centralnej części znajduje się manierystyczny malowany i złocony ołtarz główny /rekonstrukcja/.
Wnętrze kaplicy zdobią płaskorzeźby i malowidła o tematyce biblijnej. 
W nawie bocznej po prawej stronie znajduje się marmurowy sarkofag księżniczki Zofii Sapieżanki, wykonany w 1855 r. przez słynnego rzeźbiarza Henryka Stattlera z inicjatywy księcia Leona Sapiehy.
Kaplica zamkowa była miejscem duchowych przeżyć i rozważań kardynała Adama Stefana Sapiehy - najmłodszego syna Adama i Jadwigi Sapiehów.
Konsekracja Adama Stefana Sapiehy
na biskupa krakowskiego
w Kaplicy Sykstyńskiej 17.12.1911 r.
Wokół zamku roztacza się park, który w związku z zimową porą nie może zaprezentować się w pełnej krasie.
W rodzinie Sapiechów panował zwyczaj, że gdy na świat przychodził syn - sadzono dąb, natomiast jeśli córka - lipę.


Być może do tej pory w parku zamkowym rośnie dąb, który posadzono w 1828 r. na pamiątkę narodzin księcia Adama Sapiehy, będącego jedynym /spośród 8 rodzeństwa/ dzieckiem Leona Sapiehy i Jadwigi z Zamoyskich, które dożyło wieku dojrzałego, a traktowanego przez  matkę,  jak przysłowiowe "oczko w głowie". 
Jako dziecko często chorował, w związku z czym matka zabierała go ciągle na kuracje lecznicze. Wczesną młodość spędził z nią w Paryżu.
Jako dorosły mężczyzna był  niezwykle przystojny, charyzmatyczny i błyskotliwy. Nikogo nie dziwi zatem fakt, że robił piorunujące wrażenie na kobietach,  z czego oczywiście nie omieszkał korzystać.

Niewątpliwie musiał mieć ujmującą powierzchowność i osobowość, skoro sam Jan Matejko uwiecznił jego twarz na obrazie "Bitwa pod Grunwaldem", przedstawiając go jako księcia Witolda na koniu.

Latem 1851 r. młody książę, za namową swojej dominującej i despotycznej matki, oświadcza się listownie  20-letniej Jadwidze Sanguszko, będącej córką pięknej Izabeli z Lubomirskich oraz Władysława Sanguszko. Oprócz Jadwigi Sanguszkowie mieli jeszcze czworo dzieci.
Rodzina Mieszkała w Gumniskach pod Tarnowem, natomiast w Krakowie przy ul. Sławkowskiej  do tej pory stoi pałac, w którym zimową porą pomieszkiwali Sanguszkowie i przyjmowali w nim znamienitych gości. W 1850 r. Kraków przeżył największy w swoich dziejach pożar, który zniszczył wiele domów oraz cennych zabytków. Pałac ocalał, ponieważ ogień nie sięgnął na szczęście do ulicy Sławkowskiej. 

Jadwiga Sanguszko niestety nie odziedziczyła po swojej matce Izabeli olśniewającej urody, ale była za to wyrozumiała, dobra, troskliwa i spokojna. Zupełne przeciwieństwo swojego przyszłego męża, którego ubóstwiała ponad wszystko, wybaczając mu i znosząc cierpliwie jego humory, kaprysy, a w późniejszym okresie ich pożycia również zdrady.

Ślub Jadwigi Sanguszko i Adama Sapiehy odbył się 22 kwietnia 1852 r. w kościele Karmelitów na Piasku w Krakowie. 

Przeszedł do historii jako doniosłe wydarzenie towarzyskie i patriotyczne. Kraków przez najbliższe miesiące nie mówił o niczym innym. Młoda para ubrana była w stroje narodowe, co potem naśladowano w kręgach arystokracji i ziemiaństwa.
Powiadają jednak, że postacią która tego dnia jaśniała najbardziej nie była panna młoda, lecz jej szesnastoletnia wówczas siostra Helena, która swą urodą i wdziękiem podbiła wszystkie serca.


