O mnie

„Starajcie się zostawić ten świat choć trochę lepszym, niż go zastaliście” 
R. Baden-Powell


Moi Drodzy wcześniej Wam o tym nie mówiłam, ale rok temu zostałam mamą po raz trzeci i szczerze mówiąc długo zastanawiałam się nad faktem, czy ten post w ogóle powinien ujrzeć światło dzienne - ale w końcu doszłam do wniosku, że macierzyństwo to przecież piękna sprawa, więc trzeba się nim dzielić i o nim opowiadać:)
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam Ferdinanda - naszego trzeciego synka, który rok temu dołączył do naszej rodziny. Właściwie jego pierwsze imię brzmi Sarobidy, ale my wolimy Ferdinand.
Tak naprawdę "nasz syn" jest trzecim dzieckiem z piątki malgaskiego rodzeństwa i jak większość rodzin mieszkających na Madagaskarze nie ma łatwego życia. Mama jest chora, zajmuje się domem i dziećmi. Ojciec wynajmuje kawałek ziemi i ją uprawia, albo przynajmniej stara się ją uprawiać. Na Madagaskarze jest straszna susza, więc zamiast ryżu, który nie chce tam rosnąć - uprawia się maniok. 
Oboje rodzice bardzo ciężko pracują żeby móc zapewnić swoim dzieciom jakiekolwiek jedzenie. Nie stać ich jednak na posyłanie dzieci do szkoły, dlatego tak istotne jest wsparcie i pomoc ludzi dobrej woli.
Osoba, która podejmuje adopcję na odległość zapewnia dziecku wyżywienie, ubranie, dodatkowe lekarstwa, pokrywa edukację /opłata czesnego/, ubezpieczenie oraz daje dziecku realną możliwość wyjścia z kręgu biedy i ubóstwa. 
Czy warto? Niech każdy z nas odpowie sobie sam.  Absolutnie nie piszę tego posta w celach autoreklamy, bo i po co miałabym to robić???
Chciałabym Wam tylko uświadomić, że kwota którą każdy z nas może ofiarować dla dziecka żyjącego w skrajnej nędzy /np. Afryka, Madagaskar, Indie/ - dla nas Polaków jest naprawdę znikoma. Sami przyznacie mi rację, że niejednokrotnie wydajemy pieniądze na rzeczy, które tak naprawdę nie są nam niezbędne do życia lub bez których spokojnie możemy się obejść. 
Być może nie powinnam przeliczać tego w ten sposób, ale koszt całomiesięcznego utrzymania Ferdinanda jest równoznaczny zjedzeniu pięciu kebabów zakupionych w naszym kraju!!!!!
Wyobrażacie to sobie??? Za pięć kebabów dziecku na Madagaskarze można zapewnić miesięczne utrzymanie, kształcenie i leczenie!!! 


Mały przystojniak - Sarobidy Ferdinand
Miejscowość Ankazoabo w której mieszka rodzina Ferdinanda znajduje się w południowo wschodniej części Madagaskaru, a podróż z Antananarywy - stolicy wyspy trwa trzy dni. Żeby tam dotrzeć potrzebny jest jeep z porządnym napędem, którym po wyboistych drogach malgaskiego i bardzo niebezpiecznego buszu można przeprawić się do wioski. 
Tak właśnie podróżują misjonarze. Przypuszczam, że nasza wyobraźnia nie sięga aż tak daleko:):)
Fundacja, poprzez którą my zaadoptowaliśmy Ferdinanda nazywa się "Czyńmy Dobro" i prowadzona jest przez siostry Orionistki. Swoją pomocą obejmują tamtejszą ludność, pełniąc służbę duszpasterską, edukacyjną i zdrowotną. W Ankazoabo-Sud istnieją tylko dwie przychodnie prywatne, a państwo założyło Ośrodek Podstawowej Opieki Zdrowotnej - jednak ciągle brakuje leków i materiałów. Siostry odwiedzają również ludzi w buszu, gdzie założyły jedną przychodnię.  
Liczba nauczycieli w Ankazoabo to 40, w tym 3 siostry i 13 nauczycieli w buszach. W ciągu ostatnich lat liczba szkół i nauczycieli znacznie się zmniejszyła z powodu braku pieniędzy na ich utrzymanie. Wśród pilnych potrzeb wymienia się: zdobycie środków na budowę i wyposażenie szkół, zapewnienie środków do wynagrodzenia personelu pedagogicznego i medycznego, zdobycie środków na zakup leków i sprzętu medycznego.  
Wybraliśmy tę Fundację ze względu na formę adopcji dzieci w Ankazoabo.
Jest ona imienna - czyli polega na wsparciu konkretnego dziecka w wiosce, które jest sierotą lub którego rodzice są w bardzo trudnej sytuacji materialnej i życiowej.
Rok szkolny kończy się tutaj w lipcu, więc w zeszłym roku otrzymaliśmy również świadectwo szkolne naszego adoptowanego syna. Szkoda tylko, że nie możemy go uściskać  i  pogratulować mu osobiście:)

