Pszczyna chodziła po mojej głowie już od jakiegoś czasu, aż w końcu w pewien sierpniowy weekend - udało się "myśl przekuć w czyn".
Tym bardziej, że tak naprawdę położona jest niezbyt daleko od mojego miejsca zamieszkania i zupełnie nie rozumiem jak mogłam dopuścić do takiego zaniedbania żeby do tej pory nie odwiedzić tej pięknej, śląskiej rezydencji, która już z zewnątrz prezentuje się niezwykle okazale, a wewnątrz wręcz oślepia bogactwem i przepychem.
Nie będę Wam szczegółowo opisywać jej burzliwej, długiej i niezwykle ciekawej historii, ponieważ wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie w internecie, a znając mój zapał pisarski - gdybym w pełni rozkręciła skrzydła - przeczytanie tego posta zajęłoby dłuższą chwilkę:))
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym tu i ówdzie nie wtrąciła paru słów, dotyczących zwiedzanego przez nas Zamku.
Już na samym początku szczerze zachęcam Was do odwiedzenia tego urzekającego kompleksu pałacowo-ogrodowego, gdzie oprócz niesamowitych wnętrz, znajduje się piękny i gigantyczny park o powierzchni 156 ha.
Zamek w Pszczynie to dawna rezydencja magnacka powstała w XI lub XII wieku, wzniesiona przez książąt piastowskich jako strażnica przy szlaku handlowym łączącym Morawy z Rusią Kijowską, a także pełniąca funkcję myśliwską.
Od tego czasu wielokrotnie przebudowywana. W Średniowieczu Zamek był własnością książąt opolsko-raciborskich, książąt opawskich i cieszyńskich.
W latach 1548-1765 należał do śląskiego rodu Promnitzów, a w 1765-1847 książąt Anhalt-Kothen Pless. Od 1847 r. przechodzi w ręce książąt Hochberg von Pless z Książa, którzy dokonali jego przebudowy, na skutek której uzyskał on swój obecny kształt architektoniczny w stylu neobarokowym.