"To, gdzie się jest, znaczy czym się jest.
Im
głębiej owo miejsce przenika w jaźń, tym bardziej się umacnia więź z
owym miejscem.
Wybór miejsca nigdy nie bywa przypadkowy, to wybór
czegoś, czego się pragnie".
Frances Mayes "Pod słońcem Toskanii"
Należę do tej grupy osób, które raz zapuściwszy swoje korzenie nie wyobrażają sobie przesadzania do innej, nie znanej gleby:), ale czasami przychodzi taki moment, że weryfikując swoje dotychczasowe podróże zastanawiam się nad tym, czy ewentualnie istnieje jakieś miejsce, w którym mogłabym spędzić lata przypadające na okres jesieni mojego życia:)
Przypuszczam, że niektórzy z Was również snują takie wizje.
A co tam - pomarzyć zawsze można.
Nawet Paracelsus dobrze o tym wiedział, mówiąc:
"Należy szanować i respektować marzenia, gdyż wiele z nich się spełniło:)
Wiadomo, że po jednej wizycie w jakimś tam potencjalnym miasteczku nie można podjąć konstruktywnej decyzji, ale moje pierwsze wrażenie oraz słowa skierowane do męża po przekroczeniu bram miasta San Gimignano brzmiały: "Tutaj moglibyśmy się przeprowadzić na starość".
I nie usłyszałam ani jednego słowa sprzeciwu. Nie wiem czy ze strachu, czy też z powodu akceptacji mojego pomysłu:).
W czasie podróży po Toskanii, wytypowałam trzy potencjalne miasteczka wpisujące się w idealny obraz miejsca doskonałego, w którym mogłabym spędzić potencjalną emeryturkę, naliczoną przez ZUS?:)
Są to: Cortona, Pienza oraz wspomniane wyżej San Gimigniano, od którego moim zdaniem zaczyna się prawdziwa Toskania ze swoimi pocztówkowymi widokami.
Miasto wyróżniają wysokie domy wieżowe, które pełniły funkcje mieszkalne, obronne, a także świadczyły o bogactwie właściciela. Z tego powodu San Gimignano nazywa się "średniowiecznym Manhattanem".
Z 72 wież przetrwało tylko 14. W roku 998 zbudowano pierwsze mury obronne, a 200 lat później miasto tak się rozrosło, że otoczono je nową wstęgą umocnień. XII wiek był złotym okresem dla mieszkańców - zarabiali krocie na uprawie i sprzedaży szafranu. To wtedy zaczęły powstawać słynne wieże.
Wiek XIV przyniósł wewnętrzne walki, zarazę, śmierć i spustoszenie.
W 1351 r. miasto samo oddało się w ręce Florencji. Mimo klęski politycznej i zapaści ekonomicznej pracowali tutaj wielcy artyści, jak: Benozzo Gozzzoli, Domenico Ghirlandaio.
Czternastowieczny kryzys, po którym miasto już nigdy nie wróciło do dawnej świetności sprawił, że architektura San Gimignano przetrwała w średniowiecznym kształcie aż do dzisiaj.
Muszę przyznać, że bardzo odpowiadałoby mi mieszkanie w takim otoczeniu.
Piękno i wyjątkowość miejscowości dostrzeżono w XIX wieku.
Od kilkudziesięciu lat miasto odbija sobie stulecia ubóstwa, zarabiając na milionach turystów przyjeżdżających tutaj z całego świata, w poszukiwaniu autentycznego średniowiecza.
W 1990 roku całe stare centrum wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Najważniejsze wieże stoją przy dwóch głównych placach miejskich. Najstarsza to La Rognosa przy Piazza del Duomo. Wzniesiono ją w 1200 roku i ma 51 metrów wysokości.
W 1255 r. wydano przepis zabraniający budowy wież wyższych, niż wieża samego podesty. Przepis przepisem, a władza władzą. Potężna rodzina Salvuccich zignorowała prawo i postawiła wkrótce przy tym samym placu nie jedną, ale dwie bliźniacze wieże o 3 metry wyższe niż Rognosa.
Najwyższą wieżą ze wszystkich jest Torre Grossa. Ma 54 metry i można wspiąć się na jej szczyt.
Tuż przy Piazza del Duomo wznosi się kolegiata /dawna katedra/ Santa Maria Assunta, pochodząca z X wieku. Warto tutaj wdepnąć, chociażby ze względu na jeden z największych i najlepiej zachowanych cyklów fresków, pochodzących z XIV i XV wieku.
W katedrze pracowali Bartolo di Fredi, Simone Martini, Lippo Memmi, Domenico Ghirlandaio, Benozzo Gozzoli.
Na ścianach bocznych znajduje się kilkadziesiąt scen ze Starego i Nowego Testamentu, przedstawiających m.in. stworzenie świata, narodziny Ewy, budowę Arki, pijaństwo Noego, przejście przez morze Czerwone, nieszczęścia Hioba, narodziny Jezusa, wskrzeszenie Łazarza, scena Sądu Ostatecznego i wiele innych.
Wiem, wiem - zasypałam Was dzisiaj niewiarygodnie dużą ilością zdjęć, ale nie mogłam inaczej:)
Jeśli nie macie nic przeciwko temu - po drodze wpadamy jeszcze na chwilkę do typowo toskańskiego gospodarstwa agroturystycznego, w którym wino dojrzewa w ogromnych kadziach, kogut pieje na całą okolicę, mój mąż na miarę kulinarnych podróży Roberta Makłowicza przygotowuje posiłek w plenerze, a ja siedzę sobie na drewnianej ławeczce i najzwyczajniej w świecie celebruję otaczającą mnie rzeczywistość.
Muszę przyznać, że dzisiaj bardzo mi taka rola odpowiada:)
Przypuszczam, że niektórzy z Was również snują takie wizje.
A co tam - pomarzyć zawsze można.
Nawet Paracelsus dobrze o tym wiedział, mówiąc:
"Należy szanować i respektować marzenia, gdyż wiele z nich się spełniło:)
Wiadomo, że po jednej wizycie w jakimś tam potencjalnym miasteczku nie można podjąć konstruktywnej decyzji, ale moje pierwsze wrażenie oraz słowa skierowane do męża po przekroczeniu bram miasta San Gimignano brzmiały: "Tutaj moglibyśmy się przeprowadzić na starość".
I nie usłyszałam ani jednego słowa sprzeciwu. Nie wiem czy ze strachu, czy też z powodu akceptacji mojego pomysłu:).
W czasie podróży po Toskanii, wytypowałam trzy potencjalne miasteczka wpisujące się w idealny obraz miejsca doskonałego, w którym mogłabym spędzić potencjalną emeryturkę, naliczoną przez ZUS?:)
Są to: Cortona, Pienza oraz wspomniane wyżej San Gimigniano, od którego moim zdaniem zaczyna się prawdziwa Toskania ze swoimi pocztówkowymi widokami.
A teraz dosyć już bujania w obłokach - czas na spacer ulicami miasta i wtrącenie kilku słów o nim samym.
Do San Gimignano, jednego z najsłynniejszych toskańskich miast prowadzi pięć dróg. Podobno w sezonie turystycznym jego uliczki zapełnione są po brzegi turystami.
Anna Maria Głogowska w swoim subiektywnym przewodniku pisze:
"Z powodu ogromnej masy odwiedzającej San Gimignano można odebrać je jako męczące, wręcz ogłupiające".
My mamy to szczęście, że jest marzec, więc spacerujemy praktycznie sami, dzięki czemu możemy bez zbędnej przepychanki delektować się klimatem tego urokliwego miasteczka, położonego na wzgórzu, a które swymi korzeniami sięga aż do czasów etruskich.
Świadczą o tym znaleziska archeologiczne datowane na III wiek p.n.e.
Z 72 wież przetrwało tylko 14. W roku 998 zbudowano pierwsze mury obronne, a 200 lat później miasto tak się rozrosło, że otoczono je nową wstęgą umocnień. XII wiek był złotym okresem dla mieszkańców - zarabiali krocie na uprawie i sprzedaży szafranu. To wtedy zaczęły powstawać słynne wieże.
Wiek XIV przyniósł wewnętrzne walki, zarazę, śmierć i spustoszenie.
W 1351 r. miasto samo oddało się w ręce Florencji. Mimo klęski politycznej i zapaści ekonomicznej pracowali tutaj wielcy artyści, jak: Benozzo Gozzzoli, Domenico Ghirlandaio.
Czternastowieczny kryzys, po którym miasto już nigdy nie wróciło do dawnej świetności sprawił, że architektura San Gimignano przetrwała w średniowiecznym kształcie aż do dzisiaj.
Muszę przyznać, że bardzo odpowiadałoby mi mieszkanie w takim otoczeniu.
Piękno i wyjątkowość miejscowości dostrzeżono w XIX wieku.
Od kilkudziesięciu lat miasto odbija sobie stulecia ubóstwa, zarabiając na milionach turystów przyjeżdżających tutaj z całego świata, w poszukiwaniu autentycznego średniowiecza.
