O mnie


Kiedy wjeżdżamy do Tihany i wysiadamy z samochodu od razu wiem, że w dniu dzisiejszym plażowanie całkiem odpada, a  przynajmniej w moim przypadku. 
Szkoda marnować czasu na nic nierobienie /swoją drogą od czasu do czasu bardzo lubię ten stan rzeczy/ - tym bardziej, że ta urocza wioska wraz z całą zieloną okolicą - już na dzień dobry zachęca do poznawania i odkrywania wszystkich swoich zakątków oraz zakamarków. 
W związku z tym, że dzisiaj /35 stopni gorąca/  moi trzej panowie zdecydowanie wolą pluskanie w wodzie, niż zwiedzanie - na parkingu samochodowym następuje podział naszej rodziny na dwie drużyny. Męska część załogi kieruje się w stronę plaży, natomiast damska, czyli ja wybieram opcję rozpoznawczo-zwiadowczą:)
Jest niemiłosierny upał, ale co tam. Dam radę. Na początku kieruję się w stronę pięknie położonej na stromym zboczu wzgórza - węgierskiej kalwarii. Roztaczają się stąd bardzo ładne widoki na okolicę oraz jezioro, a po wejściu na  samą górę można wybrać kilka opcji spacerowych. Polecam to miejsce szczególnie osobom ceniącym spokój i ciszę,  z dala od miejskiego zgiełku oraz tłumu.
Zielony szlak prowadzi do grodziska ziemnego z epoki brązu oraz do wydrążonych w bazaltowym tufie skalnych pustelni, które najprawdopodobniej zamieszkiwali mnisi z Rusi Kijowskiej, sprowadzeni w XI wieku przez żonę króla Andrasa I. 


Półwysep Tihany należy do najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych miejsc na Węgrzech. Jego piękno i wartości przyrodniczo-kulturowe zostały docenione w 1965 roku, gdy Tihany ogłoszono pierwszym na Węgrzech obszarem chronionym. 
Długi na 5 km i szeroki na 3 km półwysep wdziera się głęboko w jezioro, tworząc największe przewężenie na Balatonie, a jego urozmaicona linia powstała na skutek działalności wulkanicznej. 
Sercem półwyspu jest niewątpliwie malownicza wioska Tihany - w której pośród starych chat krytych strzechą znajdziemy  różnego rodzaju atrakcje, głównie w postaci rękodzieła wykonanego przez tutejszych mieszkańców. Począwszy od pachnących saszetek z lawendą, poprzez kolorową ceramikę, haftowane obrusy, ubrania,  a skończywszy na starych meblach lub przedmiotach użytku codziennego. Nie ma takiej opcji, żeby człowiek wyjechał stąd z pustymi rękami. 
Jeśli ktoś nie przepada za zbyt dużą ilością ludzi, która niestety w Tihany przybiera na sile szczególnie w weekendy - może temu zaradzić, zapuszczając się gdzieś w głąb wioski lub na któryś z winnych szlaków wijących się nad wodami Balatonu.
Ja postanowiłam najpierw pobuszować  między  stoiskami oferującymi lokalne produkty, a następnie udałam się w kierunku Wzgórza Echa, skąd rozpościera się przepiękny widok na Balaton i całą okolicę.


Podążając za ludzkim, głośnym nawoływaniem - kieruję się w stronę opiewanego w dziesiątkach romantycznych wierszy "Wzgórza Echa", które w XIX wieku powtarzało podobno nawet 15-tysięcy sylab. 
Według jednej z  legend "echo" -  to głos dumnej księżniczki, która nie chciała zaśpiewać choremu synowi króla balatońskich fal, zakochanemu w niej po uszy. Wcześniej wystarał się on dla wybranki o prześliczny głos. Chłopak zmarł, a jego ojciec z zemsty zamknął księżniczkę w jaskini, by odtąd musiała odpowiadać każdemu. 
Wygląda na to, że na niewiele się to zdało, ponieważ mimo usilnych nawoływań niektórych turystów - księżniczka odpowiada z rzadka i bardzo monosylabicznie, a ludzie naprawdę bardzo się starają i zdzierają gardło na całą okolicę.


Niewątpliwie znakiem rozpoznawczym Tihany jest Opactwo Benedyktyńskie, wznoszące się nad błękitnymi wodami Balatonu, na samym szczycie półwyspu. Romańska krypta pochodząca z 1060 roku ma dla Węgrów ogromne znaczenie sentymentalne, ponieważ spoczywa w niej założyciel oraz fundator Opactwa -  król Andras I.
W przylegającym do kościoła kompleksie zabudowań klasztornych, mieści się Muzeum Opactwa, które jest szczególnie drogie węgierskim rojalistom.Tutaj w 1921 roku Karol IV Habsburg - syn arcyksięcia Ottona, spędził wraz ze swoją małżonką Zytą ostatnie dni w kraju, a następnie został zesłany na Maderę gdzie wkrótce zmarł.


Kiedy nasyciłam już oczy oraz uszy  wszystkimi dźwiękami i zapachami unoszącymi się w powietrzu - stromą uliczką kieruję się w stronę plaży. Po drodze mijam Muzeum Lalek, a także mnóstwo stoisk z różnego rodzaju pamiątkami i lokalnymi produktami spożywczymi typu: miód, wino, oliwa, papryka, itd.
Gdyby ktoś zapytał mnie z czym kojarzy mi się wioska Tihany, bez głębszego zastanawiania się odparłabym, że z zapachem lawendy. Podobne odczucie miałam na chorwackiej wyspie Hvar, gdzie na każdym kroku unosił się jej zapach, a wszystkie stoiska handlowe serwowały olejki, mydełka oraz lawendowe saszetki.
Tihany, to również "paprykowe szaleństwo" - jednak największy "kult papryki" rozwinął się w węgierskim miasteczku o nazwie Kolocsa.  Niestety z powodu napiętego grafiku nie dotarliśmy do niego.
Powiem tylko, że papryka przywędrowała na Węgry najprawdopodobniej za pośrednictwem Turków i nazywano ją "tureckim pieprzem". Pierwotnie była hodowana do celów leczniczych, a w 1831 r. użyto jej podczas wybuchu epidemii cholery.
Praktycznie do każdej węgierskiej potrawy dodawana jest papryka, a symbolem tego "czerwonego złota" jest właśnie miasteczko Kolocsa, gdzie w porze zbiorów domy mieszkańców giną pod girlandami suszącego się pod dachami paprykowego specjału. Jest to bardzo ważny proces, ponieważ smak i moc przyprawy determinowane są nie tylko przez jej odmianę, ale także sposób suszenia i mielenia.
 
Kolocsa - zdj. internet

Mam nadzieję, że podobał się Wam spacer po Tihany:)
 Posyłam do Was zapach lawendy wraz z ciepłymi promyki słońca,
żeby chociaż troszkę rozjaśnić ten paskudny i pochmurny dzień:)



Węgry, Tihany - 27.08.2017

49 komentarzy:

  1. Piękne miejsce, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ta wiejskosc-sielskosc jest bardzo klimatyczna
    musze wrzucic w googleMaps gdzie taka perelka sie znajduje
    i pewnego dnia pojechac na Wegry
    bo nie branie ich pod uwage planujac wakacyjne podroze
    zdaje sie bledem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wybierzesz się na Węgry nie zapomnij również o Budapeszcie.
      To przepiękne miasto, pełne uroczych zakątków i fantastycznych zabytków.
      Jezioro Bled to również moje podróżnicze marzenie, które miało się spełnić w tym roku.
      Zmiana planów i wyskoczyły Węgry, więc Słowenia musi poczekać.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Śliczne miejsce pokazałaś. Nabieram coraz większej ochoty na Węgry.
    Z przyjemnością z Tobą spacerowałam po uliczkach Tihany.
    Jak zwykle piękne zdjęcia.
    Pozdrawiam:)
    Marta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie chodzi, żebyś dała się namówić.
      Wiedziałam, że Tihany Ci się spodoba:)

      Usuń
  4. Węgry są pięknym krajem.
    Dla nas byłby to raj, uwielbiamy z mężem zwiedzać i temperatury nam nie straszne.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc na Węgrzech troszkę psioczyłam, że jest zbyt gorąco, ale patrząc teraz za okno - nie miałabym nic przeciwko tym 35 stopniom. Brrr nie cierpię zimna.
      Nie sądziłam, że Węgry są takie ładne i zielone, a niektóre miasteczka z winnicami położonymi na stokach -
      przypominają troszkę Toskanię.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. JA tam bylam 20 lat i tak mi sie spodobalo, ze poszukalam pensjonatu by zostac tam troszke dluzej...sliczne zdjecia i niezykle miejsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Tihany czaruje na każdym kroku. Ja byłam zachwycona widokami rozpościerającymi się z samego szczytu półwyspu. Coś pięknego.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  6. Cudna ta wioseczka. Taka spokojna i klimatyczna:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana!
    Piękne miejsce z klimatem, aż chciałoby się tam teraz być:)
    Pozdrawiam milutko:)
    Zapraszam na mojego bloga, tam skromny apel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że chętnie wskoczyłabym do samochodu i przeniosła się do Tihany.
      Pod warunkiem, że pogoda będzie tak jak w czasie naszego pobytu.
      Oczywiście wpadnę do Ciebie:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Urocze miejsce! Aż chciałoby sie od razu tam pojechać.
    Jak zwykle, bardzo ładne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie miałabym nic przeciwko temu, żeby teleportować się do Tihany:)
      Dziękuję bardzo i przesyłam serdeczności z pochmurnej i zimnej Polski:)

      Usuń
  9. Uwielbiam zapach lawendy. Mam ją w swoim ogrodzie. Dziwne, że nawet nie przykryta na zimę nie wymarzła.
    Zaciekawiłaś mnie tym wpisem. Być może następny wyjazd będzie do Tihany :)
    Ciekawa jestem Twoich wrażeń z Heviz, bo mnie rozczarowało to miasto. Według mnie przechwalone i przereklamowane. Zadowoleni jesteśmy z Cserkeszolo, bo to najcieplejsze miejsce na Węgrzech. Pogoda nam zawsze dopisywała, a byłam tam dwa razy w tym roku.
    pozdrawiam :) Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lawenda to też moja ulubiona roślinka, która w nasz rodzimy, chłodny klimat wnosi troszkę południowej egzotyki:)
      Polecam Ci Tihany. Jest bardo klimatyczne, a także Kestchely wraz z zamkiem Festetics.
      Jeśli chodzi o Heviz - my byliśmy tylko na wodach termalnych. Owszem, podobało mi się, ale jakiegoś szczególnego szału nie było. Na zdjęciach w internecie wygląda o wiele lepiej.
      Nie byłam w Cserkeszolo /można sobie połamać język:)/, ale bardzo podobało mi się Badacsony, a szczególnie winnice.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  10. Wspaniały spacer :) Też wybrałabym się na zwiedzanie tej miejscowości zostawiając kąpiel na później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak się zafascynowałam okolicą, że nawet na kąpiel już nie zdążyłam:)

      Usuń
  11. Jak tam pięknie! Tak swojsko, uwielbiam takie klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tihany to piękne miejsce. Dobrze, że nie wybrałaś plażowania, lecz zwiedzanie tej uroczej miejscowości.
    Piękne są ludowe wyroby, ceramika itp.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam oderwać oczu od tych wszystkich cudnych rzeczy, którymi wabiły stoiska.
      I jeszcze ta piękna okolica. Jeśli tylko będę jeszcze kiedyś na Węgrzech, chętnie odwiedzę Tihany po raz kolejny.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  13. Przepiękne zdjęcia i ten zapach lawendy. Ależ tam musi być klimat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Bardzo przyjemna wioseczka. Wygląda jak malowana.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  14. Malownicze miejsca :) W dodatku uwielbiam zapach lawendy :)
    I ta historia o księżniczce :) pobudziła moją wyobraźnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, że historia o księżniczce Ci się spodobała.
      Patrząc na Ciebie i Twoją zgrabną figurkę - sama wyglądasz jak rasowa księżniczka:)
      Bardzo podobają mi się Twoje fotki.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  15. Niewątpliwie bardzo klimatyczne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale pięknie, no jestem zauroczona tym miejscem!
    Też bym poszła na zwiad, a nie od razu na plażę. Tzn. może na plaży schłodziłabym się wodą, wytarła i - NA ZWIAD! Bo strasznie gorąco tam miałaś... O_O
    Jeszcze raz powtórzę - prześlicznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dość, że ładnie to jeszcze ciekawie. Jest tyle tras do spacerowania, że nie można się tutaj nudzić.
      Piękne widoki, winnice położone na stokach, iskrzący się w słońcu Balaton.
      Ach - chętnie zajrzałabym tam znowu.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  17. Droga Mario!
    Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ucieszył mnie spacer po Tihany.
    Bardzo miło wspominam lipiec ubiegłego roku i to magiczne miejsce.
    Podobnie jak Ty, nie wybrałam kąpieli ale ruszyłam na poznawanie miejscowości.
    Jednego żałowałam, że przekwitła lawenda chociaż jej zapach unosił się w całym Tihany.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo, o ile sobie dobrze przypominam to Tihany po raz pierwszy widziałam u Ciebie.
      Tak bardzo mi się spodobało, że zapisałam tę nazwę w "podróżniczym kajeciku".
      Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć to cudne miejsce. Niestety lawenda przekwitła, ale tak jak mówisz - czuć ją było wszędzie.
      Przesyłam do Ciebie moc serdeczności:)

      Usuń
  18. Witaj Podróżniczko:))) Piękne miejsca zwiedzasz:) Zdjęcia są cudowne, szczególnie podoba mi się ceramika i oczywiście akcenty lawendy.. ekstra:)))
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej:)
      Szczerze mówiąc nie spodziewałam się na Węgrzech aż tylu atrakcji. Dobrze, że się tam wybrałam.
      Od ceramiki nie mogłam oderwać oczu i najchętniej wykupiłabym wszystko:)
      Przesyłam serdeczności:)

      Usuń
  19. Te krzyże na początkowych zdjęciach... imponujący i zapierający dech w piersi widok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. To jedna z piękniejszych dróg krzyżowych jakie widziałam.
      No i oczywiście cudne widoki z góry dopełniają całości.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  20. Zaczynam myśleć o takim miejscu dla siebie ,,gdzie czas się zatrzymal" postęp zaczyna mnie męczyć :)
    Pieknie tam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, życie coraz bardziej gna do przodu, więc chyba każdy z nas poszukuje w swoim życiu takich cichych przystani.
      Ja również należę do tych osób, które nie przepadają za zgiełkiem ulicznym, a duże metropolie mnie przytłaczają.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  21. Oj, zatęskniłam za dalszą, dłuższą wyprawą w obce strony. W tym roku mialam kilka krótkich wypadów, ale tylko krajowych. Ty jesteś dla mnie motywatorem do planowania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie wypady też są przyjemne. Przynajmniej nie trzeba pakować walizek:)
      Cieszę się, że jestem dla Ciebie motywatorem. To fajne uczucie:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  22. Chciałabym kiedyś odwiedzić tę wioskę znajdującą się na półwyspie.
    Śliczne miejsce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz się wybrać. Nie jest daleko. Droga praktycznie taka sama jak nad nasze morze.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  23. Oglądałam zdjęcia z otwartą buzią...że co,że tak ładnie na Węgrzech? Pamietam Twój chorwacki, lawendowy wpis, ja w tym rok zwiedziłam angielskie pola lawendowe, ale i tam nie było tak filoletowo jak u Ciebie. I te krzyże, i te garnuszki jak u Pawlaków, echh żeby tylko cżłowiek miał więcej kasy i wolnego...
    Pozdrawiam
    https://zapiskizangielskichpodrozy.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz? Jak to nigdy nic nie wiadomo:)
      Oj masz rację - świat taki piękny, że chciałoby się cały czas podróżować.
      Może warto pomyśleć o skreśleniu kuponu w totka?
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  24. Ten "Papirkahaus" to jeden ze słynniejszych domów na Węgrzech, jest nawet na okładkach przewodników ;)

    Natomiast Karol IV nie był synem Franciszka Józefa, tam pokrewieństwo było dalsze: brat FJI był dziadkiem Karola. Czyli Franciszek Józef był wujkiem ostatniego cesarza/króla ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Karol był synem Ottona. Dziękuję za sprostowanie i już poprawiam.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  25. Kolejne ciekawe miejsce zwiedziłam dzięki Tobie.
    Dziękuję Mario.
    Na razie podróżuję tylko wirtualnie...

    OdpowiedzUsuń