Ubolewam nad tym, że ostatnimi czasy bardzo rzadko bywam na blogu, ale nie myślicie sobie, że wena mnie opuściła, a tematy się wyczerpały. Nic z tych rzeczy. Mimo, iż moja ręka wciąż niedomaga, a pisanie postów jest sporym wyzwaniem - to jednak bakcyl podróżowania ciągle ma włączoną funkcję "turn on":)
Dzisiaj będzie krótko, konkretnie - ale za to bardzo pięknie i całkiem na bieżąco. Pokażę Wam Tatry z tegorocznej, majowej scenerii. To był idealny dzień i idealna pogoda na eksplorację gór, których białe ośnieżone szczyty widziałam już z miejsca naszego zamieszkania - mimo iż od Zakopanego dzieli mnie około 150 km. Często się zdarza, że przy dobrej i klarownej pogodzie, wychodzę na pobliskie skałki i góry mam prawie na wyciągnięcie ręki.
Tym razem wybieram opcję "face to face" i razem ze wschodzącym słoneczkiem ruszamy w stronę Zakopanego. Im bliżej, tym piękniej i wyraźniej zarysowują się górskie szczyty. Już sama jazda "zakopianką" wprawia człowieka w dobry nastrój, a to dopiero początek:)
Niezwykle urokliwe miasteczko w południowych Czechach, położone nad rzeką Wełtawą przyciągnęło również nas - a spacerowanie jego klimatycznymi i bardzo kolorowymi uliczkami sprawiło nam ogromną przyjemność:)