O mnie


12.09.2015 r.
Zanim jednak zajdzie słoneczko - dzisiejszy  dzień postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzenie najbliższej okolicy, zapuszczając się w wąskie uliczki i zakamarki miasta Bar oraz jego przedmieścia Susanji, w którym stacjonujemy.
Myślę, że właśnie wtedy, chociaż przez krótką chwilę można "pożyć" życiem mieszkańców. Patrząc na nich, przebywając wśród nich, a czasem zagadując po drodze - człowiek może poznać drugiego człowieka.
Dlatego ja osobiście nie jestem chyba zwolenniczką wycieczek zorganizowanych, ponieważ wtedy byłabym uzależniona od osób trzecich, a znając swoją wścibską naturę lubię pozaglądać w różne zakamarki i nie znoszę pośpiechu /mój mąż musi czasem interweniować, gdy za bardzo integruję się z miejscem w którym jestem/.
A ja siadam, patrzę i po prostu delektuję się chwilą, bo wiem że ona  już nigdy nie wróci /a przynajmniej nie w takim samym wykonaniu/.

Nawet, jeśli gdzieś bardzo mi się podoba - to wiem, że na świecie jest jeszcze wiele cudownych miejsc, których nie widziałam, a które bardzo chciałabym zobaczyć i które z pewnością również mnie zachwycą.
Raczej nie jeździmy kilkakrotnie w te same miejsca /chociaż w Chorwacji byliśmy dwa razy, co prawda zawsze w innej jej części i nie wiem czy przypadkiem ze względu na naszych chłopaków, którym się tam bardzo podoba, nie zaliczymy jej po raz trzeci.
No ale zobaczymy co czas pokaże.

Po śniadaniu, gdy brzuchy pełne ruszamy w górę miasta. I tutaj zaczynają się schody nie na żarty, ponieważ w górę, brzmi bardzo dosłownie, a w połowie drogi okazuje się, że moja kondycja jest na poziomie zerowym.

W przeciwieństwie do tej starszej Pani dla której codzienne chodzenie w górę i w dół nie stanowiło większego problemu.
Tutaj tego nie widać, ale samochody jadące pod górę używają zazwyczaj 
biegu nr 2. Jest tak stromo.


A propo's samochodów poniżej przedstawiam profesjonalny warsztat samochodowy oraz jego wyposażenie w postaci cegłówek. 
Gdybym wtedy przewidziała scenariusz wydarzeń - nagrałabym film. 
Trzej młodzieńcy stojący obok samochodu. 
Jeden otwiera maskę, drugi bierze cegłówkę z kupy obok, wali kilka razy w część znajdującą się obok silnika, a trzeci wsiada za kółko i maszyna /na zdjęciu/ odpala.

Muszę Wam powiedzieć, że w Czarnogórze wypasionymi brykami jeżdżą tylko Rosjanie oraz zagraniczni turyści. Obawiam się, że w naszym kraju, co drugi samochód jeżdżący tutaj, u nas nie zaliczyłby pozytywnie przeglądu technicznego.
Za każdym razem gdy szliśmy potem obok "warsztatu" zanosiliśmy się śmiechem. 
Idziemy więc dalej, obserwując otoczenie i ludzi, żyjących swoimi codziennymi sprawami.










Kotek nadzorujący pracę mechanika w warsztacie samochodowym. Muszę Wam powiedzieć, że w ogóle cała Czarnogóra jest państwem kotów, które praktycznie można spotkać wszędzie.

Psy oczywiście też, ale koty ewidentnie królują i są gospodarzami tych terenów.





Z czegoś trzeba żyć, więc chłopcy zbierają,
a raczej urywają gałęzie z oliwkami,
obierają  je i sprzedają.












Oczywiście nie mogliśmy sobie odpuścić wizyty na tutejszym targu, na którym systematycznie kupowaliśmy świeże owoce oraz ryby.
Na stoiskach nie brakuje również serów, owoców morza, świeżej oliwy, czy najpopularniejszego czarnogórskiego trunku pt. "Rakija".











Kiedy rybki są  już zakupione przyrządza je oczywiście nie kto inny, tylko mój osobisty "Makłowicz" w postaci męża /żeby nie było wątpliwości ten pan powyżej to sprzedawca/.

I można śmiało zadać pytanie: 
"Drodzy Państwo, czyż dorada w otoczeniu pasma gór Rumija z widokiem na morze - może nie smakować?"

A poobiednia kawusia wypita w kafejce nad brzegiem morza czyż nie dopełnia reszty przyjemności?

Ależ się rozmarzyłam. Koniec siedzenia, podnosimy d... i nadmorskim deptakiem ruszamy na popołudniowy spacer do portu w Barze. 

Jest to ostatni dzień, a raczej wieczór naszego pobytu w Czarnogórze, więc tym bardziej musimy się nim nacieszyć.







Po drodze mijamy niedokończoną inwestycję, czyli cerkiew nakrytą wielką kopułą, która z daleka wygląda jak meczet Al Aksa w Jerozolimie. Dzieło miało być skończone w 2008 r., no ale tak jakoś im zeszło. Gdy zajrzeliśmy do środka roboty szły pełną parą.