W 1990 roku całe stare centrum wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Najważniejsze wieże stoją przy dwóch głównych placach miejskich. Najstarsza to La Rognosa przy Piazza del Duomo. Wzniesiono ją w 1200 roku i ma 51 metrów wysokości.
W 1255 r. wydano przepis zabraniający budowy wież wyższych, niż wieża samego podesty. Przepis przepisem, a władza władzą. Potężna rodzina Salvuccich zignorowała prawo i postawiła wkrótce przy tym samym placu nie jedną, ale dwie bliźniacze wieże o 3 metry wyższe niż Rognosa.
Najwyższą wieżą ze wszystkich jest Torre Grossa. Ma 54 metry i można wspiąć się na jej szczyt.
Tuż przy Piazza del Duomo wznosi się kolegiata /dawna katedra/ Santa Maria Assunta, pochodząca z X wieku. Warto tutaj wdepnąć, chociażby ze względu na jeden z największych i najlepiej zachowanych cyklów fresków, pochodzących z XIV i XV wieku.
W katedrze pracowali Bartolo di Fredi, Simone Martini, Lippo Memmi, Domenico Ghirlandaio, Benozzo Gozzoli.
Na ścianach bocznych znajduje się kilkadziesiąt scen ze Starego i Nowego Testamentu, przedstawiających m.in. stworzenie świata, narodziny Ewy, budowę Arki, pijaństwo Noego, przejście przez morze Czerwone, nieszczęścia Hioba, narodziny Jezusa, wskrzeszenie Łazarza, scena Sądu Ostatecznego i wiele innych.
W przewodniku jest napisane, że warto zajrzeć również do jednej z bocznych kaplic, gdzie przechowywane są kości pewnej lokalnej świętej o imieniu Fina.
W związku z tym, że ja nie jestem zwolenniczką oglądania ludzkich zwłok oraz oddawania czci jakimkolwiek relikwiom, a tego typu praktyki uważam wręcz za zwykłą profanację - nie będę się rozpisywać na temat życia tej świętej.
Jeśli nie macie nic przeciwko temu - po drodze wpadamy jeszcze na chwilkę do typowo toskańskiego gospodarstwa agroturystycznego, w którym wino dojrzewa w ogromnych kadziach, kogut pieje na całą okolicę, mój mąż na miarę kulinarnych podróży Roberta Makłowicza przygotowuje posiłek w plenerze, a ja siedzę sobie na drewnianej ławeczce i najzwyczajniej w świecie celebruję otaczającą mnie rzeczywistość.
Muszę przyznać, że dzisiaj bardzo mi taka rola odpowiada:)
Życzę Wam cudownego tygodnia
i samych radosnych chwil:)
Ach ta Toskania, ale się rozmarzyłam.
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia. Z ogromną przyjemnością przemierzałam z Tobą uliczki San Gimignano.
W takim gospodarstwie, chętnie zapuściłabym korzenie na dłuższy czas.
Pozdrawiam:)
M.
To fakt. Kiedy siedziałam na tej ławeczce, ciężko było mi opuścić to miejsce.
UsuńAle kto wie czy na dłuższą metę takie siedzenie nie byłoby zbyt nudne?:)
Pozdrawiam:)
Nie zgodzę się z tym cytatem. Nie chciałam wyjeżdżać do Szwajcarii, nie zamierzałam nigdy opuszczać Polski i nie miałam niestety innego wyboru, ponieważ miłość wymaga ofiary. Mieszkam w Alpach już 3 lata i nadal nie "wrosłam" w tą ziemię korzeniami, Szwajcaria nie przeniknęła też mojej jaźni i z chęcią wróciłabym do Ojczyzny, ale trudno, rozwodu z tego powodu nie wezmę ;)
OdpowiedzUsuńOj tak, zasypałaś nas zdjęciami, ale są... są po prostu wybitne. To piękne, wyglądające jak starożytne miasto, jakby zaraz z tych uliczek mieli wyjść ludzie w togach - niesamowite wrażenie. Coraz bardziej mam chęć zaplanować sobie odwiedzenie tego kraju. Minus emigracji jest jednak taki, że każdy urlop chcesz spędzić w Polsce.
Nie wiem czy czytałaś książkę F. Mayes "Pod słońcem Toskanii", ale ta właśnie pisarka swoje miejsce na ziemi znalazła w Toskanii. Pojechała tam zupełnie przypadkowo, a właściwie po to, żeby wyprostować swoje życiowe zakręty.
