Czy wiecie, że krakowski smog /nie mylić ze smokiem wawelskim:)/ może mieć pozytywne konotacje, jeśli chodzi o spacerowanie, zwiedzanie oraz delektowanie się Krakowem?
Puste ulice, prawie pusty Rynek i nawet w restauracjach nie trzeba wcześniej rezerwować stolików - zaprawdę powiadam Wam, rzadki to rarytas:)
Być może gdyby nasza córeczka poinformowała nas wcześniej o czwartym stopniu przekroczenia wszystkich dopuszczalnych norm zanieczyszczenia powietrza - zostalibyśmy w domu, ale my nic nikomu nie mówiąc postanowiliśmy poszwendać się po mieście.
I dopiero kiedy przy wieczornej herbatce zaczęliśmy się zachwycać pięknym oraz pustym Krakowem - dziecko postukało się po czułku i stwierdziło, że nikt normalny w takim dniu do Krakowa raczej się nie wybiera.
A ja po prostu myślałam, że wszyscy wyjechali na ferie zimowe i stąd wziął się taki sympatyczny stan rzeczy:)
Żeby nasza młoda osóbka za bardzo w piórka nie obrosła - odparowałam jej, że dziesięć lat temu smog był taki sam, albo jeszcze większy - tylko czujników wtedy nie było. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Pamiętam ten wszechobecny smród z kominów i powietrze gęste od zanieczyszczeń. A przecież ...naście, czy też ... dziesiąt lat temu Huta im. Lenina, a potem Sendzimira również robiła swoją czarną robotę.
To fakt, że samochodów było wtedy o wiele mniej, ale pieców i dymiących na czarno kominów było z kolei o wiele, wiele więcej.
A jakie jest Wasze zdanie na ten najmodniejszy i najbardziej popularny w ostatnim czasie hicior, czyli smog?