W wieczornej scenerii

Idziemy więc dalej i dalej, a słoneczko jest coraz niżej i niżej, powoli układając się do snu













Tuż przy nadmorskim deptaku, pośród drzew palmowych, położona jest dawna rezydencja królewska  Topolica. 


Kompleks pałacowy wzniesiony z rozkazu króla Mikołaja, powstał tutaj w 1885 r. jako jego letnia rezydencja. W parku zbudowano również mniejszy pałacyk, prezent dla córki króla - królewny Zorki i jej męża księcia Piotra Karadjodjevića. W skład zespołu wchodziła także kaplica, oranżeria oraz park. Król miał także do swej dyspozycji plażę z niewielką drewnianą przystanią dla jachtów.
We flotylli jachtów króla Mikołaja, z których część cumowała w Barze - był jacht kupiony od sławnego pisarza Juliusza Verne'a.










Aktualnie w głównym eklektycznym pałacu mieści się miejscowe muzeum z ekspozycją archeologiczną i etnograficzną. Przedstawiono również dzieje miast i regionu. Zebrano trochę pamiątek po królu Mikołaju.
Wieczorem rezydencja prezentowała się jeszcze dostojniej
Gdy dochodzimy do portu w Barze, słońce jest już w pełni przygotowane do odegrania swojego spektaklu, który właśnie tutaj wydaje mi się szczególnie piękny. 


Zachód wygląda jak obraz malowany ręką wytrawnego malarza - chociaż ja uważam, że nawet najzdolniejszy człowiek nie potrafi w pełni odzwierciedlić Bożego dzieła stworzenia. Nasza natura mieniąca się milionami barw jest tak zróżnicowana, że żadna malarska paleta nie jest w stanie oddać różnorodności barw oraz zachodzących wokół nas zjawisk przyrodniczych.


















Bar to przede wszystkim ważny węzeł komunikacyjny zarówno w całej Czarnogórze, jak i całej byłej Jugosławii. Znajduje się tutaj największy morski port oraz stacja końcowa na trasie kolejowej łączącej Serbię /i resztę świata/ z Czarnogórą.

Ma on stałe połączenie promowe z włoskim miastem Bari.
Port został znacznie zniszczony wskutek trzęsienia ziemi w 1979 r.



A teraz, kiedy nieubłaganie dzień ustępuje miejsca nadciągającej nocy - trzeba pożegnać piękny zachód słońca oraz Czarnogórę, w której niewątpliwie spędziliśmy niezapomniane chwile /o kurcze, ależ ja jestem romantyczna/.


Jutro wyjeżdżamy, ale planujemy po drodze wstąpić do bośniackiego Mostaru, w którym chłopaki ze Starego Mostu -  bagatela kilkudziesięciu metrów, skaczą prosto do wody.
A więc do jutra ...

18 komentarzy:

  1. Piękna relacja i okoliczności niesamowite. Pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością wróciłabym do tych okoliczności patrząc dzisiaj za okno, gdzie szaro buro i ponuro. Mimo chłodu za oknem pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  2. Zdjęcia świetne. Wyglądają jak pocztówki. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Do profesjonalnej fotografii jeszcze daleka droga, ale chodzi przecież o to żeby robienie zdjęć wszystkim sprawiało przede wszystkim przyjemność. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ty jesteś wścibska? No co Ty?!
    Kurcze, gdybym tam pojechala to nie wiem czy bym sie pokusila o powrot. Chyba dopiero jakbym zatesknila za domem. Ale takie jedzonko, takie zachody słońca... noce tez musialy byc cudne, czy wszystkie przespaliscie bez zbednych spacerow? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że zawsze z przyjemnością wracam do domu, bo wiesz dobrze że kto jak kto, ale ja kocham nasze Jerzmanowice ponad wszystko. Chyba nie tylko ja? A co do nocy, to różnie bywało;)

      Usuń
  4. Te dwa ostatnie zdjęcia są szalenie romantyczne. :)
    Zazdroszczę wycieczki, musiała być wspaniała. No i przyjemnie patrzy się na takie zdjęcia. O wiele przyjemniej niż za okno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tak. U mnie w tym momencie jakieś oberwanie chmury i leje jak z cebra, więc chętnie bym się przeniosła w tamte ciepłe miejsca. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  5. Też byłam w tym roku w Czarnogórze. Z Baru płynęliśmy stateczkiem do Budvy. Piękny kraj!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Jest piękny, jeszcze nie do końca odkryty i stłamszony przez ludzi. Lubię ten ich luz i serdeczność. No i co bardzo ważne - ceny, które jeszcze nie są wygórowane jak we Włoszech, Chorwacji czy innych bałkańskich krajach. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam.

      Usuń
  6. Piękny zachód zdjęcia też bardo piękne... Pozdrawiam Piotruś twój synek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci mój synku za wizytę. Tam było dlatego tak pięknie, że byliśmy wszyscy razem:)

      Usuń
  7. Zachód słońca wygląda jak namalowany. Przepiękny widok. Dla takich widoków warto pokonać tysiące kilometrów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten zachód słońca obłędny. Nic tylko usiąść i marzyć, marzyć , marzyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń