O mnie

"Ten, kto żyje - widzi dużo.  Ten, kto podróżuje - widzi więcej" Ralph Waldo Emerson

Dzisiaj pokażę Wam miejsce, które odwiedziliśmy zupełnie przypadkowo w trakcie zeszłorocznej objazdowej majówki po pięknej Dolinie Wachau /tutaj/ i jest ono związane z postacią, która w sposób bezpośredni przyczyniła się do wybuchu I wojny światowej. 
Jesteśmy w austriackim miasteczku Arstetten - a konkretnie w Mauzoleum, będącym niegdyś domem rodzinnym arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga. Dzięki tej wizycie odkryliśmy czym się zajmował, co lubił robić w wolnych chwilach oraz dlaczego zginął z rąk bośniackiego zamachowca?
Historycy do dzisiaj zastanawiają się, czy gdyby 28 czerwca 1914 roku nie doszło do zamachu w Sarajewie, to wojny dałoby się uniknąć. Prawda jest taka, że  arcyksiążę Ferdynand nie miał odegrać większego znaczenia w historii. Miał być jednym z wielu członków znakomitej dynastii Habsburgów, który dożyje późnej starości w otoczeniu gromadki wnucząt. 
Przypadek chciał jednak inaczej. Takich przypadków i dziwnych zbiegów okoliczności było w życiu arcyksięcia całe mnóstwo, a opowieść o Franciszku Ferdynandzie to historia człowieka, który za wszelką cenę, chcąc uniknąć wojny, posłużył jako pretekst do niej. 



Z dala od cesarskiego tronu Franciszek Ferdynand odebrał wszechstronne wykształcenie i wstąpił do wojska, gdzie szybko awansował. Początkowo nie pełnił jednak żadnych oficjalnych funkcji. Arcyksiążę czas wolny spędzał na ukochanych polowaniach oraz podróżach. Jako pierwszy Habsburg wyruszył w podróż dookoła świata.
W młodości  prowadził dość rozrywkowy tryb życia, co nie umknęło austriackim gazetom, które rozpisywały się o zaniedbywaniu obowiązków przez arcyksięcia i oddawaniu się uciechom. Stronił od oficjalnych okazji i niechętnie pokazywał się publicznie, najlepiej czuł się wśród wojskowych. Jego oficjalny wizerunek także nie przysparzał mu popularności. Arcyksiążę wydawał się pewnym siebie, zadufanym egoistą, pozbawionym uroku osobistego. Lubił zabawę, ale nie potrafił pozbyć się wrodzonej powściągliwości. Zdawał się być całkowitym przeciwieństwem swojego młodszego brata Ottona, który ze swojego uprzywilejowanego życia czerpał całymi garściami.
Historia lubi jednak płatać figle, a stroniący od splendoru i ludzkiego podziwu Franciszek miał stanąć w kolejce do tronu po swoim stryju - cesarzu Franciszku Józefie, ponieważ w styczniu 1889 roku w swojej sypialni samobójstwo popełnił syn cesarza - książę Rudolf. Odebranie życia sobie i kochance miało być zemstą na władczym ojcu, który nie tolerował sprzeciwu i odmówił mu wszystkich funkcji. 
Jednak cesarz wyraźnie faworyzował brata Franciszka Ferdynanda - Ottona, który lubił być w centrum wydarzeń, nie stronił od alkoholu i kobiet. Mimo hulaszczego trybu życia, cesarz ofiarował mu olbrzymi pałac i osobistą świtę urzędników, podczas gdy Ferdynand dostał mały apartament w komnatach Hofburga - wiedeńskiego pałacu władców. 
To Otton pełnił oficjalne obowiązki w imieniu cesarza, odbierał raporty od ministrów. Hulaszczy tryb życia arcyksięcia cesarz zwykł tłumaczyć "szaleństwami młodości" i gdyby mógł, to swoim następcą uczyniłby właśnie jego.
Ferdynand osobiście przeżywał każde upokorzenie ze strony stryja, twierdził nawet, że takie działania mają "pogrzebać go za życia". Z kolei gazety spekulowały, że arcyksiążę zostanie wykluczony z sukcesji. Ostatecznie jednak rozrywkowy tryb życia zemścił się na przystojnym Ottonie i zmarł na syfilis po długiej chorobie.
Teraz było niemal pewne, że to właśnie Franciszek Ferdynand zostanie cesarzem po śmierci stryja i sam traktował to jako wolę bożą, której nie należy się przeciwstawiać i którą należy wypełnić. Planował daleko idące reformy, które w zamyśle miały usprawnić funkcjonowanie cesarstwa i samego austro-węgierskiego wojska.