UsuńZakochała się w Cortonie - przepięknym miasteczku, o którym również będę pisać, kupiła i wyremontowała starą willę, a przy okazji znalazła miłość swojego życia.
Szczerze mówiąc ja, podobnie jak Ty również jestem osobą zakochaną w Polsce i tak naprawdę ciężko byłoby mi się rozstawać z domem rodzinnym.
Jak to w życiu różnie bywa. Jedni marzą o przeniesieniu się do Szwajcarii, a Ty marzysz o Polsce.
Pewnie jest coś w tym starym powiedzeniu: "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma".
Jeśli zdecydujesz się na odwiedzenie Włoch, moja dobra rada brzmi: nie rób tego w sezonie wakacyjnym. Wtedy jest mała szansa na to, że wypoczniesz. My byliśmy w marcu, więc był spokój i totalny luz. Toskania najpiękniejsza jest w kwietniu-maju.
Gdybym jechała tam kolejny raz, to właśnie w tym okresie.
Pozdrawiam serdecznie:)
Toskanii i jej zdjęć nigdy dosyć:)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczkę mi zafundowałaś.
Mimo, iż nigdy tam nie byłem - spacer tymi uliczkami był dla mnie ogromną przyjemnością.
Prawie jak w realu.
Pozdrawiam serdecznie.
Krzysztof.
Cieszę się bardzo, że spacerek uliczkami miasta sprawił Ci przyjemność:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Mnie moja miejsce samo poszukalo, wyjechalam w nim zamieszkac nigdy nie bedec i nie majac najmniejszego wyobrazenia o tym panstwie
OdpowiedzUsuńale wiem ze to moje miejsce na ziemi
w Pl czuje sie bardziej zwiazana z Krtakowem w ktorym mieszkalam przez 6 lat niz miastem rodzinnym z ktorego zawsze chcialam wyjechac, bo slask ze swoimi familokami ( nawiazujac do postu z Plawniowic) dzialal na mnie depresjogennie
ale moim emerytalnym miejscem marzeniem jest kraniec europy, gdziej gdzie wieja wiatry, jest morze , i stoi latarnia morska - o takie Granit Rose w Bretanii albo Normandia bylaby ok
Jestem z kolei nieliczna osoba ktora Toskania nie zauroczyla wogole. Nie dla mnie jej sielskosc. I klimat w lecie
choc twoje zdjecia tak zauraczaja , te miasteczko , w ktorym nie bylam , inspirujace
Wiadomo - każdy z nas lubi coś innego i na tym właśnie polega ludzka atrakcyjność:)
UsuńJedno lubią ciepełko /czyli ja/, inni wolą wiatry północy /czyli Ty/:)
Ja tak naprawdę z każdej podróży, to najchętniej wracam do Polski i mojego domu.
Gdyby tylko ta nasza Ojczyzna zechciała być troszkę cieplejsza i miała więcej słonecznych dni, to byłby już dla mnie ideał doskonałości.
Należysz do nielicznej grupy osób, których Toskania nie zachwyciła.
Powiem Ci w sekrecie, że ja zaczęłam dostrzegać jej urok, dopiero od miasteczka San Gimignano. Wcześniej mówiłam do męża, że Polska bardziej mi się podoba:)
Pozdrawiam serdecznie:)
w tych dwóch pierwszych wspomnianych na wstępie miasteczkach nie byłam, ale w bohaterze tej opowieści zakochałam się od pierwszego wejrzenia. ;) jest to absolutnie totalnie przepiękne miasteczko, też mogłabym się tutaj przeprowadzić na emeryturę. ;)) a zdjęcie cudowne, aż zatęskniłam za Toskanią. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
Cortona i Pienzza są klimatycznie bardzo zbliżone do San Gimignano, dlatego wytypowałam je jako potencjalnych faworytów na "lata emerytalne".
UsuńTe miasteczka zachwyciły mnie również dlatego, że było w nich bardzo spokojnie, a widoki na okolicę cudne.
Myślę, że w szczycie sezonu wszystko wygląda zupełnie inaczej, a ścisk i tłok na ulicach potrafią skutecznie zniechęcić nawet najbardziej wytrwałych miłośników Toskanii.
Pozdrawiam serdecznie:)
Czy wiesz, że latem są tu najsmaczniejsze lody we Włoszech.?
OdpowiedzUsuńMiasteczko cudne, ale latem za gorąco.
