Kiedy wjeżdżamy do Tihany i wysiadamy z samochodu od razu wiem, że w dniu dzisiejszym plażowanie całkiem odpada, a przynajmniej w moim przypadku.
Szkoda marnować czasu na nic nierobienie /swoją drogą od czasu do czasu bardzo lubię ten stan rzeczy/ - tym bardziej, że ta urocza wioska wraz z całą zieloną okolicą - już na dzień dobry zachęca do poznawania i odkrywania wszystkich swoich zakątków oraz zakamarków.
W związku z tym, że dzisiaj /35 stopni gorąca/ moi trzej panowie zdecydowanie wolą pluskanie w wodzie, niż zwiedzanie - na parkingu samochodowym następuje podział naszej rodziny na dwie drużyny. Męska część załogi kieruje się w stronę plaży, natomiast damska, czyli ja wybieram opcję rozpoznawczo-zwiadowczą:)
Jest niemiłosierny upał, ale co tam. Dam radę. Na początku kieruję się w stronę pięknie położonej na stromym zboczu wzgórza - węgierskiej kalwarii. Roztaczają się stąd bardzo ładne widoki na okolicę oraz jezioro, a po wejściu na samą górę można wybrać kilka opcji spacerowych. Polecam to miejsce szczególnie osobom ceniącym spokój i ciszę, z dala od miejskiego zgiełku oraz tłumu.
Zielony szlak prowadzi do grodziska ziemnego z epoki brązu oraz do wydrążonych w bazaltowym tufie skalnych pustelni, które najprawdopodobniej zamieszkiwali mnisi z Rusi Kijowskiej, sprowadzeni w XI wieku przez żonę króla Andrasa I.
Szkoda marnować czasu na nic nierobienie /swoją drogą od czasu do czasu bardzo lubię ten stan rzeczy/ - tym bardziej, że ta urocza wioska wraz z całą zieloną okolicą - już na dzień dobry zachęca do poznawania i odkrywania wszystkich swoich zakątków oraz zakamarków.
W związku z tym, że dzisiaj /35 stopni gorąca/ moi trzej panowie zdecydowanie wolą pluskanie w wodzie, niż zwiedzanie - na parkingu samochodowym następuje podział naszej rodziny na dwie drużyny. Męska część załogi kieruje się w stronę plaży, natomiast damska, czyli ja wybieram opcję rozpoznawczo-zwiadowczą:)
Jest niemiłosierny upał, ale co tam. Dam radę. Na początku kieruję się w stronę pięknie położonej na stromym zboczu wzgórza - węgierskiej kalwarii. Roztaczają się stąd bardzo ładne widoki na okolicę oraz jezioro, a po wejściu na samą górę można wybrać kilka opcji spacerowych. Polecam to miejsce szczególnie osobom ceniącym spokój i ciszę, z dala od miejskiego zgiełku oraz tłumu.
Zielony szlak prowadzi do grodziska ziemnego z epoki brązu oraz do wydrążonych w bazaltowym tufie skalnych pustelni, które najprawdopodobniej zamieszkiwali mnisi z Rusi Kijowskiej, sprowadzeni w XI wieku przez żonę króla Andrasa I.
Półwysep Tihany należy do najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych miejsc na Węgrzech. Jego piękno i wartości przyrodniczo-kulturowe zostały docenione w 1965 roku, gdy Tihany ogłoszono pierwszym na Węgrzech obszarem chronionym.
Długi na 5 km i szeroki na 3 km półwysep wdziera się głęboko w jezioro, tworząc największe przewężenie na Balatonie, a jego urozmaicona linia powstała na skutek działalności wulkanicznej.
Długi na 5 km i szeroki na 3 km półwysep wdziera się głęboko w jezioro, tworząc największe przewężenie na Balatonie, a jego urozmaicona linia powstała na skutek działalności wulkanicznej.