Szkolni koledzy i koleżanki Ferdinanda
Świadectwo szkolne

Szczerze mówiąc długo zastanawialiśmy się nad adopcją na odległość, ale wcale nie wynikało to z niechęci lecz raczej kwestii organizacyjnych. A tak naprawdę jest to bardzo prosta sprawa. Wystarczy w internecie znaleźć odpowiednią Fundację, która się tym zajmuje i dokonać niezbędnych formalności.
Myślę, że od czasu do czasu warto zmusić się do refleksji i oprócz czubka własnego nosa pomyśleć też o innych - bardziej potrzebujących???
Moi Drodzy starajmy się każdego dnia doceniać to co mamy. Niejednokrotnie rzeczy, które dla nas są normą - dla innych stanowią niewyobrażalną ekstrawagancję. 
Na Madagaskarze woda nie leci z kranu, a pranie, gotowanie i zmywanie nie robi się samo. Tam każdy dzień jest walką o przetrwanie - więc zanim zaczniemy narzekać i psioczyć na wszystko i wszystkich wokół - policzmy do dziesięciu:):)

Mam nadzieję, że mój dzisiejszy post skłoni Was do osobistych przemyśleń, a ja ze swojej strony pragnę tylko dodać  -  WARTO POMAGAĆ🙂



40 komentarzy:

  1. Marysiu - piękna inicjatywa:)
    Twój post rzeczywiście zmusił mnie do przemyśleń - wystarczy tylko chcieć.
    Być może dzięki Waszej pomocy, życie tego dziecka nabierze zupełnie innego wymiaru:)
    Serdecznie pozdrawiam:)
    Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam cichą nadzieję, że dzięki naszemu wsparciu - Ferdinand ma większe szanse na szczęśliwsze dzieciństwo i być może lepszą przyszłość:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Gratuluję syna:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak z ciekawości tylko zapytam, nie przyszło Ci na myśl, by odwiedzić Ferdinanda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie?? Ja już nawet w tej sprawie rozmawiałam z koordynatorką Fundacji:)
      Jednak taka podróż to spore ryzyko i wyzwanie. Nasze wychuchane organizmy i wygodne d..y musiałyby się troszkę uodpornić na tamtejsze bakterie i niewygody życia.
      Zobaczymy. Kto wie co pokaże czas:):)

      Usuń
    2. Pomyślałam też, że taką niewygodą psychiczną może być to, że pojawisz się w tej wiosce dla jednego chłopca. A ilu zazdrosnych będzie. No i on tam ma rodziców. Jestem pewna, że będą czuli ogromną wdzięczność dla Ciebie. Ale serce matki zawsze jest i będzie zazdrosne.
      Niemniej, zachęcam. Przygoda życia. I mimo wszystko – eksplozja uczuć. Adoptowany czy nie, choćby i na odległość, ale syn.

      Usuń
  4. Mario, tym postem totalnie mnie wzruszyłaś!!! Cieszę się, że go napisałaś, bardzo się cieszę, bo takie posty są niesamowicie ważne, tym postem już podarowałaś światu więcej dobra! Jesteście niesamowicie piękną rodziną, brakuje mi słów, ale ja normalnie cieszę się, że mam taką blogową przyjaciółkę. Cudowny chłopiec. Jak ja tylko będę mogła, to zrobię to samo. Jesteście cudownymi ludźmi. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co Agnieszko, długo zastanawiałam się nad tym czy powinnam napisać ten post, bo być może niektórzy z czytających mogą go odebrać jako przechwalanie się. Pewnie ktoś tak myśli, ale mówi się trudno.
      Pisząc o adopcji na odległość chciałam uświadomić ludziom, że naprawdę niewielkie pieniądze mogą diametralnie zmienić czyjeś życie.
      I wiesz co? Kiedy jedna z misjonarek przysyła mi od czasu do czasu maila z informacją o dramatycznej sytuacji ludzi mieszkających na Madagaskarze - wtedy jeszcze bardziej doceniam życie i cieszę się z tego co mam. Narzekanie nigdy nie było w moim stylu, a teraz to już zupełnie nie mam do tego powodów:)
      Wiem Agnieszko, że jeśli Ty będziesz miała możliwość pomagania innym ludziom w ten sposób na pewno z niej skorzystasz:):)