Pozdrawiam cieplutko.:))
Mój mąż faktycznie wcinał tutaj lody i zachwalał ich smak, ale ja muszę czuć gorąco w powietrzu, żeby lody mi smakowały. Wiadomo w marcu upałów nie było.
UsuńNa zwiedzanie pogoda idealna, ale na lody nie za bardzo:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Witaj !
OdpowiedzUsuńByłam, zakochałam się w Toskanii:)
Pozdrawiam:)
Zakochać się w Toskanii nie zakochałam, ale chętnie wróciłabym tam raz jeszcze w maju. Może wtedy nadeszłaby miłość?:)
UsuńMyślę, że marcowa pogoda troszkę nas zniechęciła. Rośliny dopiero zaczęły wchodzić w okres wegetacji, a deszcz skutecznie nas odstraszał.
Pozdrawiam serdecznie:)
Też bym się przeprowadziła chętnie do Toskanii...
OdpowiedzUsuńKlimat cudowny...
Tylko pieniądze nie te ;-)))
To fakt. Licząc na emeryturę z ZUS-u, to raczej na starość przeprowadzka do Toskanii nam nie grozi:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
No przyznam szczerze, że zauroczyło mnie to toskańskie miasteczko. Wąskie uliczki, kamienne tarasy no i oczywiście drewniane okiennice to coś, co momentalnie przykuwa moją uwagę... Nie bez znaczenia jest też wszędobylskie kwiecie, które dodaje uroku... Hmm...każdy ma swoje miejsce na ziemi, gdzie czuje się naprawdę dobrze, taki swój niepowtarzalny azyl od zawsze...Właśnie zastanawiam się czy mogłabym na stale zamieszkac np. w San Gimigiano...Miejsce cudne, fakt, ale czy na pewno czułabym się tak jak tu w moim Gdańsku??? Tu każda uliczka, każde plac, skwerek opowiadają tylko moje historie...To jest takie specyficzne miejsce na ziemi, w które wrosłam chyba zbyt głębko... Hmm...A może tylko tak mi się wydaje...
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam :)
Właśnie w Polsce brakuje mi tego całorocznego kwiecia i słonecznych dni.
UsuńNie sądzisz Olimpio, że u nas lato trwa zdecydowanie za krótko?
Owszem, 40-stopniowe upały nie są dobre, ale 8-miesięczny okres zimna również nie napawa optymizmem. Zauważyłam, że ludzie mieszkający na południu Europy zupełnie inaczej funkcjonują i mają zdecydowanie "pogodniejsze" nastawienie do życia.
Mentalność mentalnością, ale słońce na pewno robi swoje.
Ja też /przynajmniej na razie/ nie wyobrażam sobie przenosin w inne miejsce.
A jeszcze dzisiaj, patrząc za okno na cudowną pogodę i wszechobecną zieleń niczego innego mi do szczęścia nie potrzeba.
A co czas pokaże - zobaczymy?
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Należę do tej grupy nieszczęśliwców, co zwiedzały miasto latem. Chociaż to złe słowo, nie można tu być nieszczęśliwym. Zresztą aż takich tłumów nie było. Za to nie wiem, jak Ci się udało zrobić zdjęcia tych fresków. Bardzo pilnowano, wręcz polowano na turystów z aparatami. Miasto rzeczywiście urzeka, można tam spacerować godzinami. Ale emeryturę, jeśli zdrowie pozwoli, będę spędzał tak jak teraz urlopy. Podróżując.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam swoje sposoby na tych wszystkich "pilnowaczy":)
UsuńA tak serio, to jakoś szczególnie nie zauważyłam, żeby ktoś aż tak bardzo nadzorował zakazu fotografowania fresków. Z tego co pamiętam robiłam tyle zdjęć, na ile tylko miałam ochotę, więc albo mam szczęście, albo jestem sprytna:)
Takie numery przechodzą mi bardzo często. Nawet w miejscach, gdzie ochrona jest bardzo czujna. Może to zasługa mojego małego, sprytnego aparaciku?
Pozdrawiam serdecznie:)
Powinnam kiedyś wybrać się wiosną do Włoch. Praktycznie puste uliczki mają swój urok :)
OdpowiedzUsuńWybierz się w kwietniu lub maju.
UsuńWtedy jest mniej ludzi, a przyroda i bajkowe krajobrazy na pewno Cię oczarują:)
A ja tam lubię patrzeć na zdjęcia. Mogę poczuć atmosferę tego miejsca. Widząc tylko, powiedzmy trzy zdjęcia ciężko poczuć się jak w danym miejscu. Piękne zdjęcia, piękne, pełne atmosfery uliczki. Widoki mnie powalają. Uwielbiam zdjęcie kota, ciebie na ławce ( cudne ujęcie, pełne nadziei) i uliczki. Kto wie, może kiedyś tam zamieszkasz. Tak tam czarująco. Ty normalnie powodujesz, że chcę jeszcze więcej podróżować, chcę przekraczać swe granice tylko po to, by zaznać przygód, zaznać życia pełną parą. Dziękuję za to.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam Ci ogrom uścisków. :))
To fakt. Po obejrzeniu kilku zdjęć trudno ocenić jakieś miejsce.
UsuńNo ale ja to już chyba troszkę przesadziłam.
Cieszę się Agnieszko, że działam na Ciebie motywująco. Bardzo miło czyta się takie słowa:)
O przeprowadzce jak na razie nie myślę, bo dobrze mi jest tutaj gdzie mieszkam, a do emerytury jeszcze kawał czasu:)
Pozdrawiam serdecznie:)
A jestem zakochana w Toskanii, w tej jej sielskości. Masz rację Mario, San Gimignano urzeka. To przepiękne miasteczko. Byłam w Toskanii we wrześniu, kilka lat temu. Rozmarzyłam się, też bym chciała zamieszkać tam. Pomarzyć zawsze można. A dzięki Tobie wróciłam do Toskanii choćby wirtualnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Wrzesień w Toskanii musi być również przepiękny. Winogrona oraz inne owoce są już w pełni dojrzałe, więc można się delektować ich świeżym smakiem i zapachem. Pewnie zauważyłaś, że owoce rosnące w swoim naturalnym środowisku mają zupełnie inny smak od tych sprowadzanych do nas z zagranicy.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Jestem oczarowana San Gimignano. Oglądając Twoje zdjęcia i czytając post nabrałam ochoty na ponowny powrót do średniowiecznego Manhattanu. Mario, każdy Twój post jest doskonały, świetnie opracowany. I te zdjęcia od których nie można oderwać oczu. Wyobrażam sobie jak był pyszny posiłek przygotowany przez Męża. Zachwycają klimatyczne toskańskie krajobrazy. Nie miałam szans na zrobienie zdjęcia żadnego fresku. Ty jesteś w tym perfekcjonistką. Podziwiam:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Czuję, że kiedyś to robienie zdjęć z "przyczajki" źle się dla mnie skończy, ale jak na razie daję radę:)
UsuńŁucjo, Ty jak zwykle potrafisz mnie zmotywować miłymi słowami.
Muszę Ci powiedzieć, że ja sama chętnie wracam do tych moich toskańskich zdjęć i wspomnień z nimi związanych.
Obiad "podgrzany" przez męża bardzo mi smakował:)
Wiesz jak to jest - czasem nie ważne co się je. Ważne gdzie się je oraz z kim:)
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Piękne zdjęcia :-))) Marzyć zawsze warto! życzę Ci, żeby to jednak było coś więcej niż bujanie w obłokach ;-)
OdpowiedzUsuńPobujać w obłokach zawsze jest miło:)
UsuńJestem tego zdania co Ty, że nasze każde marzenie tak naprawdę jest w zasięgu ręki.
Trzeba tylko po nie sięgnąć.
Przesyłam serdeczności:)
Wspaniała miejscowość. Piękna katedra i malowidła na ścianach. Zauważyłam, że są podświetlone.
OdpowiedzUsuńTo bardzo ułatwia fotografowanie.
Serdecznie pozdrawiam :)
Freski nie są podświetlone. Być może w taki sposób pada światło dzienne, że odnosi się takie wrażenie.
UsuńSwoją drogą są bardzo ładne i chronologicznie przedstawiają historie biblijne.
Pozdrawiam serdecznie:)
Pięknie opowiedziałaś o tym miejscu, jego historii i o sile marzeń. :) Twój post umilił mi picie porannej kawy bardziej, niż cynamonowe bułeczki (które uwielbiam). :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
UsuńJa również jestem już po porannej kawie. Niestety bez cynamonowych bułeczek:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Urocze i ciekawe miasteczko. Uwielbiam takie klimaty.Tez tak mam ,ze przyjeżdżam w fajne miejsce i przychodzi myśl ,a gdyby tak tu zamieszkać. Włochy jednak absolutnie wykluczam.Zbyt często trzęsie się tu ziemia .Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo fakt. Trzęsienia ziemi nie zachęcają i są tam na porządku dziennym.
UsuńOkoło miesiąc przed naszym wyjazdem do Toskanii, również zatrzęsła się tam ziemia.
Wydaje mi się, że dla Włochów jest to po prostu kwestia przyzwyczajenia.
Pozdrawiam serdecznie:)
Z przyjemnością oglądnęłam Twoje zdjęcia z San Gimignano. Na pewno jest to urocze miejsce, ale chyba nie chciałabym tam mieszkać, gdy ZUS zacznie wypłacać mi emeryturę. Zbyt ciasne uliczki, tłumy turystów, a do tego upały podczas lata. Ładnie to wygląda, ale tylko na chwilę, a nie gdy na starość wszystko człowieka zaczyna denerwować.
OdpowiedzUsuńHałas miejski, nawet jeśli dotyczy uroczej starówki Toskanii, na dłuższą metę jest irytujący. Nie dziwię się, że np. władze Wenecji zabroniły turystom ciągnąć walizki na kółkach. Widziałam także na świecie miejskie strefy, które są przeznaczone dla seniorów - bez odgłosów kawiarnianych, bez dzieci... bo starość preferuje zwolniony rytm i ciszę. Widziałam jak emeryci z Anglii, Szwecji lub Niemiec szukają takich miejsc, gdzie jest mało turystów, a San Gimignano chyba tętni hałaśliwym życiem?
Posyłam serdeczne pozdrowienia z uroczego Wilna, gdzie są miejsce pełne turystów jak i wolne od obieżyświatów.
PS
Gdy będę na emeryturze mam wybrane miejsce na jesień życia. Jest to pewna wioska w Turcji, na pewno kiedyś o niej napiszę coś więcej, bo jest to po prostu bajka na ziemi. :))))
Właśnie dlatego tak bardzo spodobało mi się San Gimignano, że zastałam w tym miasteczku błogi spokój, ciszę i praktycznie zero turystów. Ulice puste, okolica śliczna, kamienne, średniowieczne domy, kwiaty w donicach. Wydawało nam się, że czas stanął tutaj w miejscu. Starsi ludzie siedzący na ławeczkach, wygrzewający się w słoneczku wyglądali na szczęśliwych.
UsuńMarcowe San Gimignano pozwoliło mi się rozmarzyć. Pewnie gdybym zajrzała tutaj 3 miesiące później - ten sielski i klimatyczny obraz zmieniłby się diametralnie, a marzenia o toskańskiej emeryturce prysnęłyby jak bańka mydlana.
Czy możesz zdradzić nazwę tej tureckiej miejscowości w której chciałabyś spędzić emerytalne lata?:)
:)) Tak naprawdę to mam kilka miejsc wybranych, gdzie chciałabym spędzić jesień życia. Jestem zakochana w Turcji i wiem ,że mogłabym mieszkać w nastomilionowym Stambule, jak i w malutkiej wiosce Ildirii, która znajduje się 80 km od Izmiru.
UsuńJest to malutkie miasteczko z jedną główną ulicą, a jest tam wszystko co lubię - zabytki z czasów rzymskich, uroczy malutki rybacki port, kafejki i kawiarenki usytuowane nad wodą zatoki, zachody i wschody słońca widziane ze wzgórza, z jednej strony spokojna zatoka, a z drugiej strony wzburzone otwarte morze, urocze domy i klimatyczne uliczki... I jest CISZA! W mieścinie znajduje się mnóstwo domów letniskowych, bo tutaj przyjeżdżają izmirczycy po ciszę i spokój. Moje zdjęcie profilowe na blogu jest zrobione właśnie w Ildirii.
W zanadrzu mam jeszcze kilka miejsc, które mnie zauroczyły i chyba przypominam osiołka z bajki Kraszewskiego, którego, i to nęci, i to kusi. Na które miejsce się zdecyduję, tego zupełnie nie wiem. :))
Jakiekolwiek miejsce wybierzesz - życzę spełnienia marzeń:)
UsuńWitaj Mario:) Toskania to miejsce marzenie. Bardzo chciałabym tam pojechać. Byłam we Włoszech, ale jeszcze w czasie studiów, to była objazdowa wycieczka, więc bardziej na szybko, ale i tak byłam pod wrażeniem piękna tego kraju. Dziś, z różnych względów boję się jechać w tamte rejony, ale bardzo się cieszę, że są w sieci takie miejsca, jak Twój blog, piękne zdjęcia, świetne teksty i trafne cytaty, jak ten na początku:) Wszystkiego dobrego i dziękuję za kolejną, piękną podróż:)
OdpowiedzUsuńMiesiąc przed naszym wyjazdem do Toskanii, w rejonie Umbria było trzęsienie ziemi. Miałam delikatne wątpliwości czy powinniśmy jechać, ale z drugiej strony nie chciałam popadać w jakieś paranoje, że wszędzie czyha zagrożenie. Na dobrą sprawę w każdym miejscu na ziemi dzieją się złe rzeczy.