Portrety przedstawiające rodzinę cesarską - wśród nich m.in. nich Sissi - ciotka Ferdynanda
Licznie zgromadzone przedmioty świadczą o podróżniczych pasjach Ferdynanda. Uwielbiał też polowania
Arcyksiążę był admirałem flot cesarsko-królewskiej i cesarsko-niemieckiej.

I chociaż wszystkie zbiegi okoliczności zaczęły przemawiać na korzyść Ferdynanda, kolejną kością niezgody pomiędzy nim, a cesarzem Józefem  miało okazać się przyszłe małżeństwo. 
Ferdynand nigdy nie przypominał księcia z bajki: chorował na gruźlicę, miał trudny charakter, bywał impulsywny. Mimo to wszystkie dobrze urodzone wówczas księżniczki marzyły o poślubieniu przyszłego cesarza. Sam arcyksiążę pogardzał nastoletnimi damami, twierdząc że nie ma z nimi o czym rozmawiać i zwyczajnie go nudzą. Wydawało się, że jest zupełnie obojętny na damskie wdzięki, dopóki nie poznał pięknej hrabianki Zofii von Chotek
Zofia pochodziła ze znamienitej czeskiej arystokracji i pełniła funkcję damy dworu arcyksiężnej Izabeli - krewnej Ferdynanda. Z perspektywy cesarstwa brakowało jej jednak tytułów i szlachetnych przodków, co czyniło ją niegodną przyszłego następcy tronu. Jednak miłość zwyciężyła, a sam zainteresowany miał powiedzieć: 
„Wreszcie odnalazłem kobietę, którą kocham i która do mnie pasuje, a oni robią mi trudności z powodu jakiegoś drobnego defektu w jej drzewie genealogicznym, 
ale ja to przezwyciężę!” 
Cesarz Franciszek Józef początkowo stanowczo nie zgadzał się na ślub. Arcyksiążę jednak był nieustępliwy, groził zrzeczeniem się praw do tronu, a nawet samobójstwem. Ostatecznie stryj wydał zgodę na ślub, ale zmienił statuty rodowe i pozwolił wyłącznie na morganatyczne małżeństwo, które w rezultacie nigdy miało nie być uważane za związek równorzędnych osób. Dzieci z tego związku miały nie posiadać praw potomków rodu i nie mogły odziedziczyć tronu po śmierci ojca. 


Familia także nie przyjęła dobrze wybranki arcyksięcia, traktując ją jak intruza w cesarskim rodzie. Najwięcej przykrości zadawał, za milczącą zgodą cesarza, wielki marszałek cesarskiego dworu książę Alfred de Montenuovo. Nie szczędził złośliwości, rozsiewał plotki, kazał nawet wyretuszować pierwsze oficjalne zdjęcia 30-letniej Zofii tak, by wyglądała na jeszcze starszą.
Zgodnie z jego rozporządzeniami, w czasie oficjalnych przyjęć Zofia nie siedziała obok męża, nie mogła się z nim pokazywać w czasie wystąpień publicznych. Nie była dostatecznie godna, by zasiąść obok niego w loży w teatrze czy operze, nie mogła przyjmować honorów przeznaczonych wyłącznie dla Habsburgów, a w Wiedniu nie pozwolono jej jeździć nawet tym samym powozem, co mąż. Zofia nie mogła nosić nawet jego nazwiska.
Morganatyczne małżeństwo od samego początku stało się dla Zofii pasmem upokorzeń. Odebrano jej wszystkie przywileje, którymi cieszyły się żony Habsburgów, a pochodzenie wykorzystywano wyłącznie do poniżenia żony następcy tronu.
Sama Zofia takie złośliwości i ujmy przyjmowała z godnością i podniesioną głową. Zdawało się, że mniej odporny na przejawy braku szacunku wobec żony jest arcyksiążę Ferdynand, który reagował gniewem.
Małżeństwo jednak mimo przeciwności losu było bardzo szczęśliwe i doczekało się trojga dzieci: Zofii, Maksymiliana i Ernsta, a wszechobecne rodzinne zdjęcia zdobią ściany we wszystkich pomieszczeniach pałacyku. Kiedy wchodzi się do pokoju dziecinnego można odnieść wrażenie, że dopiero co zakończyła się tutaj zabawa.