Sercem półwyspu jest niewątpliwie malownicza wioska Tihany - w której pośród starych chat krytych strzechą znajdziemy różnego rodzaju atrakcje, głównie w postaci rękodzieła wykonanego przez tutejszych mieszkańców. Począwszy od pachnących saszetek z lawendą, poprzez kolorową ceramikę, haftowane obrusy, ubrania, a skończywszy na starych meblach lub przedmiotach użytku codziennego. Nie ma takiej opcji, żeby człowiek wyjechał stąd z pustymi rękami.
Jeśli ktoś nie przepada za zbyt dużą ilością ludzi, która niestety w Tihany przybiera na sile szczególnie w weekendy - może temu zaradzić, zapuszczając się gdzieś w głąb wioski lub na któryś z winnych szlaków wijących się nad wodami Balatonu.
Jeśli ktoś nie przepada za zbyt dużą ilością ludzi, która niestety w Tihany przybiera na sile szczególnie w weekendy - może temu zaradzić, zapuszczając się gdzieś w głąb wioski lub na któryś z winnych szlaków wijących się nad wodami Balatonu.
Ja postanowiłam najpierw pobuszować między stoiskami oferującymi lokalne produkty, a następnie udałam się w kierunku Wzgórza Echa, skąd rozpościera się przepiękny widok na Balaton i całą okolicę.
Podążając za ludzkim, głośnym nawoływaniem - kieruję się w stronę opiewanego w dziesiątkach romantycznych wierszy "Wzgórza Echa", które w XIX wieku powtarzało podobno nawet 15-tysięcy sylab.
Według jednej z legend "echo" - to głos dumnej księżniczki, która nie chciała zaśpiewać choremu synowi króla balatońskich fal, zakochanemu w niej po uszy. Wcześniej wystarał się on dla wybranki o prześliczny głos. Chłopak zmarł, a jego ojciec z zemsty zamknął księżniczkę w jaskini, by odtąd musiała odpowiadać każdemu.
Wygląda na to, że na niewiele się to zdało, ponieważ mimo usilnych nawoływań niektórych turystów - księżniczka odpowiada z rzadka i bardzo monosylabicznie, a ludzie naprawdę bardzo się starają i zdzierają gardło na całą okolicę.
Niewątpliwie znakiem rozpoznawczym Tihany jest Opactwo Benedyktyńskie, wznoszące się nad błękitnymi wodami Balatonu, na samym szczycie półwyspu. Romańska krypta pochodząca z 1060 roku ma dla Węgrów ogromne znaczenie sentymentalne, ponieważ spoczywa w niej założyciel oraz fundator Opactwa - król Andras I.
W przylegającym do kościoła kompleksie zabudowań klasztornych, mieści się Muzeum Opactwa, które jest szczególnie drogie węgierskim rojalistom.Tutaj w 1921 roku Karol IV Habsburg - syn arcyksięcia Ottona, spędził wraz ze swoją małżonką Zytą ostatnie dni w kraju, a następnie został zesłany na Maderę gdzie wkrótce zmarł.
Kiedy nasyciłam już oczy oraz uszy wszystkimi dźwiękami i zapachami unoszącymi się w powietrzu - stromą uliczką kieruję się w stronę plaży. Po drodze mijam Muzeum Lalek, a także mnóstwo stoisk z różnego rodzaju pamiątkami i lokalnymi produktami spożywczymi typu: miód, wino, oliwa, papryka, itd.
Gdyby ktoś zapytał mnie z czym kojarzy mi się wioska Tihany, bez głębszego zastanawiania się odparłabym, że z zapachem lawendy. Podobne odczucie miałam na chorwackiej wyspie Hvar, gdzie na każdym kroku unosił się jej zapach, a wszystkie stoiska handlowe serwowały olejki, mydełka oraz lawendowe saszetki.
Tihany, to również "paprykowe szaleństwo" - jednak największy "kult papryki" rozwinął się w węgierskim miasteczku o nazwie Kolocsa. Niestety z powodu napiętego grafiku nie dotarliśmy do niego.
Powiem tylko, że papryka przywędrowała na Węgry najprawdopodobniej za pośrednictwem Turków i nazywano ją "tureckim pieprzem". Pierwotnie była hodowana do celów leczniczych, a w 1831 r. użyto jej podczas wybuchu epidemii cholery.
