"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań.
Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj"
Mark Twain
Marsaxlokk to mała rybacka wioska leżąca na południu Malty. Swoją popularność zawdzięcza m.in. dzięki kolorowym łodziom tzw. luzzu, unoszącym się wdzięcznie przy brzegach portu oraz słynnemu targowi ryb, odbywającemu się w każdą niedzielę /Malta to zdecydowanie kraj katolicki/ i przyciągającemu rzesze ciekawskich turystów.
Nie ukrywam, że ja również przybyłam do Marsaxlokk głównie po to, żeby zakupić oryginalną pamiątkę wyprodukowaną przez tamtejszych "rzemieślników". Byłam święcie przekonana, że z pustymi rękami na pewno stąd nie wyjadę - tym bardziej że mój maltański przewodnik wyraźnie wspomina o lokalnym rękodziele jako głównej atrakcji targu.
A tymczasem co widzę? Szwarc, mydło i powidło. Jednym słowem totalne badziewie pochodzące chyba ze wszystkich zakątków świata, głównie z Chin. Oczywiście są też ryby, no bo w końcu to targ rybny, ale ku mojemu zaskoczeniu lokalnego rękodzieła w postaci dzierganych obrusów jakoś dostrzec nie mogę albo po prostu w tę akurat niedzielę mam pecha:)
Mówi się trudno i idzie się dalej - między straganami z przyprawami, oliwkami, nalewkami oraz "chińskim rękodziełem", czyli torbami, walizkami, serwetkami i plastikowymi zabawkami.
No cóż, skoro zakupy okazały się fiaskiem /żałuję, że nie kupiłam soli/ - maszeruję więc dalej i poddaję się zupełnie klimatowi miasteczka, któremu jednej rzeczy na pewno nie można odmówić - uroku osobistego:)
Dawno nie widziałam tak kolorystycznie zaakcentowanego miejsca. Nie dziwię się, że Marsaxlokk potrafi siebie tak wdzięcznie reklamować w folderach turystycznych. Tutaj nie tylko łodzie są kolorowe /podobno nie ma dwóch identycznych wzorów/, ale także ludzie pochodzący z różnych krajów, kultur i języków wprowadzają bardzo etniczny klimat. Czy wiecie, że mieszkańcy Malty posługują się aż trzema językami?
No cóż, skoro zakupy okazały się fiaskiem /żałuję, że nie kupiłam soli/ - maszeruję więc dalej i poddaję się zupełnie klimatowi miasteczka, któremu jednej rzeczy na pewno nie można odmówić - uroku osobistego:)
Dawno nie widziałam tak kolorystycznie zaakcentowanego miejsca. Nie dziwię się, że Marsaxlokk potrafi siebie tak wdzięcznie reklamować w folderach turystycznych. Tutaj nie tylko łodzie są kolorowe /podobno nie ma dwóch identycznych wzorów/, ale także ludzie pochodzący z różnych krajów, kultur i języków wprowadzają bardzo etniczny klimat. Czy wiecie, że mieszkańcy Malty posługują się aż trzema językami?