W Krakowie były w tamtym czasie dwie piękności: Katarzyna z Branickich Potocka oraz Helena Sanguszkówna. Przez lata toczono dyskusje która z nich jest piękniejsza.
Helena, podobnie jak jej szwagier Adam Sapieha, pozowała najlepszym fotografom oraz  malarzom w Europie. Amatorsko grała w teatrze, była uzdolniona muzycznie i nie tylko.
Obok - portret Heleny namalowany przez mistrza Xaviera Winterhaltera, który malował same znakomitości - królową Wiktorię, Napoleona III i Eugenię oraz cesarzową Sissi.

Jednak za najbardziej wiarygodny uchodzi portret Heleny,  namalowany przez Antoine'a Bourlarda z 1868 r., gdzie 32-letnia księżniczka występuje w całym blasku swej niepowtarzalnej urody.
Helena pozowała również  Janowi Matejko do "Hołdu Pruskiego", jako jedna z dam przyglądająca się orszakowi Karola VII podążającego za Joanną d'Arc do katedry w Remis. 
Matejko powiedział o Helenie: "Cóż to była za piękność 20 lat temu! Z wyjątkiem mnie, chyba wszyscy młodzi ludzie  kochali się w niej na zabój. Ale wszystko co mamy w nadmiarze, nie przynosi szczęścia. Była za piękna, żeby ktoś ośmielił się wziąć ją za żonę".
Jego słowa okazały się prorocze. Nigdy nie wyszła za mąż.

3 maja 1852 r. tuż przed przyjazdem nowożeńców  - Jadwigi i Adama na  zamek w Krasiczynie wybuchł przypadkowo wzniecony pożar. Spłonęły doszczętnie wnętrza zamkowe, w tym pokoje przygotowane dla młodej pary. Ogień nie tknął jedynie kaplicy w Baszcie Boskiej. Oczywiście w znaku tym dopatrywano się nieuchronnego pecha i złej wróżby na przyszłość. Czy słusznie?

Jadwiga i Adam Sapiehowie z całą pewnością posadzili wiele drzew w parku ogrodowym, ponieważ doczekali się aż dziewięcioro dzieci. I jak to w bajkach bywa - można by zakończyć tę historię słowami - żyli długo i szczęśliwie. 

Jeśli chodzi o Jadzię, której dobroć, miłość, bezgraniczne oddanie mężowi i cierpliwie znoszącej despotyczne rządy teściowej w Krasiczynie, to nie przeszkadzało /kobiety dawniej nie miały zbyt dużego wyboru/. Przebojowego Adasia życie rodzinne jednak trochę przytłaczało. 
I nie wiadomo czy był to w ogóle "hart na baby" /co prawda znany był ze słabości do płci pięknej/, czy też Helena - siostra Jadzi była jedyną, prawdziwą miłością Adama Sapiehy? 
Trwają ciągłe spekulacje, czy już w czasie zaręczyn z Jadwigą, wiedział że poślubia nieodpowiednią kobietę, czy dopiero dalsze życie  i bliższe  poznanie pięknej Heleny /odwiedzającej niejednokrotnie siostrę w Krasiczynie/, ugruntowało go w tym przekonaniu? Nigdy się tego nie dowiemy.

Jedno natomiast jest pewne, że była to miłość odwzajemniona. 
Helena - bywalczyni światowych salonów /Austria, Francja, Włochy/, o której rękę starali się wielcy tego świata /jednym z ostatnich kandydatów na męża  był książę Władysław Czartoryski/, nie była zainteresowana małżeństwem, natomiast gorący romans z własnym szwagrem  przetrwał kilka lat. Nie ma też żadnych wątpliwości co do tego, że Helena kochała Adama.
Prawdopodobnie zimą 1865 r. zaszła w pierwszą ciążę, potem drugą.
Owocem tego namiętnego, burzliwego i skandalicznego związku była dwójka dzieci. Najpierw urodziła się córka oddana na wychowanie do Francji, z którą kontakty całkowicie się zerwały. 
Drugim dzieckiem był syn Jan Piotr.

I tutaj po raz kolejny na scenę wkracza Jadwiga - żona Adama i siostra Heleny. Co Waszym zdaniem w tej sytuacji powinna zrobić, a co zrobiła ona?

