Kto chociaż raz odwiedził Halsstatt - ten wie, że przy pierwszej nadarzającej się okazji wróci tutaj ponownie. Nie na darmo w rankingu najpiękniejszych austriackich miast plasuje się na pierwszym miejscu, a ja pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że należy do ścisłej europejskiej czołówki.
Hallstatt
to miasto pocztówka i obowiązkowy punkt programu podczas wizyty w Górnej Austrii. W wakacje bywa
tu nieznośnie tłoczno – brakuje miejsc parkingowych, a wąskimi
uliczkami, po schodkach przeciskają się tłumy turystów z całego świata,
by zająć najdogodniejsze miejsca na tarasach widokowych, ruszyć w rejs,
czy usiąść w restauracji. Ukochali je szczególnie Japończycy oraz Chińczycy i rzeczywiście ... kiedy parę lat temu byliśmy tutaj po raz pierwszy, wspomniane nacje wiodły prym w obleganiu miasta. Aktualnie koronawirus zweryfikował wszelkie plany dalekich podróży, więc Hallstatt ma szansę na złapanie krótkiego oddechu od tłumu wszechobecnych turystów.
Aż trudno uwierzyć, że aktualnie panuje tu względny spokój i cisza - jak za starych, dobrych czasów. Pierwszą drogę prowadzącą do miasta zbudowano dopiero w XIX wieku, a wcześniej wiodły do niego tylko szlaki piesze lub ewentualnie rzeczne.
Read more https://dd-restaurant.ru/pl/jamcompotesjams/citaty-pro-cvety-citaty-i-aforizmy-o-cvetah/
Wystarczy spojrzeć na nie i odetchnąć ich zapachem".
Zanim pojadę do Prowansji (innej opcji nie biorę pod uwagę - taki żarcik/, z całą pewnością minie jeszcze "sporo czasu", a póki co jej pachnącą namiastkę odnalazłam w pewnej podkrakowskiej miejscowości o nazwie Ostrów/k. Proszowic. Nie jest to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, a historię powstania lawendowego ogrodu opisałam tutaj.
Kiedy trzy lata temu odwiedziliśmy Ostrów była niedziela - nic więc dziwnego, że spacerujących i fotografujących ludzi było więcej niż trzmieli latających nad krzewami lawendy.
Pomyślałam sobie, że tym razem "przechytrzę system" i przyjadę w tygodniu. Jakież było moje zaskoczenie i niedowierzanie, kiedy w godzinach popołudniowych dnia powszedniego, lawendowe wzgórza również oblepione były ludźmi. Muszę dodać, że ani jedna osoba nie miała założonej maseczki, a przestrzeganie zalecanej bezpiecznej odległości w ogóle nie wchodziło w grę.
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Ostatnimi czasy dopadł mnie straszny "kryzys twórczy". Nie wiem czy powinnam złożyć to na karb wiosennego przesilenia, czy być może zwyczajnego wypalenia materiału:) Mam jednak nadzieję, że jest to stan przejściowy i wkrótce wszystko wróci do normy:)
A niech tam - idę za ciosem i dzisiaj też będzie kolorowo i kwieciście:) Co prawda okres kwitnienia różaneczników i azalii dopiero przed nami, ale biorąc pod uwagę fakt, że w najbliższym czasie podróżowanie oraz przemieszczanie się będzie prawdopodobnie nadal utrudnione lub zupełnie niemożliwe - pozostaje nam retrospekcja. Tak więc w naszych wspomnieniach udajemy się do uroczego Ogrodu Japońskiego znajdującego się w miejscowości Pisarzowice położonej niedaleko Bielska-Białej.
Podobno historia ogrodu państwa Pudełko sięga wycieczki do Japonii, którą swego czasu odbył ojciec wraz z synem Sebastianem i jak na rodzinę wytrawnych ogrodników przystało - w Kraju Kwitnącej Wiśni zwiedzali oni głównie ogrody.
Oprócz wspomnień i ogromnej ilości zdjęć w głowie juniora zakiełkowała myśl o założeniu własnego ogrodu japońskiego, a efekty tych poczynań możemy podziwiać przyjeżdżając właśnie do Pisarzowic. Przedsięwzięcie było od razu zakrojone na dość dużą skalę i wymagało sporych nakładów finansowych, jednak Sebastian w końcu przekonał do swojego pomysłu rodziców i mniej więcej w 2003 roku powstały pierwsze szkice ogrodu. Następnie rozpoczęto prace nad ukształtowaniem terenu - wytyczono dosyć duży staw i stopniowo dosadzano rośliny.
Śpiew ptaków oraz budząca się do życia przyroda sprawiają, że od razu chce chce się chcieć. Dla mnie kwiecień jest tym bardziej atrakcyjny, ponieważ w tym właśnie miesiącu następuje kumulacja imprez dotyczących mojej osoby:)
Pewnie przypominacie sobie jak w jednym z ostatnich postów pisałam o nieustannej miłości do wszelkiej roślinności i wielokrotnie zapraszałam Was również do przydomowego ogrodu. Dzisiaj pokażę Wam jak wygląda wiosna w naszym domu, gdzie głównymi bohaterami są oczywiście kwiaty, mające różne źródła pochodzenia:)
Część zakupiłam, część otrzymałam w prezencie, a pozostała część roślin pochodzi właśnie z ogrodu. Wystarczy je tylko zerwać, troszkę pokombinować i wiosenna kompozycja gotowa. Od razu robi się przyjemniej na duszy - a przy okazji można zresetować mózg i uciec chociaż na chwilkę od przytłaczających wiadomości. Nie wiem jak Wy, ale ja w tym trudnym okresie, staram się mimo wszystko optymistycznie patrzeć w przyszłość. Wierzę, że damy radę:)
"Jakaż to przyjemność obserwować własne myśli!
W dodatku w otoczeniu piękna, którym mogłem się swobodnie cieszyć,
nie próbując go zawłaszczyć.
To jeszcze jeden krzepiący aspekt natury: jej ogromne piękno jest dla wszystkich.
Nikt nie może pomyśleć, że zabierze do domu świt albo zachód słońca."
Tiziano Terzani