13.08.2014
Kolejnym
celem naszej podróży było urocze miasteczko Hallstat słynące
przede wszystkim z najstarszej na świecie kopalni soli /Salzwelten
Halstat/.
Kolejka którą wyjeżdża się do kopalni węgla |
Wydobycie rozpoczęte w epoce żelaza, a więc w pierwszym
tysiącleciu przed naszą erą, kontynuowano w okresie celtyckim,
następnie rzymskim, aż po czasy współczesne.
Miasto
rozsławiły odkrycia archeologiczne dokonane przez Georga Ramsauera.
Kulturę którą reprezentowały nazwano „halsztacką”.
Hallstat
jest wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco.
W
prowincji Guangdong na południu Chin zaczęło przyjmować gości
miasteczko, które jest kopią malowniczego austriackiego Hallstatt.
Przedsięwzięcie kosztowało 940 mln dolarów i jest być może
najambitniejszą chińską "podróbką".
"Byliśmy
zaskoczeni, że zbudowano małe austriackie miasteczko, ale teraz
jesteśmy z tego dumni" - powiedział burmistrz Alexander
Scheutz, który przyleciał na oficjalne otwarcie w sobotę i
podpisał porozumienie o współpracy kulturalnej z chińską
repliką.
Chińskie Hallstatt, wybudowane w
ciągu roku, zajmuje powierzchnię jednego kilometra kwadratowego i
oferuje działki budowlane na wzgórzach nad odtworzoną zabudową.
W
2005 roku do prawdziwego Hallstatt przyjechało mniej niż 50
chińskich turystów, ale obecnie co roku jeżdżą tam już tysiące
- powiedzieli przedstawiciele austriackiej delegacji.
Domy sprawiają wrażenie, że jeden stoi na drugim
Jednak część mieszkańców
Hallstatt nie sądzi, żeby był to dobry pomysł. "Hallstatt
jest po prostu unikatowe, ma swoją kulturę i tradycje. A tego
skopiować się nie da. Widziałam reportaż i zdjęcia i ta kopia
znacznie się różni. Moim zdaniem jest to nie do przyjęcia" powiedziała Austriaczka Karin Hoell.
A mieszkaniec Huizhou, Zhong Ping,
zauważa, że "chińska architektura jest bardzo
charakterystyczna i elegancka. Trzeba tylko popracować nad własnym
stylem. Po co kopiować innych?". I dodaje: "Nawet kwiaty
są sztuczne; na pierwszy rzut oka poznaję, że są sztuczne".
Kawa w takiej scenerii nie może
po prostu nie smakować
po prostu nie smakować
To prawda, że spacerując po miasteczku można w nim spotkać więcej chińczyków niż austriaków /w razie wątpliwości to my/
Uroczy ryneczek |
O tym, że nadmiaru przestrzeni w miasteczku nigdy nie było, świadczą tarasowe, wpasowane w skały zabudowania oraz dostosowany do rzeźby terenu nieregularny układ wąskich uliczek.
Miejscowy Kościół katolicki (pierwotnie romański, choć to, co teraz widzimy, to już budowla XVI-wieczna) i przylegający do niego cmentarzyk wykorzystują niewielką skalną półkę, z pięknym widokiem na jezioro.
Groby są niewielkie, ściśle do siebie przylegające, niemal identyczne, ozdobione skromnymi krzyżami i kwiatami. Cmentarnych „miejscówek” zawsze jednak brakowało.
Już w średniowieczu ustalono, że trzeba zrezygnować z przestronnych grobów rodzinnych, a ponieważ kremacja w tamtych czasach była zakazana, trumny wkładano do grobów pionowo!
Szacunek ludzkim szczątkom jednak się należy – czaszki i kości z grobowców wyjmowano, czyszczono, suszono na słońcu, po czym składano w tzw. beinhausie, czyli kostnicy, na dolnym poziomie cmentarnej kaplicy św. Michała Archanioła.
Nazwisko na głowie
Z czasem narodziła się nowa tradycja – uznano, że skoro groby na znak pamięci ozdabia się kwiatami, w takim razie zdobione będą również czaszki. Na czaszkach kobiecych zwyczajowo malowano koronę z kwiatów, a na męskich – wieniec z liści. Najczęściej wykorzystywano motyw róży (znak miłości), bluszczu (symbol życia), liści dębu (sława i chwała) oraz liści laurowych (zwycięstwo).
Dla ułatwienia rodzinom identyfikacji bliskich czaszki były opisywane – oprócz imienia i nazwiska podawano na nich również datę śmierci, a niekiedy także urodzenia i zawód (na jednej z nich widać na przykład słowo „arzt”, czyli z niemieckiego „lekarz”).
Tradycja zanika
Pochodzący z XII wieku karner albo ossuarium, jak nazywa się fachowo kaplica z ekshumowanymi szczątkami, to obecnie atrakcja turystyczna Hallstatt. Można nawet robić w niej zdjęcia!Zwyczaj malowania czaszek zanikł wraz z rozpowszechnieniem się kremacji. Teoretycznie można wciąż skorzystać z dawnej formy pochówku, trzeba to jednak wyraźnie zaznaczyć w testamencie, ale chętnych brak. Chociaż jest w kaplicy zdjęcie mężczyzny malującego czaszkę swojego ojca – pochodzi z nie tak przecież odległych lat 70. XX wieku.
Ostatnia czaszka została złożona w kaplicy w 1995 roku – należy do zmarłej w roku 1983 kobiety, która zażyczyła sobie wiecznego odpoczynku zgodnego z tradycją przodków. Jej czaszka leży na środku ołtarza, łatwo ją rozpoznać po złotym zębie i nieco innym od pozostałych malunku – zdobi ją czarny wąż, symbol śmierci i grzechu, a zarazem Adama i Ewy, podczas gdy wznoszący się nad nią krucyfiks przypomina o odkupieniu i zmartwychwstaniu. Po bokach, również na ołtarzu, mamy czaszki położone na grubych księgach – to z kolei szczątki duchownych.
W sumie w kaplicy złożono około 1200 czaszek, z których pomalowana jest ponad połowa. Pod nimi piętrzą się równe stosy kości. Wyraźne "memento mori".
Fantastyczne miejsce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
To prawda. Tam, gdzie góry spotykają się z morzem zawsze jest fantastycznie, a Austria ma to do siebie, że bardzo często tak się dzieje. Zwróć uwagę, że Hallstat jest prawie identycznie położone jak miasteczko Perast w Czarnogórze, które opisywałam w komentowanym przez Ciebie poście. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńAleż Ci zazdroszczę! Marzę od lat o wycieczce do tego miasteczka! Wygląda jak z bajki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa w to wierzę i Ty pewnie też, że marzenia się spełniają, i tego życzę Ci z całego serca:)
UsuńUrokliwe zdjęcia a te domeczki- magia!
OdpowiedzUsuńKawusię w takim miejscu tez bym chętnie wypiła.
No to jedź z nami:)
UsuńMoże następnym razem? ;)
Usuń