Praktycznie do każdej węgierskiej potrawy dodawana jest papryka, a symbolem tego "czerwonego złota" jest właśnie miasteczko Kolocsa, gdzie w porze zbiorów domy mieszkańców giną pod girlandami suszącego się pod dachami paprykowego specjału. Jest to bardzo ważny proces, ponieważ smak i moc przyprawy determinowane są nie tylko przez jej odmianę, ale także sposób suszenia i mielenia.
Powiem tylko, że papryka przywędrowała na Węgry najprawdopodobniej za pośrednictwem Turków i nazywano ją "tureckim pieprzem". Pierwotnie była hodowana do celów leczniczych, a w 1831 r. użyto jej podczas wybuchu epidemii cholery.
Praktycznie do każdej węgierskiej potrawy dodawana jest papryka, a symbolem tego "czerwonego złota" jest właśnie miasteczko Kolocsa, gdzie w porze zbiorów domy mieszkańców giną pod girlandami suszącego się pod dachami paprykowego specjału. Jest to bardzo ważny proces, ponieważ smak i moc przyprawy determinowane są nie tylko przez jej odmianę, ale także sposób suszenia i mielenia.
Kolocsa - zdj. internet |
Mam nadzieję, że podobał się Wam spacer po Tihany:)
Posyłam do Was zapach lawendy wraz z ciepłymi promyki słońca,
żeby chociaż troszkę rozjaśnić ten paskudny i pochmurny dzień:)
Węgry, Tihany - 27.08.2017
Piękne miejsce, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZgadza się Jolu i również Cię pozdrawiam:)
Usuńta wiejskosc-sielskosc jest bardzo klimatyczna
OdpowiedzUsuńmusze wrzucic w googleMaps gdzie taka perelka sie znajduje
i pewnego dnia pojechac na Wegry
bo nie branie ich pod uwage planujac wakacyjne podroze
zdaje sie bledem
Jeśli wybierzesz się na Węgry nie zapomnij również o Budapeszcie.
UsuńTo przepiękne miasto, pełne uroczych zakątków i fantastycznych zabytków.
Jezioro Bled to również moje podróżnicze marzenie, które miało się spełnić w tym roku.
Zmiana planów i wyskoczyły Węgry, więc Słowenia musi poczekać.
Pozdrawiam:)
Śliczne miejsce pokazałaś. Nabieram coraz większej ochoty na Węgry.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością z Tobą spacerowałam po uliczkach Tihany.
Jak zwykle piękne zdjęcia.
Pozdrawiam:)
Marta.
I o to właśnie chodzi, żebyś dała się namówić.
UsuńWiedziałam, że Tihany Ci się spodoba:)
Węgry są pięknym krajem.
OdpowiedzUsuńDla nas byłby to raj, uwielbiamy z mężem zwiedzać i temperatury nam nie straszne.
Pozdrawiam:)*
Będąc na Węgrzech troszkę psioczyłam, że jest zbyt gorąco, ale patrząc teraz za okno - nie miałabym nic przeciwko tym 35 stopniom. Brrr nie cierpię zimna.
UsuńNie sądziłam, że Węgry są takie ładne i zielone, a niektóre miasteczka z winnicami położonymi na stokach -
przypominają troszkę Toskanię.
Pozdrawiam serdecznie:)
JA tam bylam 20 lat i tak mi sie spodobalo, ze poszukalam pensjonatu by zostac tam troszke dluzej...sliczne zdjecia i niezykle miejsce!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Tihany czaruje na każdym kroku. Ja byłam zachwycona widokami rozpościerającymi się z samego szczytu półwyspu. Coś pięknego.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Cudna ta wioseczka. Taka spokojna i klimatyczna:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce z klimatem, aż chciałoby się tam teraz być:)
Pozdrawiam milutko:)
Zapraszam na mojego bloga, tam skromny apel.
Powiem Ci, że chętnie wskoczyłabym do samochodu i przeniosła się do Tihany.
UsuńPod warunkiem, że pogoda będzie tak jak w czasie naszego pobytu.