Żeby uniknąć skandalu, chronić reputację siostry, męża i swojej rodziny postanowiła wziąć na wychowanie Jana, traktując dziecko jak swoje. Bardzo go pokochała, a każde jego późniejsze niepowodzenie bardzo przeżywała.  Ileż miłości musiało być w sercu tej kobiety, skoro mimo takiej przykrości i upokorzenia nadal kochała Helenę i do końca życia wypowiadała się o niej z miłością i uwielbieniem. Pod koniec swojego życia, Jadwiga pisała we wspomnieniach o siostrze: "Takiej piękności już nigdy w życiu nie spotkałam, była bez jednej wady, czy to twarzy, czy całej postaci".

Należy podkreślić, że rodzina Sanguszków zawsze bardzo się kochała i szanowała. Miłość tę przelali również na dzieci, którym nigdy nie narzucali swojej woli, dając im możliwość dokonywania życiowych wyborów, dotyczących również kwestii małżeństwa.

Syn Jan -  dopiero po śmierci Heleny dowiedział, się że jest jej biologicznym synem. Miało to bardzo negatywny wpływ na jego dalsze decyzje.  Jego życie uczuciowe i osobiste było zupełnie zaburzone. Zerwał również stosunki rodzinne. 
Co przeżywała Helena, wiedząc że syna wychowuje jej siostra, a ona nie może go nawet przytulić i nigdy nie usłyszy słowa: "mamo"?
Sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Brutalne czasy, hipokryzja i małżeństwa zawierane z rozsądku i ugruntowania odpowiedniej pozycji społecznej - powodowały, że ludzie rzadko kiedy byli ze sobą szczęśliwi.

Wielka szkoda, bo gdyby wtedy Adam zamiast Jadwigę poprosił o rękę Helenę, być może przyjęłaby jego oświadczyny i żyliby długo i szczęśliwie?

No ale nie mamy pewności, czy  w tej sytuacji, Magdalena Jastrzębska  napisałaby swoją książkę, a ja  stworzyłabym tego posta?

A jeśli kogoś zainteresował wpleciony przeze mnie wątek - chciałby bliżej zgłębić i poznać dalsze losy pięknej Heleny Sanguszko, Jadwigi i Adama Sapiehów oraz ich dzieci, zachęcam do przeczytania  "Damy w jedwabnej sukni", którą szczerze polecam wszystkim  miłośnikom historii i nie tylko.
Książka napisana jest w bardzo przystępny, a zarazem intrygujący sposób. Wciąga od pierwszych stron i dobrze się ją czyta do samego końca.


Żegnam zatem Krasiczyn wraz z jego ciekawą historią, a wszystkich będących w pobliżu, namawiam do odwiedzenia Zamku w którym rozegrał się jeden 
z bardziej burzliwych romansów XIX wieku.



24 komentarze:

  1. No kochana przypomniałas mi historię zamku, która wprawiła mnie i w zachwyt i we wśiekłość. Byłam, widziałam ten przepiękny zamek i do dziś polecam wszystkim znajomym zwiedzenie tego miejsca. Osobiście spędziłam tam cały dzień przechadzając się alejami parku i odpoczywając nad stawem. Przepiekne miejsce. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krasiczyn też mi się kojarzy głównie z tym nieszczęsnym romansem. Niedawno byłam tam na wycieczce. Odnowiony zamek i romantyczny park zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Czytałam książkę Magdaleny Jastrzębskiej o Helenie Sanguszkównie. I choć nie jest to fikcja lecz biografia, czyta się ją jak świetną powieść. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Lato w Krasiczynie musi być przepiękne. Obiecałam mojej rodzinie, że kiedyś koniecznie musimy się tam wybrać właśnie latem. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Co do książki, rzeczywiście dobrze się ją czyta. Jest to moja pierwsza pozycja tej autorki, ale z całą pewnością nie ostatnia. Może kolejna książka zainspiruje mnie do napisania następnego posta?