UsuńWiadomo, wyjazd do krajów które w tej chwili są naprawdę bardzo niebezpieczne odpada i wolałabym raczej nie prowokować losu.
Życzę Ci Moniko, żeby Twoje toskańskie marzenie się spełniło, a póki co zapraszam do siebie, bo na temat Toskanii dopiero się rozkręcam:)
Dziękuję za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam:)
Moja ukochana Toskania, uwielbiam ją. To było moje największe marzenie aby ja zobaczyć. Byłam 5 razy i na pewno jeszcze wrócę. Widziałam te trzy miasta, o których piszesz i chyba wybrałabym Cortonę. Uwielbiam film Pod słońcem Toskanii, choć wielu go krytykuje. Ma on w sobie coś co jest obecne w Toskanii, coś co trzeba poczuć, czego nie da się wyjaśnić.Chciałabym bardzo zamieszkać we Włoszech. A taki mój drugi ulubiony region to Amalfi - polecam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marysiu:)
Wiem, że jesteś zakochana w Toskanii. Widać to na Twoim blogu:)
UsuńZwiedziłaś kawał Włoch. Wspomniany film oglądałam parę razy /uwielbiam go/, a za punkt honoru postawiłam sobie odwiedzenie willi Frances Mayes w Cortonie.
Mam cichą nadzieję, że kiedyś dotrę również do Amalfi. Kiedy patrzę na zdjęcia tego regionu - odnoszę wrażenie, że to raj na ziemi. Włosi w ogóle mają to szczęście, że ich kraj od początku do końca jest bajkowo piękny.
Tylko te trzęsienia ziemi trochę zniechęcają.
Przesyłam do Ciebie moc serdeczności:)
Ależ piękności się naoglądałam:))też bym tam troszkę pomieszkała:)))uwielbiam te wąskie i strome uliczki:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńWiem, wiem - zdjęć w tym poście nie żałowałam, ale to miasteczko tak mi się podobało, że fotografowałam wszystko wokół.
UsuńReniu może trzeba pomyśleć o wypadzie do Toskanii? - naprawdę polecam:)
Również ciepło pozdrawiam:)
Żyć, nie umierać :) Ale dlaczego, by już teraz się nie przeprowadzić? Chociaż, skoro tam tylu turystów w sezonie, to nie wiem, czy nie byłoby to męczące...
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że w sezonie letnim mieszkańcy miasta mają serdecznie dość turystów.
UsuńChociaż z drugiej strony dzięki nim zarabiają całkiem niezłe pieniądze.
Wiesz jak byłoby idealnie? Na okres naszej zimy i wczesnej wiosny, można by mieszkać we Włoszech /nie ma tłumów/, a na lato wracać do Polski:)
Oj dzisiaj ponosi mnie fantazja. To chyba za sprawą tej pięknej pogody:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Uwielbiam to miasteczko, ma niepowtarzalny klimat. Mieszkałam całkiem niedaleko, wystarczyło podjechać kawałeczek żeby zobaczyć wieże San Gimignano.
OdpowiedzUsuńNo i te lody......najlepsze :)
Lodów niestety nie jadłam - było zbyt zimno.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Good place to travel. Your broad report, makes you see beautiful corners and landscapes that can not be forgotten.
OdpowiedzUsuńI thank you for your visit and comment on my blog, especially that you liked it my city.
Kisses
It's true. Tuscany is a fantastic place to explore.
UsuńCordoba is beautiful. I especially liked the alkazar and the garden.
I send the power of greetings:)
Nie tylko na emeryturze codzienność w San Gimignano musi być niesamowita. Senna, leniwa i spokojna chociaż w sezonie pewnnie ciężko o ciszę. Na taką "starość" warto pracować całe życie. Chociaż ciekawe co na to ZUS :).
OdpowiedzUsuńZ tym ZUS-em to może być gorsza sprawa.
UsuńBiorąc pod uwagę kwotę wypłacanych emerytur - to mimo swojej atrakcyjności, San Gimignano będzie musiało się bez nas obejść:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Też mam z tym miasteczkiem miłe wspomnienie. To było przeszło 30 lat temu w pazdzierniku. Turystów prawie zero.
OdpowiedzUsuń