Oczywiście wpadnę do Ciebie:)
Pozdrawiam:)
Urocze miejsce! Aż chciałoby sie od razu tam pojechać.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, bardzo ładne zdjęcia :)
Chyba nie miałabym nic przeciwko temu, żeby teleportować się do Tihany:)
UsuńDziękuję bardzo i przesyłam serdeczności z pochmurnej i zimnej Polski:)
Uwielbiam zapach lawendy. Mam ją w swoim ogrodzie. Dziwne, że nawet nie przykryta na zimę nie wymarzła.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tym wpisem. Być może następny wyjazd będzie do Tihany :)
Ciekawa jestem Twoich wrażeń z Heviz, bo mnie rozczarowało to miasto. Według mnie przechwalone i przereklamowane. Zadowoleni jesteśmy z Cserkeszolo, bo to najcieplejsze miejsce na Węgrzech. Pogoda nam zawsze dopisywała, a byłam tam dwa razy w tym roku.
pozdrawiam :) Basia
Lawenda to też moja ulubiona roślinka, która w nasz rodzimy, chłodny klimat wnosi troszkę południowej egzotyki:)
UsuńPolecam Ci Tihany. Jest bardo klimatyczne, a także Kestchely wraz z zamkiem Festetics.
Jeśli chodzi o Heviz - my byliśmy tylko na wodach termalnych. Owszem, podobało mi się, ale jakiegoś szczególnego szału nie było. Na zdjęciach w internecie wygląda o wiele lepiej.
Nie byłam w Cserkeszolo /można sobie połamać język:)/, ale bardzo podobało mi się Badacsony, a szczególnie winnice.
Pozdrawiam:)
Wspaniały spacer :) Też wybrałabym się na zwiedzanie tej miejscowości zostawiając kąpiel na później :)
OdpowiedzUsuńJa tak się zafascynowałam okolicą, że nawet na kąpiel już nie zdążyłam:)
UsuńJak tam pięknie! Tak swojsko, uwielbiam takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Tihany jest przepiękne. Polecam:)
UsuńTihany to piękne miejsce. Dobrze, że nie wybrałaś plażowania, lecz zwiedzanie tej uroczej miejscowości.
OdpowiedzUsuńPiękne są ludowe wyroby, ceramika itp.
Serdecznie pozdrawiam :)
Nie mogłam oderwać oczu od tych wszystkich cudnych rzeczy, którymi wabiły stoiska.
UsuńI jeszcze ta piękna okolica. Jeśli tylko będę jeszcze kiedyś na Węgrzech, chętnie odwiedzę Tihany po raz kolejny.
Pozdrawiam serdecznie:)
Przepiękne zdjęcia i ten zapach lawendy. Ależ tam musi być klimat...
OdpowiedzUsuńOj tak. Bardzo przyjemna wioseczka. Wygląda jak malowana.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Malownicze miejsca :) W dodatku uwielbiam zapach lawendy :)
OdpowiedzUsuńI ta historia o księżniczce :) pobudziła moją wyobraźnie :)
Nie dziwię się, że historia o księżniczce Ci się spodobała.
UsuńPatrząc na Ciebie i Twoją zgrabną figurkę - sama wyglądasz jak rasowa księżniczka:)
Bardzo podobają mi się Twoje fotki.
Pozdrawiam:)
Niewątpliwie bardzo klimatyczne miejsce :)
OdpowiedzUsuń:):):)
UsuńAle pięknie, no jestem zauroczona tym miejscem!
OdpowiedzUsuńTeż bym poszła na zwiad, a nie od razu na plażę. Tzn. może na plaży schłodziłabym się wodą, wytarła i - NA ZWIAD! Bo strasznie gorąco tam miałaś... O_O
Jeszcze raz powtórzę - prześlicznie!
Nie dość, że ładnie to jeszcze ciekawie. Jest tyle tras do spacerowania, że nie można się tutaj nudzić.
UsuńPiękne widoki, winnice położone na stokach, iskrzący się w słońcu Balaton.
Ach - chętnie zajrzałabym tam znowu.
Pozdrawiam:)
Droga Mario!
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ucieszył mnie spacer po Tihany.
Bardzo miło wspominam lipiec ubiegłego roku i to magiczne miejsce.
Podobnie jak Ty, nie wybrałam kąpieli ale ruszyłam na poznawanie miejscowości.
Jednego żałowałam, że przekwitła lawenda chociaż jej zapach unosił się w całym Tihany.
Serdecznie pozdrawiam:)
Łucjo, o ile sobie dobrze przypominam to Tihany po raz pierwszy widziałam u Ciebie.
UsuńTak bardzo mi się spodobało, że zapisałam tę nazwę w "podróżniczym kajeciku".
Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć to cudne miejsce. Niestety lawenda przekwitła, ale tak jak mówisz - czuć ją było wszędzie.
Przesyłam do Ciebie moc serdeczności:)
Witaj Podróżniczko:))) Piękne miejsca zwiedzasz:) Zdjęcia są cudowne, szczególnie podoba mi się ceramika i oczywiście akcenty lawendy.. ekstra:)))
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Hej:)
UsuńSzczerze mówiąc nie spodziewałam się na Węgrzech aż tylu atrakcji. Dobrze, że się tam wybrałam.
Od ceramiki nie mogłam oderwać oczu i najchętniej wykupiłabym wszystko:)
Przesyłam serdeczności:)
Te krzyże na początkowych zdjęciach... imponujący i zapierający dech w piersi widok.
OdpowiedzUsuńTo prawda. To jedna z piękniejszych dróg krzyżowych jakie widziałam.
UsuńNo i oczywiście cudne widoki z góry dopełniają całości.
Pozdrawiam:)
Zaczynam myśleć o takim miejscu dla siebie ,,gdzie czas się zatrzymal" postęp zaczyna mnie męczyć :)
OdpowiedzUsuńPieknie tam...
Rzeczywiście, życie coraz bardziej gna do przodu, więc chyba każdy z nas poszukuje w swoim życiu takich cichych przystani.
UsuńJa również należę do tych osób, które nie przepadają za zgiełkiem ulicznym, a duże metropolie mnie przytłaczają.
Pozdrawiam serdecznie:)
Oj, zatęskniłam za dalszą, dłuższą wyprawą w obce strony. W tym roku mialam kilka krótkich wypadów, ale tylko krajowych. Ty jesteś dla mnie motywatorem do planowania :-)
OdpowiedzUsuńKrótkie wypady też są przyjemne. Przynajmniej nie trzeba pakować walizek:)
UsuńCieszę się, że jestem dla Ciebie motywatorem. To fajne uczucie:)
Pozdrawiam:)
Chciałabym kiedyś odwiedzić tę wioskę znajdującą się na półwyspie.
OdpowiedzUsuńŚliczne miejsce.
Pozdrawiam :)
Musisz się wybrać. Nie jest daleko. Droga praktycznie taka sama jak nad nasze morze.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Oglądałam zdjęcia z otwartą buzią...że co,że tak ładnie na Węgrzech? Pamietam Twój chorwacki, lawendowy wpis, ja w tym rok zwiedziłam angielskie pola lawendowe, ale i tam nie było tak filoletowo jak u Ciebie. I te krzyże, i te garnuszki jak u Pawlaków, echh żeby tylko cżłowiek miał więcej kasy i wolnego...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://zapiskizangielskichpodrozy.blogspot.co.uk/
No widzisz? Jak to nigdy nic nie wiadomo:)
UsuńOj masz rację - świat taki piękny, że chciałoby się cały czas podróżować.
Może warto pomyśleć o skreśleniu kuponu w totka?
Pozdrawiam serdecznie:)
Ten "Papirkahaus" to jeden ze słynniejszych domów na Węgrzech, jest nawet na okładkach przewodników ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast Karol IV nie był synem Franciszka Józefa, tam pokrewieństwo było dalsze: brat FJI był dziadkiem Karola. Czyli Franciszek Józef był wujkiem ostatniego cesarza/króla ;)
Masz rację. Karol był synem Ottona. Dziękuję za sprostowanie i już poprawiam.
UsuńPozdrawiam:)
Kolejne ciekawe miejsce zwiedziłam dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Mario.
Na razie podróżuję tylko wirtualnie...