      Dziękuję Ci za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  5. Niezwykłe. A tak proste! Myślę tak, dlatego że niewiele osób decyduje się na taką pomoc. A sama pomoc to otwarcie serca na drugiego człowieka. Niezwykłe, że tak daleko mieszka Wasz syn. Niezwykle rzadko widzę lub słyszę o tym, jak inni pomagają potrzebującym. Robi się wielkie akcje, fety, fajerwerki, kamery tv, a przecież to nie w tym rzecz. A tak proste, bo otworzyć serce dla drugiego człowieka , nie jest problemem.
    Dobroć rodzi dobroć.
    Syn będzie wdzięczny, jego rodzina również.
    Piękne serce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Czasem najtrudniej jest podejmować proste decyzje. Wystarczy tylko trochę się przełamać, a potem idzie jak z płatka:)
      Ja też bardzo żałuję, że dzieli nas tak wielka odległość, chociaż gdzieś w głębi serca mam nadzieję, że może kiedyś uda mi dotrzeć na Madagaskar?:):) Podróż na tę wyspę była moim dziecięcym marzeniem:)
      To prawda, że czasem robi się dużo szumu wokół akcji charytatywnych, a tak naprawdę mało pomaga.

      Ja też uważam, że dobro procentuje i przekonałam się o tym nie raz:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  6. Wielkie gratulacje!!! Ja się już zbieram od jakiegoś czasu, ale teraz mnie namówiłaś. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:)
      Mnie na adopcję namówiła Martyna Wojciechowska, a teraz ja zmobilizowałam Ciebie:)
      Super. Jednym słowem został uruchomiony jakiś łańcuszek szczęścia:) I o to właśnie chodzi!!!

      Niech dobro zwycięża:)

      Usuń
  7. Gratuluję :) I wszystkiego dobrego Wam życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:)
      Mam nadzieję, że nasza skromna pomoc wyda odpowiedni plon:)

      Usuń
  8. Adopcje na odległość prowadzimy jako szkoła, z inicjatywy szkolnego koła Caritas.
    Brawo, zwłaszcza że możecie obserwować rozwój dziecka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcielibyśmy obserwować, ale niestety mamy do dyspozycji tylko zdjęcia i to niezbyt dużą ilość:(
      Wiadomo - Madagaskar to kawał świata, a wioska w której mieszka nasz syn to po prostu trzeci świat, więc kontakt jest praktycznie żaden. Jedynie maile które od czasu do czasu otrzymujemy dają nam jako takie wyobrażenie o naszym adoptowanym dziecku:)

      Usuń
  9. Warto o tym pisać i tym samym przyczyniać się do podejmowania przez innych kolejnych takich decyzji - adopcji na odległość. Macierzyństwo jak wspomniałaś na początku to piękna sprawa, mogłam się o tym przekonać adoptując naszego syna, chociaż nie odległość. Pozdrawiam ciepło i gratuluję syna Ferdynanda, który jak widać z całkiem dobrymi ocenami zdał do dziewiątej klasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo żałuję, że nie znam francuskiego bo wtedy mogłabym częściej kontaktować się z naszym adoptowanym synem:)
      Niestety znajomość angielskiego w tej wiosce jest praktycznie zerowa, nawet siostra zakonna która opiekuje się dziećmi zna tylko włoski i francuski.
      Ostatnio chodzi mi po głowie nauka francuskiego, ale wydaje mi się, że to strasznie trudny język:)

      Usuń
  10. Brak mi słów, jesteś wspaniałą wrażliwą osobą ! Wielki szacunek za to co robisz !
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Elu, ale nie czuję się jakąś wyjątkową osobą:)
      Myślę, że dużo jest ludzi którzy mają dobre i szczerze serca, tylko czasem nie wiedzą w jaki sposób pomagać.
      Dla niektórych adopcja na odległość wydaje się być czymś bardzo skomplikowanym /sama tak kiedyś myślałam/, ale okazuje się, że wszystkie formalności z tym związane są naprawdę bardzo proste.
      Pomagając innym - człowiek pomaga też sam sobie:)

      Usuń
  11. Me parece una buena decisión. Hay niños que están falta de cariño y carecen debienes materiales básicos.