      Usuń
  2. Historia opowiedziana przez Ciebie pobiła uroki Krasiczyna, chyba sięgnę po tę lekturę.
    W Krasiczynie byłam, ale nie można było zwiedzać, park przepiękny obejrzeliśmy, warto.
    Pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka przenosi nas nie tylko do Krasiczyna. Sanguszkowie to rodzina podróżników i niespokojnych duchów, więc jest wątek paryski, włoski, austriacki, krakowski itp. Polecam Ci książkę. Naprawdę fajnie się ją czyta i dzięki niej można poznać cząstkę historii, która przecież rozgrywała się pod naszymi nosami, a dla mnie osobiście do tej pory zupełnie nieznana. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Z przyjemnością przeniosłam się do pięknego Krasiczyna. Gdy zwiedzałam zamek był rok 2005, a remont nie był jeszcze ukończony. Teraz Krasiczyn lśni wspaniałym blaskiem.
    Cieszę się, że moja książka o Helenie stała się inspiracją do tego wpisu. W tym roku książka miała II wydanie, uzupełnione o nowe ilustracje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy przeczytałam Twoją książkę od razu wiedziałam, że muszę wpleść niektóre jej wątki do posta, który dzięki nim wiele zyskał. Poza suchymi faktami opisującymi historię zamku, mogłam również opisać fakty z życia jego mieszkańców, do tej pory mi nie znane i przypuszczam, że nie tylko mnie. Mam w zwyczaju raz w miesiącu kupować co najmniej jedną książkę. Jak myślisz jaka to będzie teraz pozycja?

      Usuń
  4. Bardzo fajnie napisany post. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Zawsze staram się pisać najlepiej jak potrafię, a jeśli czegoś nie wiem - lubię poczytać o tym i owym. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Witaj Mario!
    Jestem u Ciebie kolejny raz. Krasiczyn był w moich wrześniowych planach. Niestety z wrześniowego urlopu wróciłam bardzo przeziębiona i z planów wyszły nici. Październik prawie przez tydzień obdarzał nas deszczem i zimnem. W taki czas nie lubię nigdzie wyjeżdżać. I tak mi zeszło.
    Przepięknie opracowany post. Jestem pełna podziwu. Książki Pani Jastrzębskiej jeszcze nie czytałam. . Domyślam się, że można ją kupić w Internecie.
    Przepraszam, zaraz wrócę do Ciebie. Muszę zrobić kawę bo niedziela to dzień bardzo rozleniwiający.
    Pa:)*

    OdpowiedzUsuń
  6. Obraz z piękną Heleną oglądałam w Tarnowie. Gdy będziesz w tym mieście koniecznie odwiedź Muzeum Okręgowe, które mieści się w Ratuszu. Tam zobaczysz pamiątki związane z urzekająco piękną, księżniczką Heleną Sanguszkówną,
    Mario, wkleiłam adres Twojego bloga. Przypuszczam, że u Ciebie jest jakiś niewielki błąd ponieważ Twoje posty nie aktualizują się a blog umieścił się na końcu "Ulubionych blogów."
    Pytałaś mnie co to są trolle. To inaczej hejterzy. Są to najczęściej anonimowe osoby, ziejące szczególną nienawiścią, które umieszczają obelżywe komentarze. Trolle dręczyły mnie swoimi komentarzami. Wywierały presję likwidacji bloga. Ignorowałam ich na początku i oczywiście likwidowałam komentarze. Z czasem zaczęłam utwierdzać się w likwidacji bloga.
    Napisałam post, żegnając się z wirtualnymi Przyjaciółki. Wtedy otrzymałam mnóstwo pocieszających i zakazujących likwidację bloga, komentarzy. Powiem Ci jedno, siła przyjaźni jest ogromna. Zaatakowano komentarze trolli i te przestały się ukazywać...
    Z całego serca życzę, byś nigdy tego nie zaznała. Myślę, że takie komentarze dla każdego człowieka są stresujące.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w szoku. Nie przypuszczałam, że nawet w wirtualnym świecie ludzi, którzy piszą o swoich pasjach, zainteresowaniach można spotkać takie hieny. Przecież to jest tylko zwykła zazdrość i złośliwość. Ale czego tutaj można zazdrościć? Przecież bloga może pisać każdy. A do czytania nikt nikogo nie zmusza. Dobrze zrobiłaś, że się nie poddałaś. Twój blog wędruje do moich ulubionych, a trolle niech siedzą cicho w lesie, ponieważ nikt nie odbierze nam naszych pasji, radości i tego, że będziemy się wzajemnie wspierać. Masz tylu wiernych czytelników, że nigdy nawet nie myśl o rezygnacji z publikowania Twoich pięknych, interesujących relacji z podróży i nie tylko. Pozdrawiam serdecznie i zawsze zapraszam.

      Usuń
    2. Mario, pamietam opowiesci Lusi, o tych okropnych trollach. Niech znikna na zawsze z blogowej przestrzeni.

      Usuń
  7. Mario, dziekuje za twoje cieple slowa i wizyte na moim blogu)
    Twoj post, tylko mnie utwierdza w przekonaniu, ze kierunek na poludniowy-wschod poddzasc przyszlych wakacji bedzie dobrym pomyslem.
    Nie bylam w Krasiczynie, ale zamek troszke przypomina zamek w Szczecinie. Ta jasnosc, zdobienia.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei nie byłam w Szczecinie, więc musimy teraz wymienić się kierunkami podróży. A co do trolli mam nadzieję, że nigdy nie spotkam ich na swojej "blogowej" drodze. A jeśli nawet to serdecznie je pozdrowię i jeszcze coś dołożę od siebie...
      Zapraszam ponownie

      Usuń
  8. Wspaniały i ciekawy opis, no i oczywiście zdjęcia. Byłam ja i tam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje posty mnie zmieniają, budzisz we mnie zainteresowanie historią : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że zainspirował Cię mój wpis i mam "dobroczynny wpływ" na Twoje przekonania. Muszę Ci powiedzieć, że w szkole raczej nie byłam fanką historii, może dlatego, że podawano tam raczej tylko suche fakty. Dopiero książki czytane w późniejszym okresie, w których historia niejednokrotnie przedstawiana jest w bardzo intrygujący i ciekawy sposób spowodowały, że historia okazała się fascynująca. A teraz jeśli gdzieś wyjeżdżam lubię wiedzieć jakie wydarzenia i jakie osoby żyły w miejscu, które zwiedzam i do którego zaglądam. W ten sposób lepiej przyswaja się fakty historyczne. Bardzo dziękuję za miły komentarz i serdecznie zapraszam do kolejnych podróży i refleksji.

      Usuń
  10. Piersze zdjecie ze śniegiem, chciałabym śnieg-zrobiłoby się klimatycznie. Gdyby było słoneczniejak na zdjeciach. Chociaż zimno...
    Jak się czyta "sgraffitowa", bo to tak niewygodnie.
    Nie chciałabyś być przewodnikiem? Może jeszcze czas sie przekwalofikować i zachęcać ludzi ciekawostkami do poznania historii.
    Głupia i dobra ta Jadwiga, ale jej mi najbardziej żal w tej historii... jednak jak napisałaś gdyby nie ona i jej zachowanie (albo tego jej męża) historii by nie było, zapewne książki, Twojego posta, naszej przyjemności czytania wpisu i zachęcanie mnie do małego wglądu w historie (na której myśl zwykle mnie wzgryga) poprzez przeczytanie książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do śniegu to jeszcze będziesz miała go pod dostatkiem, aż Ci bokiem wyjdzie odśnieżanie samochodu. Przewodnikiem już jestem - mojego domowego stada, a do książki zachęcam. Leży w biblioteczce i czeka. Do usłyszenia kolejnym razem:)

      Usuń
  11. Uwielbiam takie opowieści. Jest piękne miejsce (ubóstwiam pałace i zamki), historia, krwiste postaci, emocje i inspiracja do poszukania innych informacji na ten temat.. Piękna opowieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw był Krasiczyn, a książka opisująca tę historię w moje ręce trafiła dużo później.
      Ale jak znalazł - mogłam połączyć jedno z drugim i dzięki temu powstał fajny post.
      I bardzo się cieszę, że Tobie również przypadł do gustu:)

      Usuń