Zdjęcie ślubne Zofii i Ferdynanda

W sierpniu 1913 roku cesarz Austrii awansował arcyksięcia na generalnego inspektora cesarskich sił zbrojnych. Zaledwie kilka tygodni później Franciszek Ferdynand otrzymał zaproszenie na czerwcowe manewry wojskowe w Bośni. Okoliczności, w jakich wręczono mu zaproszenie, nie są znane, wiadomo natomiast, że książę nie chciał jechać na Bałkany.
Zaproszenie wystosował nowy namiestnik Bośni Oskar Potiorek, który wizytą następcy tronu chciał ugruntować swoją pozycję w prowincji. Stolica pozostawała jednak nadal pogrążona w chaosie. Choć Potiorek błyskawicznie zareagował represjami na antyaustriackie nastroje, nie udało mu się zdusić przejawów nacjonalizmu i niezależności. Potiorek wielokrotnie zwracał się do Wiednia o przysłanie dodatkowych oddziałów, by utrzymać porządek.
Franciszek Ferdynand dwukrotnie interweniował u cesarza, by ten zwolnił go z obowiązku wyjazdu, po raz ostatni na początku czerwca. Ten jednak tego nie zrobił, a bratanek odebrał rozmowę jako rozkaz wyjazdu.
Przed podróżą arcyksiążę podarował swojemu najbardziej zaufanemu podwładnemu złoty zegarek, jakby chciał podziękować za służbę i wręczył kluczyk do biurka. Poprosił też o opiekę nad rodziną, gdyby nie wrócił z podróży. Zofia pomimo sprzeciwu męża postanowiła mu towarzyszyć.
Para dotarła bezpiecznie do bośniackiego kurortu Ilidży 25 czerwca. Na samym początku wizyty małżonkowie postanowili spontanicznie wybrać się na bazar w Sarajewie, o którym tyle słyszeli. Kupili kilka dywanów, porcelanę, biżuterię i prezenty dla dzieci. Tłum wiwatował na cześć książęcej pary. Wśród gapiów był student, który kurczowo trzymał palec na spuście rewolweru ukrytego w kieszeni płaszcza. Jak potem zeznał, obecność Zofii odwiodła go od strzału do znienawidzonego arcyksięcia.  
W niedzielę 28 czerwca arcyksiążę i jego małżonka wysiedli na dworcu kolejowym w Sarajewie i w kolumnie samochodów mieli udać się do ratusza. Franciszek Ferdynand i Zofia zostali skierowani do największego pojazdu  z opuszczanym dachem. Kawalkada ruszyła wąskimi uliczkami Sarajewa. Wówczas doszło do pierwszego zamachu. Jeden ze spiskowców rzucił granat w samochód arcyksięcia, ale trafił tylną część opuszczanego dachu. Arcyksięciu nic się nie stało, ale rannych zostało 20 gapiów i pasażerowie jadącego za Habsburgiem samochodu.
Franciszek Ferdynand powinien był odwołać dalszą wizytę i wyjechać do Wiednia, postanowił jednak kontynuować program. W dalszą drogę ruszono z powrotem tymi samymi wąskimi uliczkami, na poboczach których stali ludzie chcący ujrzeć przyszłego cara. Właściwie tylko przypadek sprawił, że Gavrilo Princip - ten sam, który wcześniej śledził parę na bazarze, znalazł się w odległości półtora metra od jadących Habsburga i jego małżonki. Oddał kilka strzałów, zabijając Franciszka Ferdynanda oraz  jego żonę.
Po oddaniu strzałów  księżna Zofia osunęła się na kolana męża, który nadal siedział wyprostowany jak świeca. Towarzyszący im generał Potiorek uznał, że strzały ominęły książęcą parę, a Zofia po prostu zemdlała. Przytomny hrabia Harrach szybko odkrył, że książę siedzi w kałuży krwi, a jego żonę trafiono w brzuch. 
Śmiertelnie rannych nie odwieziono jednak do szpitala, lecz – nie wiadomo dlaczego – do ratusza, gdzie zmarli, nieopodal stołów zastawionych butelkami szampana.
Dla Zofii była to pierwsza i niestety ostatnia zagraniczna podróż, jaką odbyła razem z mężem. To miał być prezent na rocznicę ślubu!!!

