"Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy"
M. Grechuta
Naszą przygodę z Lanckoroną - pewnie jak większość odwiedzających ją osób zaczynamy od wybrukowanego Rynku wokół którego stoją zabytkowe domy pochodzące z drugiej połowy XIX wieku. Temperatura przekroczyła prawie 30 stopni, więc lekko nie będzie, a ja na dokładkę wymyśliłam sobie wejście na szczyt Góry Lanckorońskiej, gdzie zobaczyć można pozostałości XIV-wiecznego Zamku wzniesionego przez Kazimierza Wielkiego.
Liczę również na piękne widoki. Niestety okazuje się to absolutnie niemożliwe, ze względu na wysoko rosnące drzewa liściaste. Ścieżka prowadząca do zamkowych ruin biegnie przez las, więc maszeruje się całkiem przyjemnie.
Wieś Lanckorona lokowana była przez Kazimierza Wielkiego
w 1359 roku na prawie magdeburskim, po czym dwa lata później nadano jej prawa miejskie.
Ustanowiono wówczas
cotygodniowe targi czwartkowe oraz przyznano prawa do handlu
w Krakowie i innych miastach królewskich, wyrębu drzew w granicach
miasta, przywozu piwa dla mieszczan i prawo składu.
Pierwszym starostą został Zbigniew z Brzezia, który za zasługi w Bitwie po Grunwaldem wraz z całą rodziną przeniósł się do podkrakowskich włości przybierając nazwisko Lanckorońscy.
Wybrane nazwisko też nie było dziełem przypadku. Jeszcze w XII wieku na
pobliskie ziemie sprowadzili się osadnicy z Niemiec, którzy nazwali
je Landskron – Koronna Ziemia.
Przykry widok, ale niestety tylko tyle pozostało po zamku:(:( |
Lanckoroński Rynek położony jest na zboczu góry. Domy, które go otaczają zbudowane zostały po pożarze, który miał miejsce w 1868 roku. Od podpalonej plebani
zajęło się całe miasto trawiąc najcenniejsze i najstarsze budynki
mieszkalne i użytkowe. Stąd też praktycznie cała zabudowa wraz z
budynkami z pobliskich uliczek pochodzi z XIX wieku prezentując domy z
podcieniami.
Dzięki przepięknemu położeniu i zabytkowej zabudowie,
Lanckorona zyskała uznanie wśród artystów, którzy z pobliskiego Krakowa
przyjeżdżali tu by poszukiwać unikatowej weny twórczej. Mieszkali tu
między innymi Marek Grechuta, Andrzej Wajda, czy Jerzy Trela. Na rynku znajduje się Studnia Marka Grechuty, który niegdyś stworzył
piosenkę pt. „Lanckorona”, a pośmiertnie otrzymał tytuł
Anioła Lanckorony. Na studni widnieje fragment jego najbardziej znanego
utworu: „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy…”.
Co roku w grudniu odbywa się w miasteczku Festiwal Aniołów. Jego ideą jest dotarcie do ludzkich serc, a także zwrócenie uwagi na to, że wokół nas jest sporo osób pełnych zaangażowania, pasji, niosących pomoc potrzebującym.
Pierwszy festiwal odbył się w 2004 roku, a jego pomysłodawczynią jest Pani Renata Bukowska wraz z mężem. Podczas festiwalu odbywają się liczne warsztaty oraz wystawy, trwa regionalny jarmark, na którym można zakupić wyroby lokalnych
artystów oraz posmakować Lanckorońskich przysmaków. Wszystkiemu
towarzyszy anielski klimat i muzyka. Bez dwóch zdań muszę tutaj również zajrzeć w zimie:)
Skąd wzięły się anioły w Lanckoronie?
Sfrunął skądś od Wadowic
Przysiadł na ryneczku.
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Musnął skrzydłem staruszka,
Dał całusa dziecku;
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Sprawdził czy miłość
Mieszka tu w każdym domeczku.
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Napomniał lanckoronian;
Żyjcie po sąsiedzku!
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Nawiedził strzelistą wieżę,
Ołtarz, Matkę, Dziecko;
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Braci zwołał i teraz;
W każdym ogródeczku:
Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
/słowa - Jacek Wojs - mieszkaniec Lanckorony, muzyka Jacek Zieliński - Skaldowie/
Wiele razy czytałam na Waszych blogach, że Arka Cafe należy do jednego z pyszniejszych oraz bardzo klimatycznych adresów kulinarnych znajdujących się w Małopolsce. Rzeczywiście muszę to potwierdzić:)
Knajpka mieści się w pięknej, zabytkowej chałupie, która wyśmienicie wpasowuje się
do tutejszej, małomiasteczkowej zabudowy. Położona blisko Rynku, w ustronnym, przytulnym miejscu, z miłą i sielską atmosferą. Oprócz kawy, herbaty oraz pysznych ciast /"malinowa chmurka" jest najlepszą możliwą wersją jaką do tej pory jadłam/ - kawiarnia oferuje również fajne wrażenia wizualne, w postaci ceramicznych rzeźb, czy też pochodzących z różnych stron świata znaczków pocztowych, tworzących
kawiarnianą tapetę.
Właścicielka wykorzystała oryginalne znaczki, powiększyła je kserograficznie i nalepiła na białych ścianach wewnątrz budynku. Wygląda to super!
Równie uroczy jest kawiarniany ogródek, z którego można przejść do Galerii Arka, prowadzonej przez właścicieli kawiarni.
Kolejnym adresem jaki odwiedzamy jest ulica Targowa 19, reklamowana przez właścicieli jako idealne miejsce na letni chillout - skąd podobno mają roztaczać się piękne widoki na całą okolicę oraz Babią Górę. Jak pech, to pech. Być może kiedyś tak bywało, ale aktualnie drzewa osiągnęły takie rozmiary, że oprócz szkolnego autobusu stojącego na trawniku oraz sielskiej i anielskiej atmosfery, niewiele udało mi się zobaczyć. Fakt, faktem - cisza i spokój są tutaj gwarantowane.
Jak wcześniej wspomniałam początki Lanckorony sięgają przełomu XII i
XIII wieku, kiedy niemieccy koloniści założyli tu niewielką osadę, a na
szczycie Góry Lanckorońskiej utworzono gródek strażniczy.
Wpływ na rozwój osady miał Kazimierz Wielki. Od roku 1348 granica
państwa przebiegała w dolinie rzeki Skawinki, a król postanowił wznieść w
Lanckoronie murowany zamek dla
ochrony pogranicza.
Okres największego dobrobytu w
Lanckoronie przypada na czas rządów rodu Wolskich. Kolejni starostowie z
tego rodu doprowadzili do rozkwitu miasta i jego zaplecza.
W 1537 roku,
kiedy dobrami lanckorońskimi zarządzał Mikołaj Wolski - król Zygmunt
Stary potwierdził przywileje Lanckorony i nadał jej prawo organizowania 2
jarmarków: na św. Jana (czerwiec) i św. Bartłomieja (sierpień), a
dodatkowo przeniósł targi z czwartku na niedzielę.
W XVII wieku Lanckorona podupadła. Podczas konfederacji barskiej zamek służył
konfederatom jako punkt oparcia. W roku 1771 wojska
rosyjskie Aleksandra Suworowa pobiły w bitwie konfederatów, a rok
później konfederaci poddali zamek lanckoroński wojskom austriackim.
W 1797 roku cesarz Franciszek II potwierdził przywileje grodzkie
Lanckorony, ustanowił magistrat oraz nadał miastu herb, w którym wieniec
laurowy zwieńczony koroną został otoczony napisem Sigillum regiae civitatis Landskoronensis.
Jednym z miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w Lanckoronie jest Izba
Muzealna im. Antoniego Krajewskiego. Powstała w 1967 r. z inicjatywy
Towarzystwa Przyjaciół Lanckorony. Mieści się w budynku, który ocalał z
pożaru w 1868 roku.
Znajdują się tutaj eksponaty muzealne ukazujące życie mieszkańców z początków
XX wieku oraz makieta przedstawiająca rynek przed wybuchem wielkiego pożaru.
W przedsionku ulokowano uroczy sklepik, w którym można zaopatrzyć się w najróżniejsze pamiątki - począwszy od lanckorońskich aniołów, poprzez wszelkiego rodzaju obrazy, pięknie dziergane serwetki, a skończywszy na czym tylko się da:):)
Mój wybór padł na tego sympatycznego aniołka:) |
Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze
i przesyłam do Was serdeczne, jesienne pozdrowienia:):)
Świetny spacer po klimatycznym miasteczku:)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu odwiedzić Lanckoronę.
Marta.
Najwyższy czas:):)
UsuńJa tez, Lanckorone musze odwiedzic. Ciagle cos wypada. A to bardzo piekne miasteczko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Chyba nie masz innego wyjścia i musisz tam pojechać:):)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Super post i świetnie zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zachęciłaś mnie do odwiedzenia Lanckorony:)
Krzysiek.
Bardzo się cieszę, że czujesz się zachęcony:):)
UsuńZainteresowałaś mnie na tyle, że sprawdziłam położenia oraz możliwość transportu publicznego. Oczywiście nie na teraz, ale za rok być może skorzystam. Niezwykle klimatyczne jest ta kawiarenka, patrząc na zdjęcie poczułam, że chciałabym się tam znaleźć,a chilloutowe klimaty chętnie widziane. Sama nazwa Lancorona brzmi nieco egzotycznie, wstyd się przyznać, ale wydawała mi się obcojęzyczną nazwa.
OdpowiedzUsuńDobrze jest połączyć wizytę w Lanckoronie z wizytą np. w Kalwarii Zebrzydowskiej.
UsuńKawiarenka po prostu wymiata. Jeśli będzie ciasto malinowa chmurka - bierz w ciemno:):)
Faktycznie nazwa Lanckorona ma totalnie nie polskie brzmienie, a bardziej niemieckie.
Serdecznie pozdrawiam:)
Bylam dwa razy i moglabym codziennie tam spacerowac...bardzo klimatyczne miasteczko , Arke uwielbiam! Przepiekne zdjecia!!!
OdpowiedzUsuńChciałabym jeszcze odwiedzić Lanckoronę w zimie, kiedy trwa festiwal aniołów.
UsuńMoże się uda...
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
To wspaniałe miejsce,które znam tylko wirtualnie:)))wybierałam się całe lato ale wciąż coś przeszkadzało:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńJa też podejmowałam kilkakrotne próby, aż w końcu się udało:)
UsuńBuziaki dla Ciebie:)
Kocham spacerować lanckorońskimi ścieżynkami... mógłbym tam być codziennie i nigdy by mi się nie znudziło. Piękne zdjęcia! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście spaceruje się tam bardzo przyjemnie. Niestety w czasie naszego pobytu panował straszny upał, więc cały czas mieliśmy pod górę:):)
UsuńDziękuję bardzo i przesyłam pakiet serdeczności:)
Mario przywróciłas mi mile wspomnienia.Moja kochana Lanckorona przez wiele lat mojego dzieciństwa była miejscem wakacji.Widzę ze niewiele zostało z ruin zamku.Mieszkalismy w różnych domach ,pensjonacie i u gospodarzy.Schodzilismy chyba wszystkie leśne ścieżki i kompalismy się w basenie na samym dole Lanckorony.Miał tu swój dom Wojciech Pszoniak,gościł wielu wspaniałych aktorów.W jadalni spotykalam niezapomnianą Danusie Rinn.Po kocich lbach rynku uczył się chodzic mój starszy syn i pomyśleć ze to było tylko 41 lat temu.Taki sam piękny był rynek ze starymi zabytkowymi domami.Dziekuje Ci za chwile wzruszeń.Pozdrawiam Marta uk
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo się cieszę, że mogłam Ci zafundować powrót do pięknych wspomnień:)
UsuńOj, 40 lat temu Lanckorona to dopiero musiało być coś ... Życie artystyczne kwitło, a Ty mogłaś w tym uczestniczyć na bieżąco.
Aż Ci zazdroszczę tych pięknych momentów:)
Dziękuję bardzo za miłe słowa i przesyłam moc pozdrowień:)
Też mnie zachwyciła Lanckorona co nikogo nie powinno dziwić bo każdy kto ją odwiedza wraca z podobnymi wrażeniami. Pięknie, bajkowo i klimatycznie. Spędziłam tam kiedyś jeden dzień i bardzo bym chciała wrócić kiedyś przynajmniej na dwa, tak żeby móc zasnąć i obudzić się w Lanckoronie. A Arca Cafe to jeden z obowiązkowych punktów na mapie miasta, dociera tam każdy.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że gdy pierwszy raz usłyszałam nazwę Lanckorona to byłam przekonana, że to jest miasto za granicą. Jakoś mi to w ogóle do naszej ojczyzny nie pasowało :)
U mnie z tymi wrażeniami bywało różnie, ale skoro cały świat zachwyca się Lanckoroną nie mogę przecież iść pod prąd:)
UsuńJedno jest jednak pewne - Arka Cafe jest super!!!
To fakt - słowo Lanckorona nie brzmi polsko:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Byłam tu około rok temu. Zwiedziłam większość opisywanych przez Ciebie obiektów.
OdpowiedzUsuńByłam w kawiarni, galerii - mile wspominam :)
Ja też mogę powiedzieć, że miło wspominam, a jeśli wrócę to w grudniu na festiwal aniołów:)
UsuńPozdrawiam:)
Najwyższy czas, abym odwiedziła Lanckorone, ponieważ coraz bliżej niej bywam ( Kalwaria Zebrzydłowska)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mario, serdecznie :)
My też przy okazji wizyty w Lanckoronie odwiedziliśmy Kalwarię Zebrzydowską, więc skoro bywasz w Kalwarii, to do Lanckorony masz "rzut beretem".
UsuńPosyłam moc serdeczności:)
Takich miejsc już nie ma w Polsce za wiele. Wielkie brawa dla mieszkańców i włodarzy za pielęgnowanie klimatu tego niesamowitego miasteczka, który tak pięknie uchwyciłaś na swoich zdjęciach.
OdpowiedzUsuńA aniołek cudny, wpisuje się w klimat Twoich wnętrz.
No i ciasto, ślinka mi pociekła...
Fajna wyprawa, dzięki:)))
Myślę, że w Polsce Północnej można jeszcze spotkać sporo takich wsi-skansenów. Kaszuby, Mazury, Kujawy ...
UsuńNiewątpliwie ma to swój niepowtarzalny urok. Chyba ludziom znudziła się już ta cała nowoczesność i coraz częściej oglądamy się wstecz:)
Oj to ciacho zjadłabym nawet tu i teraz:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Skanseny tak, oczywiście, ale na żywo w mojej okolicy to nie ma nic takiego klimatycznego. Fajnie, że choć skanseny:)))
UsuńMiasteczko niezwykle klimatyczne, bardzo spodobał nam się spacer jego uliczkami i oczywiście kawiarnia Arka. Ostatnio żona skądś wytrzasnęła książkę " Koniec wiosny w Lanckoronie" i mówi, że fajna. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałeś mnie tą książką...:)
UsuńPozdrawiam Ciebie oraz żonę:):)
Kochana
OdpowiedzUsuńPiękna foto-relacja🤗🧡🌻
Nie byłam, w tym malowniczym miejscu, bo nie podróżuję ostatnio, nad czym boleję.
Kawa wygląda obłędnie☕😘
Serdeczności zostawiam moc na miły weekend🌺😀🌞🦋🌳
Dziękuję bardzo:)
UsuńMy też ostatnio mało podróżujemy. Po pierwsze epidemia, a po drugie kłopoty zdrowotne:(
Buziaczki:)
Nigdy nie byłam w Lanckoronie, czego po przeczytaniu Twojej relacji ogromnie żałuję. Ale przynajmniej trochę z Tobą pospacerowałam :) Kiedyś zbierałam znaczki i na ścianach Cafe Arka dostrzegłąm niektóre z mojej kolekcji. Zauważyłam też znaczek japoński! To ten z turkawką/synogarlicą obok Gandhiego i pary siedzącej na ławce.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego :))
Ja też jako nastolatka miałam dosyć pokaźną kolekcję znaczków, ale klaser gdzieś przepadł.
UsuńFajny pomysł z tymi znaczkami miała właścicielka lokalu. Wygląda to super:)
No proszę, jaka niespodzianka - japoński znaczek w Lanckoronie!!!
Serdeczności posyłam:)
Piękna fotorelacja, najwyższy czas odwiedzić to klimatyczne miejsce. Z tym miejscem wiąże się okno kawiarni z kobaltowymi naczyniami, przynajmniej dlanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko.:)
Dziękuję bardzo Celu:)
UsuńJestem przekonana, że Lanckorona przypadnie Ci do gustu:)
Może wybierz się w grudniu, na festiwal Aniołów?:)
Odwzajemniam serdecznie pozdrowienia:)
Widzę, że warto tam się wybrać :)
OdpowiedzUsuńZ dziesięć lat temu, a może więcej, byłam ostatni raz w Lanckoronie. Klimatyczna miejscowość. A co do zamku, wydaje mi się, że ruiny były wtedy większe. A może tylko mi się wydaje.
OdpowiedzUsuń