"Zobaczyć Neapol i umrzeć"
Goethe
Szczerze? Kiedy wysiadłam z samolotu i busikiem dotarłam do Placu Garibaldiego, gdzie mieścił się nasz hotel - słowa Goethego wydają się być jak najbardziej na miejscu. Myślę sobie - ja chyba naprawdę zaraz umrę.
Ale na pewno nie z powodu zachłyśnięcia się urodą miasta, lecz w związku z wszechobecnym brudem, odrapanymi ścianami oraz niewyobrażalną ilością śmieci walających się po ulicy. Tutaj żaden z mieszkańców nie zadaje sobie trudu, żeby puszkę po piciu, czy niedopałek papierosa wrzucić do kosza. Wszystko ląduje na bruku. Jedynie turyści starają się zachować jako takie zasady savoir vivr'u.
Takim właśnie obrazem nędzy i rozpaczy przywitał mnie Neapol. Pierwsze słowa jakie cisnęły mi się na usta brzmiały: "Zobaczyć Neapol i szybko wiać do domu" oraz "Co ja tutaj robię?".
Nawet nie znalazłam odpowiedniego słowa, którym mogłabym określić lub nazwać to "dziwne" miasto. Jak się potem okazało Neapol pokazał mi przynajmniej kilka swoich twarzy, ale pierwszą reakcją mojego organizmu na ten stan rzeczy było wrażenie wrzucenia do bębna maszyny losującej, w której odgłos klaksonów, kolorowych grafitti na ścianach, dobijanie targu przez czarnoskórych mężczyzn, gry hazardowe na ulicy - spowodowały totalny kołowrotek w mojej głowie. No nic. Zobaczymy co będzie dalej.
Takim właśnie obrazem nędzy i rozpaczy przywitał mnie Neapol. Pierwsze słowa jakie cisnęły mi się na usta brzmiały: "Zobaczyć Neapol i szybko wiać do domu" oraz "Co ja tutaj robię?".
Nawet nie znalazłam odpowiedniego słowa, którym mogłabym określić lub nazwać to "dziwne" miasto. Jak się potem okazało Neapol pokazał mi przynajmniej kilka swoich twarzy, ale pierwszą reakcją mojego organizmu na ten stan rzeczy było wrażenie wrzucenia do bębna maszyny losującej, w której odgłos klaksonów, kolorowych grafitti na ścianach, dobijanie targu przez czarnoskórych mężczyzn, gry hazardowe na ulicy - spowodowały totalny kołowrotek w mojej głowie. No nic. Zobaczymy co będzie dalej.