Przed wejściem do zamku stoi samochód, w którym małżonkowie zginęli od kul zamachowca
Pośmiertna maska Zofii i Ferdynanda

Za śmierć przyszłego cesarza i jego małżonki odpowiedzialna była serbska organizacja konspiracyjna Czarna Ręka, która wyszkoliła terrorystów, wyposażyła w broń i nielegalnie przerzuciła przez granicę do Bośni.
O planach zamachu wiedział premier, który wcześniej bez wchodzenia w szczegóły przesłał ostrzeżenie stronie austriackiej.
Wielu historyków zadaje sobie pytanie, czy śmierć Franciszka Fryderyka musiała doprowadzić do wybuchu tak potężnego konfliktu zbrojnego jak I wojna światowa. 
Na arcyksięcia już wcześniej organizowane były zamachy i nieomal nie zginął on w czasie jednego z polowań. Sam arcyksiążę był zdeklarowanym przeciwnikiem wojny i po objęciu władzy zamierzał zawrzeć szerokie przymierze pomiędzy największymi europejskimi rodami Habsburgów, Hohenzollernów i Romanowów. Kaprys historii sprawił jednak, że to jego śmierć potraktowano jako pretekst do wielkich najazdów.
Zdaje się, że sam cesarz odebrał śmierć bratanka ze smutkiem, ale też z ulgą. Pogrzeb był bardzo skromny, bez honorów właściwych następcy tronu. Tak cesarz już po raz ostatni objawił swoją niechęć do zmarłego bratanka. Uroczystości żałobne odbyły się w maleńkiej kaplicy, odmówiono prawa przyjazdu głowom państw, tłumacząc to złym stanem zdrowia cesarza. Po raz pierwszy odmówiono też pogrzebu państwowego następcy austriackiego tronu. Goście z zagranicy byli zażenowani ceremonią. 
Nie zezwolono, by w kondukcie żałobnym uczestniczyli dowódcy wojsk, które przecież podlegały arcyksięciu. Nawet po śmierci - dwór cesarski starał się  upokorzyć Zofię. Podczas ceremonii pogrzebowej jej trumna stała poniżej trumny męża. Na niej zaś leżały rękawiczki i wachlarz, oznaki panien dworskich. Małżonkowie pochowani są w skromnej rodzinnej krypcie, mieszącej się tuż przy pałacu.

 

I chociaż od tamtych tragicznych wydarzeń minie wkrótce 100 lat Zamek w Arstetten wciąż tętni życiem - a dzieje się to głównie za sprawą odwiedzających go turystów oraz nadal mieszkających w nim potomków arcyksięcia Ferdynanda. Często można tutaj spotkać księżniczkę Anitę Hohenberg prawnuczkę oraz właścicielkę zamku,  która z przyjemnością opowiada historię życia  swoich pradziadków, a także podejmuje w rezydencji ważne osobistości. 
Wokół zamku rozciąga się piękny ogród, więc po dosyć konkretnej lekcji historii udajemy się na krótki spacerek, gdzie w towarzystwie kwitnących bzów, glicynii oraz kasztanowców rozmyślamy nad sensem życia i niejednokrotnie bezsensownej śmierci.

Anita Hohenberg oraz liczne rodzinne fotografie
Księga pamiątkowa do której oczywiście się wpisujemy:)
Prywatne wejście dla  rodziny znajduje się z drugiej strony zamku

 Moi Drodzy:):)
Mam nadzieję, że zanim u nas zakwitną bzy,
zakwitnie również nadzieja na lepsze jutro,
czego z całego serca nam wszystkim życzę:):)





Post opracowałam na podstawie:
artykułu Patrycji Król - tvn24.pl 
Źródło: książka "Zabić arcyksięcia"

34 komentarze:

  1. Muszę się powtórzyć, ale nie ma innego wyjścia. Twoje posty to kopalnia wiedzy:)
    Perfekcyjne opracowane, a zdjęcia zawsze oddają klimat prezentowanych miejsc. Jednym słowem - trzymasz poziom.
    Wyobrażam sobie, że kosztuje Cię to mnóstwo pracy i energii, ale warto.
    Marysiu, zawsze z ogromną przyjemnością do Ciebie zaglądam:)
    Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę Krzysztofie czytając tyle miłych słów:)
      Pisząc poty zawsze staram się robić to najlepiej jak potrafię:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Czyta sie swietnie, miejsce bardzo ciekawe, z checia bym tez poszperala w komnatach, zdjeciach, zyciu tych ludzi, na dodatek jeszcze bylas tak piekny czas...ach..zazdroszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało nam troszkę słoneczka, ale wycieczka i tak była super:)
      W ogóle cała okolica Doliny Wachau jest przepiękna.
      Serdeczności:)

      Usuń
  3. Jakże zmienne było małżeństwo Zofii i Ferdynanda. Zaczęło się nieszczęśliwie, przede wszystkim
    upokarzaniem Zofii, cierpieniem Ferdynanda. Potem wszystko, jak się wydawało, zaczęło się układać pomyślnie - szczęśliwe małżeństwo z trójką udanych dzieci. Czego można więcej pragnąć?
    I ta śmierć... Dlaczego nie wspomina się o śmierci żony Ferdynanda? Całkowicie pominięta i upokorzona.
    Dziękuję za ciekawe informacje; gdyby nie Twój post, nie poznałabym całej prawdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Zofia musiała bardzo kochać Ferdynanda, skoro mimo tylu upokorzeń ze strony cesarskiego dworu zdecydowała się trwać przy jego boku do samego końca.
      Rzeczywiście kiedy mówi się o przyczynie wybuchu I wojny światowej osoba Zofii jest zupełnie pominięta. Szczerze mówiąc ja dopiero zagłębiłam się w temat po odwiedzeniu tego mauzoleum.
      Niewątpliwie podróże kształcą:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Brawo Ty!!!
    Marta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezwykłe miejsce, piękne, zadbane i takie... ciepłe, rodzinne. Chociaż teraz! Bo przeszłość tej rodzina bywała często tragiczna. Bycie na szczytach władzy rzadko oznaczało szczęście i wolność, no i posiadanie własnego zdania. Pamiętam film o Rudolfie "Mayerling", który ile razy oglądałam , tyle razy płakałam nad jego tragicznym losem. Film wzruszający, z grającymi w nim pięknymi aktorami: Omarem Sharifem i Catherine Deneuve. Ciągle go pamiętam i polecam serdecznie! To takie uzupełnienie Twojego pięknego i ciekawego wpisu.
    Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj życie ludzi z wyższych sfer wcale nie wygląda tak kolorowo jakby się mogło wydawać.
      Ja chyba nie nadawałabym się na salony, gdzie każde wypowiedziane słowo i gest musiały być ściśle wyważone.
      Chętnie obejrzę ten film. Dziękuję za podpowiedź:)
      Serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Piękne miejsce zwiedziłaś i piękną historię opisałaś.Pozdrawiam serdecznie i dużo zdrowia życzę:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Reniu i również życzę Ci wszystkiego najlepszego:)

      Usuń
  7. Wspaniałe miejsce nam pokazałaś, tyle kryje w sobie ciekawych zakątków... Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko słyszy się o tym mauzoleum i nawet przewodnik o Austrii również o nim nie wspomina.
      Nawet nie pamiętam skąd się dowiedziałam o Arstetten, ale cieszę się, że udało mi się tutaj dotrzeć:)
      Serdeczności posyłam:)

      Usuń
  8. Nie miałam pojęcia o tym miejscu, bardzo się cieszę, że mogłam poznać coś nowego. Może będzie mi dane kiedyś tam pojechać, bo widzę, że zamek jest wart odwiedzenia. Postać Arcyksięcia Ferdynanda to znałam z kart historii tylko z zamachu, którego śmierć była przyczyną wybuchu I wojny światowej. Jak się bliżej przyjrzeć, to się okazuje że jest to ciekawa postać. Dziękuję za przybliżenie historii fajnego miejsca i ciekawego życia Arcyksięcia i jego rodziny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie miałam pojęcia o tym miejscu. Dopiero kiedy zaczęłam szperać w internecie, zapoznając się z atrakcjami Doliny Wachau trafiłam na zamek w Arstetten.
      Warto tutaj zajrzeć przy okazji wizyty w Austrii.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Dziękuję za wspaniałą lekcję historii i wirtualną wycieczkę.:) Pozdrawiam serdecznie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę:)
      Mimo, iż w szkole nigdy nie przepadałam za historią, obecnie odkrywam jej drugie, lepsze oblicze:)
      Pozdrawiam wiosennie:)

      Usuń
  10. Przepiękny zamek i jego okolice. Historia bardzo pociągająca i smutna. Choć bardzo spodobało mi się, że miłość między nimi przetrwała, jaka musiała być czysta, prawdziwa. Cieszę się, że poznałam ich historię, bo, mimo że zostali zabici, to, że ich miłość była tak prawdziwa, napawa mnie wiarą. :) Pozdrawiam, pozostańcie zdrowi i pełni spokoju, a nawet radości teraz tak potrzebnej. <3 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale większość historii ludzi, będących członkami rodzin królewskich czy cesarskich nie należy do zbyt optymistycznych. Na pierwszym miejscu stawia się politykę, majątek, układy, etykietę, a miłość dopiero na końcu. Okropieństwo ... Można powiedzieć, że Zofia i Ferdynand mimo tylu upokorzeń i niechęci byli szczęściarzami bo przynajmniej się kochali. Może i dobrze się stało, że zginęli oboje, bo życie Zofii po śmierci męża byłoby jeszcze gorszym koszmarem:(
      Przesyłam do Ciebie buziaki i życzę dużo zdrówka:)

      Usuń
  11. Wonderful place, great photos.
    Have a nice weekend

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. It's true. I visited very intteresting place.
      I did not know that the life of Ferdinand and Sophia was so interesting.

      Thank you very much and wish you health:)

      Usuń
  12. Przepiękne, historyczne miejsce.
    Pięknie i barwnie je opisałaś.
    Dziękuję za wspaniały spacer...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jedyne co mi się podoba z tamtych czasów to samochody, oraz to, że niektórzy panowie nosili bokobrody. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubię facetów z bokobrodami, ale fajna bródka jak najbardziej może być:)

      Usuń
    2. Ogólnie lubię zarost u mężczyzn, a w kwestii bokobrodów, to tak bardziej wybrednie, bo jak rzadkie kłaki wiszą zaniedbane, to nie jest fajnie. ;P

      Usuń
  14. Dziękuję Ci za historię Zofii i Ferdynanda. Ciekawie przedstawiłaś ich losy, do tego piękne zdjęcia. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana
    Przepiękne zdjęcia, moc wiadomości historycznych- dziękuję:)
    Zdrówka, pogody ducha i wiosny pełnej słoneczka z serca życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:)
      Wzajemnie Morgano - wszystkiego najlepszego. Trzymaj się:):)

      Usuń
  16. Jakże wzruszająca, ale zarazem ciekawa historia. No i oczywiście piękne zdjęcia.
    Wspaniałą kobietą musiała być Zofia, by znosić z godnością te wszystkie upokorzenia. I ta tragiczna śmierć...
    Ale miłość cudowna :)
    Może nadejdą normalne czasy i będzie nam dane tam zawitać...
    Czy mieliście okazję spotkać panią Anitę?
    Moc serdeczności posyłam i oczywiście zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawa ale jednocześnie smutna historia. O ile historia Ferdynanda jest powszechnie znana to nie wiedziałam, że jego żona musiała znosić takie upokorzenia. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.

    OdpowiedzUsuń