    Besos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. It's true. There is so much eveil in the world and I'm happy that I can help even one child:)
      I hope that thanks to my help Ferdinand will be happier:)

      Usuń
  12. Mario, gratuluję. My też mamy synka z adopcji serca. Pisałam o tym w swoim poście "Adopcja serca". Nasz Kaj jest już dorosłym "mężczyzną" i wg zasad na jakich Adopcja Serca działa, skończył nam się z nim kontakt. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jakiego kraju pochodzi Wasz adopcyjny syn i czy miałaś okazję poznać go osobiście?

      Usuń
  13. Mario to piękny cel i piękna sprawa. Jestem pod wrażeniem Twojego wielkiego serca i miłości do drugiego człowieka. My cieszymy się na myśl o wakacjach w tamtym regionach a tam ludzie potrzebuja tyłu rzeczy. Coś pięknego 💓

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:)
      Rzeczywiście masz rację. Mnie też zawsze marzyła się wyprawa na Madagaskar.
      Niestety kiedy jedzie się do jakiegoś biednego kraju z biurem podróży, zazwyczaj turystom nie pokazuje się jego prawdziwego oblicza.
      My nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić jak żyją ludzie w malgaskich wioskach.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  14. Wspaniale postąpiłaś! Niech sie Twój nowy syn dobrze chowa i sprawia Ci wiele radości.
    Ja też kiedyś, ponad 20 lat temu, wspierałam małego Gwatemalczyka. Niestety po jakimś czasie musiałam przerwać, z wielkim żalem i z wyrzutami sumienia, no ale tak wyszło. Nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu, ale dostawałam rysunki i inne drobne prace wykonane przez niego.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję w imieniu naszym oraz syna:)
      Wielka szkoda, że zazwyczaj rodzice adopcyjni rzadko kiedy miewają kontakt ze "swoimi dziećmi".
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  15. O rany...o rany rany... ale świetna inicjatywa. Gratuluję odwagi i....dobroci serducha. No i zdolnego Syna :D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, że naprawdę niewiele może zdziałać tak wiele:)

      Usuń
  16. Zmienicie świat dla niego. Inicjatywa warta podziwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:)
      To naprawdę nic wielkiego, aczkolwiek cieszę się, że w morzu ludzkich potrzeb my możemy zapewnić chociaż tę maleńką kropelkę:)

      Usuń
  17. Wzruszyłam się. Piękny gest z Waszej strony. Pomaganie jest fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się z tym zgadzam, że pomaganie jest fajne i tyle sprawia dużo radości:)

      Usuń
  18. Piękny gest z Twojej strony Marysiu i pomimo, że jest dużo osób o dobrym sercu, to wciąż jeszcze za mało tych prawdziwych i bezinteresownych ludzi niosących pomoc, czy czyniących dobro.
    Bardzo się cieszę, że o tym napisałaś, bo skłoniło mnie to do refleksji. Kiedyś myślałam nad taką adopcją, a nawet rozważałam, wziąć do siebie takiego murzynka małego, ale obawiałam się, że będzie to trudne do załatwienia, a i jakoś nie byłam pewna, czy te pieniądze z adopcji na odległość na pewno trafią tam gdzie powinny. Być może rozważę jeszcze raz ten pomysł i podyskutuję z mężem.

    Bardzo Ci dziękuję Marysiu za Twoje dobre, szlachetne i skromne serce, niech Ci Pan Bóg Błogosławi zawsze i wszędzie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja Mama także w ten sposób wspierała "Dziecko na odległość", ja wahałam się. Staram się pomagać, tu na miejscu potrzebującym, ale może Twój post mnie przekona? Kto wie?
    Gratuluję i podziwiam.:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń